Wytchnienie (2/6)

228 25 79
                                    

      Rodney obudził się z okrutnym bólem głowy, który jednak trochę łagodziła wyjątkowo miękka poduszka, na której tę głowę podpierał i którą obejmował ramieniem. Wyjątkowo miękka, ciepła, gładka i... poruszająca się?
      Od kiedy miał wodną poduszkę?

      Otworzył oczy i zobaczył pasek czarnych, poprzecieranych, podziurawionych specjalnie spodni, przez który przechodziła jego ręka, podczas gdy to ciepłe, miękkie i gładkie na czym leżał jego policzek okazało się być widoczną dzięki zadartej podkoszulce skórą płaskiego, umięśnionego delikatnie brzucha. Jeszcze nie do końca przyswajając ten widok, powoli zadarł brodę i, przesuwając szeroko otwartymi oczami wzdłuż ciała swojej poduszki, luknął w górę, gdzie podparty o prawdziwą poduszkę brunet przeglądał coś na telefonie jedną ręką, drugą – jak się dopiero zorientował – trzymając na jego głowie.
      Gdy w mózgu mu wreszcie zaskoczyło, wzdrygnął się i odskoczył nagle w tył, spadając z łóżka i odsuwając się plecami aż pod szafę, byle dalej od "patającej" go lekko ręki oraz bioder, do których z kolei to on się dotąd nieświadomie tulił.

      – O, siema zezgonowańcu, witamy wśród żywych – powiedział chłopak z wciąż uniesioną ręką spod której uciekł, przekierowując na niego uwagę z telefonu.
      – Co do...?! Coś ty za jeden?! Co ja do cholery robię w tej dziurze i czemu w jednym łóżku z tobą?! – Skołowany szatyn rozejrzał się szybko i nieprzychylnie po ciemnym, wytapetowanym porwanymi plakatami w większości nieznanych mu zespołów metalowych (czy tam hard rockowych) pokoju jakiegoś obdartego punka, w którym nie miał pojęcia, jak się znalazł. Ostatnie co pamiętał to na razie to, jak szedł ze znajomymi po mieście, a potem urwał mu się film i obudził się tutaj, objęty przez jakiegoś kolesia spod ciemnej gwiazdy. Dobrze chociaż, że obaj mieli na sobie ubrania, bo nie wiedział, co by w innym przypadku zrobił.

      – Pff, jeśli tak dziękujesz za uratowanie życia, to ja się nie dziwię, że wszyscy twoi znajomi to skurwysyny niedające o nie faka. Łap, możesz sobie zatrzymać. Punk rzucił mu inhalator, który Rodney złapał automatycznie w obie dłonie i przyjrzał się z zaskoczeniem temu co trzymały, powoli odzyskując wspomnienia. – Kupię siostrze nowy zapas. Może też byś o jakimś pomyślał, a nie jak ostatni debil chlejesz substancje astmowywoławcze licząc, że może się nie udusisz.
      Brązowe brwi zmarszczyły się gniewnie, a policzki ich właściciela poczerwieniały.
      – Nie twoje w tym zmartwienie! na przyszłość po prostu zostaw mnie tam gdzie padnę, dziękuję bardzo! – Ze złością odrzucił inhalator na łóżko, podniósł się i poszedł po swoje łatwo zauważalne nawet w kątach pomieszczenia buty, by czym prędzej wsunąć je na stopy w celu jak najszybszego się stąd wyniesienia. W drzwiach do pokoju chciał wyjąć telefon z kieszeni bluzy i zamarł z włożonymi w nią dłońmi, a to czego jeszcze w niej brakowało przyćmiło problem braku urządzenia.

      – Tego szukasz?
      Błyskawicznie skierował wzrok w bok, gdzie podeszły do niego niezauważalnie chłopak trzymał przezroczystą torebeczkę z kolorowymi tabletkami, tuż przed jego twarzą.
      – Dawaj to! – Jeszcze bardziej błyskawicznie zamachnął się ręką, ale że najpierw musiał wyszarpnąć ją z kieszeni, brunet zdążył unieść przedmiot poza jego zasięg.

      – Ta, ta, marzy mi się, aby być współodpowiedzialnym za najbliższe nagłówki o kolejnej głupiej nastoletniej śmierci, możesz zapomnieć. – Trzymał torebeczkę w zaciśniętej pięści wysoko nad głową, ale Roddie i tak próbował ściągnąć jego silniejszą rękę do siebie, tak jakby miał z nim szanse.
      – Powiedziałem oddawaj! – Z impetem stanął mu wreszcie na okrytą tylko skarpetką stopę, tak że aż typek się skulił i rozluźnił dłoń, z której pochwycił swoją własność. Nie wiedział jeszcze jednak (ani nie kojarzył z plotek, jeśli o to chodzi), jak głupim posunięciem było wkurwiać Robina.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz