Trzy miesiące później
Adrien Agreste stał się dosłownie wrakiem człowieka. Wcale nie przypominał osoby sprzed kilku miesięcy. Jego cudowne oczy straciły cały blask, uśmiech zniknął z jego twarzy, a on sam miał już dość wszystkiego i wszystkich. Na marne było oczekiwać od niego zaśmiania się. Jego mama oraz przyjaciele próbowali zmuszać go do aktywności, ale on wykręcał się ze wszystkiego. Na nic nie miał siły i bezskutecznie zamykał się w swoich czterech ścianach w sypialni. Jedyną osobą, która widziała go codziennie był Plagg. To dzięki małemu kotkowi codziennie biegł na Wieżę Eiffla i tam oczekiwał niemożliwego. Że może jego życie cudem się odmieni.
Tego dnia również było podobnie. Tylko był mały wyjątek. Wszedł do agencji. Nie był w niej od tamtego pamiętnego razu. Obecnie większość częściej pracowała w terenie niż w agencji. Nie wpadł po drodze na nikogo. Podszedł do swojego biurka. Dalej było w takim stanie, jakie je pozostawił. Zapewne Rose musiała regularnie z niego sprzątać kurze.
Kwami wychyliło się z kieszeni chłopaka. Zauważył, że zaczął niespokojnie bawić się pierścieniem.
- Adrien, proszę, nie rób nic głupiego...
- Ja już nie daje rady Plagg... Ona była dla mnie wszystkim... Bez niej, nie ma mnie... Ja nie potrafię bez niej istnieć. Wybacz mi przyjacielu i jednocześnie dziękuję za wszystko. Dzięki tobie doświadczyłem wszystkiego najlepszego w moim ponurym życiu.
- Czekaj, czemu to brzmi jak pożegnanie? - podleciał do jego twarzy i spojrzał mu w oczy. Dostrzegł w nich łzy.
- Przepraszam Plagg... - szepnął i ściągnął pierścień. Mały kotek zniknął w miraculum.
Schował go do swojej szuflady. Spojrzał na nie jeszcze ostatni raz. Zasunął ją i wyszedł powoli z agencji. Szedł przez ulice Paryża. Teraz już szczęśliwego miasta. Kierował się do słynnego mostu zakochanych. Słońce coraz bliżej zbliżało się ku zachodowi, a niebo zaczęło przybierać kolorowe barwy. Lecz nawet to nie zdołało wywołać uśmiechu na jego twarzy. Gdy dotarł na sam środek mostu, wdrapał się na murek i stanął na nim. Patrzył na słońce jak coraz bardziej obniżało się.
Cudowny wieczór na skończenie ze swoim życiem, prawda Plagg?
- Ładny stamtąd widok?
Z jego myśli wyrwał go damski głos, lecz nawet się nie odwrócił, żeby to sprawdzić. Po chwili poczuł, że ktoś usiadł tuż przy jego nogach. Mimowolnie zerknął w dół.
- Wow, cudownie tu. Ale ty chyba nie na podziwianie widoczków tu przyszedłeś?
- Co? - zapytał zaskoczony. Zupełnie zignorował jej wcześniejsze słowa.
Na murku siedziała dziewczyna z granatowymi rozpuszczonymi włosami do ramion. Dostrzegł jej drobny nosek usiany piegami oraz jasne oczy. Lecz jego wzrok skupił się na bluzie, którą miała na sobie. Przydużej na nią czarnej bluzie z kapturem z zielonymi wstawkami. Zupełnie takiej samej, gdy trzy miesiące temu widział ją opuszczającą piekarnię ciągnąc za sobą walizkę. Zachwiał się, a jego serce stanęło.
- Marinette? - szepnął pod nosem, lecz nawet z tej odległości, która ich dzieliła to zdołała go usłyszeć.
- Tak mam na imię, jak to zgadłeś?
CZYTASZ
Misja Miraculous
FanfictionTajna agencja Mistrza Fu zrobi wszystko, żeby pokonać swojego wroga numer jeden - Władcę Ciem. Agenci specjalni - Alix Kubdel, Max Kanté, Ivan Bruel, Rose Lavillant, Nino Lahiffe oraz Adrien Agreste zrobią wszystko, żeby przechwycić cenne zagubione...