Bo tak na niby - ty jesteś tu,
nie mam nic do powiedzenia.
A tak naprawdę serce krwawi,
bo ciebie wcale nie ma.
Promienie słońca, które padały bezpośrednio na mnie, spowodowały, że jeszcze przez sen, zacząłem przecierać twarz chłodnymi dłońmi. Czując ciepło na skórze, nie otwarłem szeroko powiek, domyślając się tego, jak mogłoby się to skończyć. Odwróciłem głowę w drugą stronę, ale, co było niezwykle dziwne, blask wcale nie zniknął.
Powoli podniosłem powieki, starając się nie patrzeć bezpośrednio w źródło wcale nieblednącego światła. Mrużyłem oczy do chwili, kiedy zorientowałem się, że wcale nie musiałem tego robić. Roztaczająca się wokół mnie jasność, w ogóle mnie nie raziła. Mogłem rozejrzeć się wokół, bez obawy, że wypali mi dziury w miejscach, gdzie zazwyczaj znajdują się źrenice.
Rozglądałem się we wszystkich możliwych kierunkach, błądząc spojrzeniem po białych przestrzeniach, które rozciągały się w każdą stronę. Miejsce, w którym się znalazłem, było mi całkowicie mi obce. Przypominało trochę Hogwart, a dokładniej mówiąc, wschodni boczny dziedziniec, pośrodku którego, obudowana trzema kolumnami porośniętymi wijącym się bluszczem, stała nieduża fontanna, tryskająca pojedynczym strumieniem wody na wysokość prawie dwóch pięter. Nie potrafiłem, jak na złość, przypomnieć sobie, czy kiedy byłem w szkole, lubiłem przebywać w tym skwerze.
Odwróciłem się, słysząc za sobą coś... Ludzie, których nie mogłem skojarzyć po głosach, prowadzili luźną pogawędkę. Czasem robili dłuższe pauzy między wypowiadanymi zdaniami. Przerwy poświęcone chwilom zadumy, wynikającej z naprzemiennie usłyszanych słów. A czasem, rozmowom towarzyszył cichy chichot. Zaciekawiony, zacząłem iść w ich kierunku, jednak tak długo jak szedłem, wcale nie zbliżałem się do rozmawiających. Przystanąłem, orientując się, że mimo kilku minut, podczas których pokonałem kilka długości, ciągle stałem w tym samym miejscu lub bardzo podobnym do tego, z którego wyruszyłem...
(o)
– Jak długo jeszcze każecie mi czekać?
To było nie do zniesienia. Nie dość, że mężczyzna spóźniał się dobre czterdzieści minut na umówione i wielokrotnie potwierdzane spotkanie, to jeszcze miał czelność posłużyć się posłańcem, który z kolei był tak niekompetentny, że nie potrafił mi odpowiedzieć na żadne pytanie! Stałam na korytarzu i tupałam nogą, mając nikły cień nadziei na to, że pomoże mi to opanować nadszarpnięte nerwy.
– Przepraszam, już mówiłem, że pan Hamish ma teraz bardzo ważne spotkanie, które wynikło... – Posłaniec zatrzymał się w połowie zdania, szukając odpowiedniego słowa, lecz ja wiedziałam doskonale, że nie wymyśli nic, czym byłby w stanie mnie przekonać.
Usiadłam na marmurowej ławce o rzeźbionych na kształt lwich głów nóżkach, ale zaraz wstałam z impetem.
– Proszę w takim razie przekazać panu MacFarlanowi, że ja także jestem dzisiaj w pracy i nie mogę dłużej czekać aż on raczy wygospodarować dla mnie obiecaną chwilę czasu! – Choć wcześniej wysyłał mi po cztery sowy dziennie, by ustalić szczegóły naszego spotkania! Siliło mi się na usta, by to wykrzyczeć w twarz gońca. Dałam sobie spokój, słusznie stwierdzając, że, mimo wszystko, nie byłoby to profesjonalne zagranie. – Nie mam zamiaru tracić więcej minut – powiedziałam zła, że i tak zmarnowałam dużo czasu. Już miałam iść, kiedy dotarło do mnie, że doręczyciel zapewne nie wyczuł ironii w moim głosie, toteż nie miałam co liczyć na to, że powtórzyłby wszystko dokładnie tak, jak usłyszał...
CZYTASZ
Kolor Wstydu
FanfictionFanfiction oparte na "Harrym Potterze". Czasy po wojnie z Voldemortem, ale przed epilogiem. Historia dotyczy życia Hermiony Granger wraz z kilkoma innymi postaciami, wśród których można wymienić: Dracona Malfoya, Cedrika Diggory, Dolores Umbridge i...