3. Karter

155 8 17
                                    

Założyłam poły mojego płaszcza na siebie, szczelnie okrywając się materiałem. Nie lubiłam teleportować się do Karteru, w przeciwieństwie do wielu miejsc, podróż tam była dość specyficzna. Trwała znacznie krócej niż do oddalonego bardziej Azkabanu, a to dlatego, że można było lądować pod samą bramą więzienia, podczas gdy w przypadku tego drugiego, kończyła się w zatoce. Ze względów bezpieczeństwa Ministerstwo zakazało dalszej teleportacji. Oczywiście rozumiałam to doskonale. Pełno tam biegłych w czarnej magii ludzi, którzy wiedzieliby jak obejść zabezpieczenia, dlatego prościej było w ogóle zamknąć takie przejście.

To była moja druga wizyta tam. Do więzienia mniej rygorystycznego niż Azkaban, jak mawiali czarodzieje, trafiali nie tylko czarnoksiężnicy, czy osoby z nimi sympatyzujące, ale także ci, których występki były na tyle istotne, że musieli zostać odizolowani. I w przeciwieństwie do dość mylnej nazwy, która mogłaby przywodzić na myśl wulkaniczny krater, miejsce to było zlokalizowane na północy, gdzie pokrywa śnieżna praktycznie nie znikała przez cały rok.

Pierwszy raz byłam tu podczas procesu Lucjusza Malfoy'a. Było oczywiste, że mężczyzna trafi za kratki. Problem pojawił się, gdy zaczęto się zastanawiać, gdzie konkretnie. Jakoś udało mu się wywinąć od zasłużonego wyroku i uniknął celi po Bellatrix Lastrange. Za każdym razem, gdy wspominałam w myślach jej osobę, moje ciało przechodził dreszcz, a włoski na skórze stawały dęba. Odetchnęłam głęboko, czując mroźne powietrze w gardle. Zbliżałam się do celu podróży. Przetarłam dłonią przedramię drugiej kończyny piersiowej, czując w dalszym ciągu mrowienie, po nieciekawie zabliźnionej ranie.

Wtenczas byłam zaabsorbowana sprawą sądu i nie zwróciłam zbytniej uwagi na samo miejsce, w którym się to odbywało. Seamus Finnigan byłby przeszczęśliwy, gdyby mógł pracować nad takim budynkiem. Tyle ścian do wyburzania. Mógłby sprawdzić swój najnowszy wynalazek. Na ostatnio zebranej komisji w Ministerstwie Magii, gdzie to rozprawiano na temat istotnie niebezpiecznych środków magicznych, jego petardy zajęły drugie miejsce na podium. Chłopak, którego szkolne eksperymenty zawsze kończyły się większym lub mniejszym wybuchem, stał tuż za Ronem Weasley'em, który nieopatrznie zmieszał ze sobą dwa skrajnie niebezpieczne środki wybuchowe. Jeden był pochodzenia mugolskiego, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej, bo nie pamiętałam, by Ginny wspominała coś o Harrym, który mógłby być jedyną osobą zdolną do przemycenia czegoś takiego do świata czarodziejów. W każdym razie, mężczyzna spowodował tak ogromną, niekontrolowaną eksplozję, że zniszczył połowę wybrzeża! Pisały o tym zarówno nasze gazety jak i kilka regionalnych po stronie zwykłych ludzi. Ci drudzy tłumaczyli to jako wynik ziemskich ruchów tektonicznych. Niby nagromadzone pod powierzchnią wody gazy nie znajdowały ujścia lub coś w podobnym stylu... Jestem ciekawa, co na to wszystko Molly Weasley? Gdy to się stało, z całą rodzina przebywała u Billa i Fleur w nadmorskiej muszelce. O tyle dobrze, że domek skutecznie chroniło kilka zaklęć obronnych, w innym wypadku, pewnie niewiele by po nim zostało...

Weszłam na szare, kamienne schody, a para gargulców spojrzała się na mnie z niesmakiem. Nie lubili tutaj wizyt. W kieszeniach płaszcza poszukałam swojej przepustki, którą wydała mi szkoła. W zasadzie, sama ją sobie wyrobiłam, a pieczątka odciśnięta w czerwonym wosku, która pasowała do tej na paczce, mogła zostać użyta tylko raz i tylko w jednym celu.

Znalazłam, wyciągnęłam pismo i pokazałam pierwszemu stróżowi, jak się później okazało był to jeden i jedyny w całym południowym sektorze budynku. Sprawdził też paczkę, jednak mógł też tego nie robić. Użył zaklęcia, które praktycznie nic nie dawało. Rezultat był taki, że i tak niczego się nie dowiedział. Paczka uniosła się, lewitując z moich rąk kilka centymetrów w górę. Zawisła w powietrzu i po kilku sekundach z głuchym łoskotem spadła z powrotem w moje dłonie. Prychnęłam pod nosem, co zupełnie nie spodobało się strażnikowi. Przez myśl przeszło mi, że to charłak. Jego magiczne umiejętności były marne. Praktycznie bliskie zeru w oczach doświadczonego czarodzieja, choć jak na charłaka i tak dobrze sobie poradził. O ile rzeczywiście nim był...

Kolor WstyduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz