Czasami zastanawiałem się, a raczej zadawałem sobie pytanie: Dlaczego?.
Wyobrażałem sobie wtedy własne życie i jak mogłoby wyglądać, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Na przykład: „Co by było gdybym, zamiast w ponurym zamku, dorastał na przedmieściach Londynu w jednym z piętrowych bliźniaczych domków, jak Potter lub Granger"? Czy wśród mugoli, którzy nie zdają sobie sprawy z istnienia o wiele lepszej wersji świata, znalazłbym szczęście? Może miałbym coś pięknego, osiągalnego bez użycia czarów?
Albo co gdybym wychował się w rodzinie czarodziejów, takiej jak Weasleyowie... Wśród wsparcia rodziny i wiary, że wszystko się jakoś ułoży. Byłoby fajnie, nie?
Odetchnąłem głęboko. Powietrze wypuściłem z ust ze słyszalnym świstem, który zwrócił uwagę mojej matki. Spojrzała na mnie dosłownie na moment, a potem zwróciła się do Scorpisa. Chłopiec siedział blisko, po mojej lewej, inaczej niż kiedy to ja byłem dzieckiem. Mój ojciec wysyłał mnie daleko od siebie – choć długi prostokątny stół był zastawiany pod dwunastu gości, zawsze było nas tylko troje, rozdzielonych od siebie wolną przestrzenią z każdej możliwej strony.
Od kiedy tylko pamiętam, ojciec siadał na końcu, jemu przeciw matka, a ja gdzieś po środku. Zazwyczaj bliżej niej.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy Scorpius widelcem przełożył na bok krwisty stek, a zjadł same warzywa. Też nigdy nie lubiłem tak przyrządzonego mięsa, jednak ojciec stanowczo sprzeciwiał się temu, bym jadał inaczej. Parsknąłem gorzkim śmiechem. Pomyślałem o tym, co mu w ogóle zależało? Jakby inne menu miałoby zaszkodzić całemu systemowi jaki przez lata tworzył w swoim poronionym umyśle. Rytmowi życia, które prowadził, choć znacznie lepszym określeniem na to, byłoby raczej ciągnięcie. On ciągnął swoją egzystencję. Beznamiętnie, beznadziejnie, bezproblemowo.
– Zjedz resztę – usłyszałem matkę. Strofowała mojego syna, by zajął się posiłkiem. Siedziała naprzeciwko nas, ale już nie zajmowaliśmy najbardziej odległych miejsc. Usiedliśmy w poprzek stołu, od którego odstawiliśmy zbędne krzesła.
– Jeśli nie chcesz tego zjeść, nie musisz – powiedziałem spokojnym, ciepłym głosem. W sumie, nawet nie sądziłem, że dysponuję takim tonem. Był miły nie tyle dla słuchacza, choć chłopiec uśmiechnął się szeroko, ale przede wszystkim dla mnie. Mówić tak było prawie tak dobrze, jak móc usłyszeć to w przeszłości.
Kątem oka spojrzałem na kobietę. Patrzyła na nas oboje, ale gdy zauważyła, że się jej przyglądam spuściła wzrok na swój talerz. Nie odezwała się potem ani słowem.
Zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że miała mi za złe to, co spotkało Lucjusza. Został oskarżony i osadzony w Karterze. Minęło już tyle lat, a ona dalej wspominała, choć jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie było innego wyjścia. Musiał odpowiedzieć za swoje czyny. Każdy z nas musiał to zrobić...
System upadł.
(O)
Przesortowałam już wszystko? – pytałam samą siebie patrząc z góry na biurko zawalone kopertami, mniejszymi i większymi paczkami i tymi całkiem sporymi pakunkami jakie postawiłam w kącie przy szafie. Oparłam się o framugę drzwi, wzięłam łyk herbaty i odetchnęłam głęboko, ciesząc się z nadchodzącego końca dnia pracy.
Usłyszałam za sobą huk i żałosne pohukiwanie. Puszczyk Neville'a właśnie spadł z trapezu. Nie przejęłam się tym. To już czwarty raz tego dnia i niepamiętny od momentu, w którym chłopak zostawił go na przechowanie. Zastanawiałam się czasem, jak to możliwe, że ta sowa w ogóle jest zdolna do lotu. W zastraszającym tempie łapała stłuczenia i sińce, jakie było widać spod wybrakowanego upierzenia. Już dawno powinna być, co najmniej sparaliżowana. Nie zdołam policzyć, ile to już razy prosiłam Neville'a by osobiście przyszedł i poskładał jej potłuczone kości. Nie miałam do tego cierpliwości, jakbym nie miała innych zajęć w sowiarni.
Po pewnym czasie zmianom uległ cały Hogwart. Po trochu, małymi kroczkami zmieniało się to, co tych zmian potrzebowało i to, co tego wręcz wymagało. Granger, zaczynasz mówić jak Umbridge. Przestań! Potrząsnęłam głową rozeźlona, że znowu pomyślałam o tej kobiecie.
Cisnęłam gazetą z tym pamiętnym artykułem wprost do rozżarzonego kominka. Bodajże dwa dni temu w Proroku Codziennym napisali, że Przenoszą ją z Azkabanu do Karteru. Miała to być niby nagroda za „dobre sprawowanie", prychnęłam gniewnie. Do Azkabanu nie trafia się za byle przewinienie, a już na pewno nie wychodzi się stamtąd za dobre wyniki wychowawcze.
Jeszcze bardziej wkurzyłam się, gdy nadana została paczka z Hogwartu dla niej. Przeklęty Filch! Jako, że nie wpuszcza się zwierzęcych posłańców na podniebną strefę więzienia, dostarczyć ją musiał posłaniec – ktoś z pracowni. Szkoda tylko, że byłam jej jedynym pracownikiem!
Po dokładnym przeskanowaniu pudełka, dość ciężkiego trzeba przyznać, mogłam śmiało stwierdzić, że nie ma wewnątrz niczego niebezpiecznego. Korciło mnie, żeby rzucić okiem na zawartość, jednak magiczna pieczęć z adresem przesyłki mogła być zerwana tylko przez odbiorcę. Zmiany, zmiany, zmiany! Denerwowały mnie na każdym kroku. Kiedyś wystarczyło machnąć różdżką i wszystko można było łatwo odczytać. Znacznie bardziej odpowiadały mi stare zaklęcia, które można było rzucać wielokrotnie, gdy się niechcący na przykład zerwało zabezpieczenie. I w ogóle skąd charłak wiedział jak rzucić taki czar?!
No nic, pomyślałam. Nie zostało mi nic innego, jak uporać się z tym fantem. Machnęłam różdżką, a mój beżowy płaszcz z flauszu podleciał do mnie z wieszaka, zawisł za moimi plecami w taki sposób, ze mogłam spokojnie włożyć go na siebie, co uczyniłam chwilę potem. To samo zaklęcie zmotywowało mój szalik i beret. Zamknęłam za sobą drzwi, nie na klucz. To i tak koniec mojej zmiany, a wiedziałam, że zawsze Hagrid zajmuje się tym „biurem". Taka fucha klucznika. Powoli zeszłam po schodach, uważając na każdy stopień na jaki następowałam. W przeciwieństwie do reszty załogi „Opiekunów Piór", jak nazywali w szkole ludzi, którzy w tej samej wierzy przetrzymywali i opiekowali się sowami, nie preferowałam mioteł, by dostać się na sam szczyt budynku. I brak tej sympatii był raczej odwzajemniany.
Na samym dole czekało mnie jeszcze kilka minut jazdy powozem. Tym razem podpięte zostały nie do testrali, które przestały być dla mnie niewidoczne, a do trójnogich prakotronów.
– Nie sądziłam, że istnieją takie zwierzęta w naszym lesie – powiedziałam do siebie pod nosem, nie oczekując odzewu.
– Są sprowadzone ze wschodniej Europy – zatrzęsłam się przerażona słysząc za sobą męski głos. Odwróciłam się celując różdżką w tamtym kierunku. – Spokojnie, dziewczyno...
– Neville! Przestraszyłeś mnie. Gdzie się wybierasz?
– Jest piątek wieczór, jak ci się zdaje? Jadę do domu – powiedział, bo stanowczo czekałam na jakąś podpowiedź. – Umówiłem się z Luną, że pojedziemy na północ zobaczyć gody jednorożców. Ponoć to niesamowite przeżycie i niezapomniany widok...
– Parzących się kucyków? – zironizowałam. Puścił to mimo uszu.
– Piękne, prawda? – odezwał się po kilku minutach, gdy wóz ruszył z miejsca. Wiedziałam, że mówił o zwierzętach przed nami.
– Interesujące? Tak. Piękne? Spekulowałabym... – W tym samym czasie, gdy powiedziałam ostatnie słowo, poczułam piekący ból na policzku. Ta skubana gadzina uderzyła mnie ogonem!
– Nie obrażaj go. Biorą wszystko bardzo do siebie, Longbottom powiedział spokojnie, choć widziałam, że dławił w sobie śmiech.
– Śmiało, roześmiej się, nikt nie zauważy – powiedziałam, ale ani drgnął.
– Oj Hermiona, a myślałem, że to ty wszystko wiesz. Parkotrony reagują na emocje. Gdybyś powiedziała coś złego na ich temat, ale spokojnie, z luzem, pewnie nawet nie zwróciłyby uwagi, a tak? Dostajesz biczowatym ogonem po pysku. Znaczy po twarzy! – Poprawił się. – Przepraszam, dużo przebywam ostatnio z Hagridem i Slughornem...
– I mówicie do siebie gwarą?
– Nie, ale spędzamy sporo czasu ze zwierzętami i roślinami, u których próżno szukać twarzy... – zaopiniował. W sumie to miało sens.
Reszta podróży do bramy minęła nam w spokoju. Denerwował mnie fakt, że teleportować mogłam się jedynie z obrzeża, ale miało to swoje wytłumaczenie – większość studentów się nie zapuszcza w tak odległe od murów szkoły terytoria, tym bardziej, że graniczą z zakazanym lasem.
System się zmienił...
CZYTASZ
Kolor Wstydu
FanfictionFanfiction oparte na "Harrym Potterze". Czasy po wojnie z Voldemortem, ale przed epilogiem. Historia dotyczy życia Hermiony Granger wraz z kilkoma innymi postaciami, wśród których można wymienić: Dracona Malfoya, Cedrika Diggory, Dolores Umbridge i...