14. Księżniczka z wieży

59 3 0
                                    

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się skąd znałam nadlatującą w moim kierunku małą sówkę. Zatrzymała się niedaleko biurka, a zająwszy kawałek miejsca na drewnianym wieszaku na ubrania, wystawiła w moim kierunku swoją niedużą nóżkę z przytwierdzoną do niej skórzaną pochwą. Zaciekawiło mnie to o tyle bardziej, że podobna sytuacja jeszcze ani razu nie miała miejsca. Podeszłam do ptaka, który wytrwale utrzymywał nóżkę w górze. Z bliska okazało się, że ptaszek to nie pisklę, jak na początku sądziłam, tylko sóweczka zwyczajna, czyli najmniejszy przedstawiciel sów w Europie. Zaczęłam przyglądać się uważni, bo tylko raz miałam okazję zobaczyć to maleństwo na własne oczy. Zawzięte pohukiwanie przerwało jednak moją falę zachwytu, nie musiałam nawet spoglądać na zwierze, wiedząc że się niemiłosiernie irytowało moim zachowaniem.

Wyjęłam różdżkę z wewnętrznej kieszeni zarzuconej na ramiona marynarki i szybkim ruchem wydobyłam z wnętrza torebeczki ukrytą w niej wiadomość. Liścik po opuszczeniu pochwy zaczął w magiczny sposób rosnąć, co tylko potwierdziło moje przypuszczenie o zastosowaniu zaklęcia pomniejszającego.

Pochwyciłam w dłoń lewitującą przed moją głową kartkę pergaminu. W górnym rogu zauważyłam pieczęć szkoły – pismo urzędowe, zaciekawiłam się jeszcze bardziej. Wróciłam do biurka, a kartka powędrowała za mną. Raz jeszcze machnęłam różdżką i wiadomość wylądowała na blacie mebla, tuż pod moim nosem. Z futerału wyjęłam okulary, bo po pochyłych literkach o, prawie, mikroskopijnej wielkości poznałam, że to od Minerwy McGonagall. Pomijając inne rzeczy, które, nie cierpiąc zwłoki, czekały na moje zainteresowanie, zajęłam się lekturą, opiewającego na prawie dwie rolki pergaminu, pisma.

(o)

Ubrany w niebieski kombinezon strażnik otworzył przede mną drzwi i przyglądał mi się chwilę, kiedy wszedłem do wnętrza celi. Rozluźniłem się nieco, gdy za plecami usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Zdjąłem z siebie długi do kolan szary płaszcz i przerzuciłem go sobie przez ramię.

Zewsząd dobiegała mnie masa różnych dźwięków, jednak miauczenie wszędobylskich kotów najbardziej wybijało się z tłumu. Gdzie nie spojrzeć – na obrazach, porcelanowych talerzykach przytwierdzonych do różowych ścian, na półkach z bibelotami... dosłownie wszędzie widniały wizerunki puchatych zwierzątek. Nie łapałem tej fascynacji kotami, tym bardziej że dotyczyła ona Dolores Umbridge, baby nieprzyjemnie śliskiej... Powiedziałbym raczej, że jej ulubionym zwierzątkiem jest ropucha, padalec, ewentualnie bazyliszek, ale nie puszysty kiciuś. Odruchowo wspomniałem w myślach Krzywołapa, darowanego memu synowi przez Granger. 

Pasowałby do tego wystroju, pomyślałem, uśmiechając się pod nosem.

Dosyć tego. Czas rozprawić się z tym, z czym przyszedłem. Trzykrotnie zastukałem wzmocnioną stalową końcówką laską o podłogę, robiąc przy tym nie mało hałasu. Chciałem mieć pewność, że kobieta mnie usłyszy i nie pomyli z niczym, co na co dzień wysłuchuje. Zjawiła się chwilę później. Przez chwilę zastanawiałem się, co jest grane, kiedy Dolores stanęła przede mną ubrana w niebieską garsonkę. NIEBIESKĄ.

– Co się tak gapisz? Siadaj. Właśnie zaparzyłam herbaty.

– Przyszedłem na moment.

– Przyszedłeś po resztę historii, prawda? – zagadnęła, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową. Zaśmiała się pod nosem. – Więc nie przyszedłeś na moment – rzuciła, dobitnie akcentując ostatnie słowa. Gestem wskazała mi miejsce na pikowanej kanapie naprzeciw siebie. Po chwili, wstała i przyniosła tacę, na której stał komplet kawowy, z tą różnicą, że w imbryku zamiast małej czarnej, znajdował się Earl Grey.

(o)

W ciągu całego dnia pracy, zdążyłam przeczytać list dziesiątki razy, doszukując się w nim jakiegoś większego sensu. Sprawa, w dużej mierze, dotyczyła odejścia na emeryturę panny Noonsdown, która opiekowała się Gryffindorem w ostatnich kilku latach. Z racji nadejścia upragnionej miłości, w wieku prawie siedemdziesięciu sześciu lat, postanowiła rozstać się z Hogwartem na rzecz swojej drugiej połówki. Romantyczne i dziwne zarazem. W każdym razie, chodziło o to, że zwolniła się posada, a z racji natłoku zajęć, McGonagall prosiła, bym to ja zgłosiła swoją kandydaturę. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego dyrektora pomyślała akurat o mnie. Nijak się nadawałam. Nie miałam bowiem specjalistycznego wykształcenia. Fakt, kiedyś, jeszcze w czasach szkolnych, uczestniczyłam w kilku kursach przygotowawczych na taką ewentualność, ale nie miało to pokrycia z rzeczywistością. W ogóle to całkiem śmieszna historia, bo zrobiłam masę różnorakich papierków z myślą, że później będę mogła wybierać między ofertami pracy, a ostatecznie wylądowałam w szkolnej sowiarnii... Śmieszne, prawda?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 26, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kolor WstyduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz