6. The Times

81 5 2
                                    

Przewróciłem kolejną stronę znalezionego pod drzwiami brukowca. Coraz częściej czasopismo trafiało do mnie, a nie Malfoya, który wcześniej miał tu swój gabinet. Zapewne zamówiona prenumerata, a że tleniony miał inne niż ja godziny pracy, zawsze miałem chwilę, by przejrzeć, co się w świecie działo. Jakie też było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mężczyzna interesował się mugolskimi wiadomościami. W pierwszym odruchu myślałem, że to jakaś pomyłka, za drugim razem, że to żart, ale po tygodniu, gdy tych kilka zwiniętych w rulonik stronic lądowało pod moimi drzwiami, przestałem się zastanawiać nad ich pochodzeniem, a zacząłem myśleć, dlaczego trafiały do magicznego świata... Tym bardziej, że lądowały u czarodzieja czytaj krwi, który gardził mugolami i wszystkim, co związane ze światem niemagicznym.

Tym razem nie było zbytnio o czym czytać. Żadnych morderstw, zaginięć, ani nawet kradzieży. W ostatnim tygodniu ktoś przynajmniej okradł pałac Buckingham. Wywołało to niemałe poruszenie na Pokątnej, gdzie spotykało się najwięcej rodzin o niemagicznych korzeniach. W kolejnym wydaniu magazynu, przeproszono za pomyłkę, która niejako napędziła gospodarkę, bo każdy Londyńczyk, którego spotkałem w drodze do Ministerstwa, posiadał ten sam numer gazety i okupował ten sam artykuł. Jak się okazało, wcale nie chodziło o królewski pałac, a o miejsce zwane „Placem Buckhingham", gdzie cenne mogłyby być jedynie wykonane z pozłacanego metalu zdobienia na nieużywanej bramie. W sumie, nawet nie wiedziałem, gdzie prowadziło tamto przejście... Północno-wschodnia część miasta nie była mi mocno znana, tym bardziej że w mieście bywałem raczej przejazdem i nigdy na dłużej niż to było konieczne.

Widząc krzyżówkę, mój stan nieco się polepszył... Koszmarna nuda została przerwana, choć na chwilę... Ale nim zdołałem sięgnąć po pióro, ktoś zapukał do drzwi mojego gabinetu, choć określenie „gabinet" wydawało się być mocno przesadzone, patrząc na wielkość pomieszczenia. Cztery na dwie stopy i kilka cali to rozmiar, który nie zapewniał wygód. Biurko, szafka i krzesło.

– Proszę – zaprosiłem gościa do środka.

– Dzień dobry. Przyszedłem po resztę rzeczy ze składziku. – Wysoki mężczyzna przeszedł przez próg, a sędziwe panele podłogowe, zaskrzypiały pod naciskiem jego ciężaru. Gestem wskazałem mu drogę, by sam się obsłużył.

Otwarł drzwi do schowka, w którym stał tylko jeden mebel – zajmujący całą ścianę metalowy regał, na którego półkach leżało kilka książek w twardych, skórzanych oprawach, które zostały zabrane. 

Mężczyzna wrzucił je do kartonowego pudełka, które przyniósł ze sobą. Kiedyś dziwiłem się, widząc pojemniki bez dna, ale szybko się do nich przyzwyczaiłem. czarodzieje. Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i mu odwrotne – zwiększająco-zmniejszające – stawały się coraz bardziej popularne, szczególne wśród uczniów Hogwartu, jakich często mijałem, czy to na Pokątnej, czy w Hogsmade, gdzie od czasu do czasu wpadaliśmy z Pansy.

– To wszystko? – zapytałem, chcąc się upewnić, że nikt więcej nie będzie mi przeszkadzać w mojej nudzie.

– Mam jeszcze jedną prośbę – rzucił lekko, jakby sprawa nie była wcale istotna. – Czy mógłbyś mi to powielić, nie bardzo wiem jak to zrobić bez użycia czarów, a jeszcze nie mam różdżki... – Wręczył mi kawałek pergaminu, na którym widniała informacja o sprzedaży.

– Chcesz się pozbyć dworu? – zapytałem, będąc pod niemałym wrażeniem. Malfoy spojrzał na mnie z ukosa, ale nic nie powiedział. W każdym razie nie od razu. – Dlaczego?

– To nie jest dom, w którym chcę wychowywać syna. Nie jest to też miejsce, z którym wiążę lepsze wspomnienia – rzekł. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, dlatego tylko kiwnąłem głową na znak, że rozumiem, co miał na myśli. Nie rozumiałem. Nie spodziewałem się, że mi w ogóle odpowie!

Kolor WstyduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz