Trzeci

111 9 0
                                    

Alice

    Bella Coola to specyficzne miejsce. Nigdy nie czułam się tak dobrze gdzie indziej. Tylko tutaj mogę powiedzieć, że jestem u siebie.
Jadę właśnie główna ulicą, zmierzając w jedno miejsce. Niewielki budynek z czerwonej cegły, wyróżniający się na tle innych. Znajduje się tam mój gabinet. Jestem jedynym lekarzem w promieniu kilkuset kilometrów i rozpiera mnie duma.
Prawie pół roku zajęło mi pokonanie depresji i wzięcie się za siebie. W końcu zaczęłam normalnie jeść i już nie ważę pięćdziesięciu kilogramów, ale prawie siedemdziesiąt. Niegdyś zanikające piersi wróciły na miejsce i nie wyglądam jak anorektyczka. Brzuch jest nadal płaski ale tylko dlatego, że ćwiczenia robią swoje. Nabrałam krzepy. Praca też mi nie straszna. Już nie dostają zadyszki spacerując po sklepie i pchając wózek z zakupami.

Kilka miesięcy zajęło mi załatwienie potrzebnych dokumentów i otworzenie prywatnej praktyki lekarskiej. Ludzie są zadowoleni i ja również. Po wydarzeniach z przed roku, postanowiłam zmienić swoje życie. Pomogli miejscowi, którzy nie mogli wyjść z podziwu dla mojego heroizmu.

Mąż zawsze powtarzał, że jestem stworzona do pomocy innym. Tak też zrobiłam.

Jest piękny, zimowy, grudniowy poniedziałek. Parkuje na swoim miejscu tuż przy krawężniku. Zabieram z siedzenia obok torbę lekarską i zmierzam do drzwi wejściowych, nad którymi widnieje wspaniały, rzeźbiony szyld z moim imieniem i nazwiskiem.

" Alice Firth M.D."

Ubrana w zwykłe, wytarte jeansy, starą bluzę z kapturem i puchowa kurtkę może nie wyglądam zbyt atrakcyjnie, ale mam to w nosie. Brak makijażu i włosy związane w koński ogon dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy.
Gdy tylko otwieram drzwi, słyszę głos mojej asystentki dochodzące ze środka.

- Dzień dobry pani doktor!- Jej wesoły świergot z rana jest jak uderzenie głową w dzwoń. Krzywię się lekko, ale brnę dalej.

- Dzień dobry Max. Troszkę ciszej jeśli można.- mówię drżącym głosem. Na moje słowa jej uśmiech robi się jeszcze szerszy.

- Alice, czy ty masz kaca!?- odzywa się z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

- W piątek Nathan postanowił mnie odwiedzić i został przez weekend. Zwalił mi się na głowę wraz z Ivon. Siedzieliśmy, gadaliśmy, piliśmy, jedliśmy i wyszło na to, że brat wstał dziś rano jak młody bóg a my z Ivon jak wykręcone stare ściery. Nawet aspiryna nie pomogła.- mówię cicho, krzywiąc się z bólu, który przeszywa mi czaszkę.

Przybieram na twarz maskę i uśmiecham się znacząco do kobiety. Wie co to oznacza.

- Idź do gabinetu. Przygotuje Ci zestaw ratunkowy.- mówi, zakładając ciepłą kurtkę.- U Bradley'a już chyba otwarte.

- A on wogóle zamyka?- rzucam przez ramię w momencie, kiedy Max znika za drzwiami.

Bradley to właściciel jedynego baru w okolicy. Można się tam napić i zjeść coś pysznego. Jego kanapki z mięsem jelenia czy łosia robią furorę. To jedyne miejsce, gdzie można się zabawić. Kilka lat temu, ten bar prowadził jego ojciec i nie miał zbyt dobrej opinii, ale teraz, to co innego.
Społeczność Bella Coola jest mała, za to wszyscy wiedzą, gdzie jest najlepsze miejsce do spotkań. Brad jest również najlepszym kumplem mojego brata. Zna tutaj wszystkich od podszewki.

Zamknięci w friendzoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz