Alice
Wracam do domu ze swojej zmiany. Cztery miesiące temu, ostatni raz przekroczyłam próg szpitala, w którym przebywał Brian. Było cholernie ciężko go zostawić i nadal jest.
Rozglądam się po okolicy chcąc rozproszyć jakimś cudem, gromadzące się pod powiekami, gorące łzy. Jest późny listopad. Pogoda jest piękna. Drzewa mienią się tysiącem barw. Powietrze jest rześkie i czyste.
Bywają dni, kiedy mam ochotę jechać do niego i walnąć go tak, żeby wszystko sobie przypomniał. A nie raz nie ma siły nawet wstać z łóżka.Janet i John regularnie przesyłają mi mailem wiadomości o jego stanie. Wiem, że wrócił do pracy w swojej dawnej jednostce. Wiem też, że zaczął się z kimś spotykać. Jest mi przykro z tego powodu, ale nie mam na to najmniejszego wpływu. Widocznie tak musi być.
Zostawiam samochód na podjeździe, zabieram część toreb z zakupami i wolnym krokiem idę w stronę domu. Gdy tylko wchodzę na werandę, w moje nogi uderza mała puchata kulka, merdająca ogonem.
-Cześć maluchu. A gdzie rodzice?- witam się z małym brunatnym wilczkiem.
Jak na zawołanie zza chaty wyłania się Silver ze swoją panią. Nazwałam ją Lady, bo jest bardzo dumna. Wygląda jak dama, gdy stoi na wzniesieniu nieopodal i wpatruje się w przestrzeń.
Pochylam się niepewnie, bo ruchy mam troszeczkę ograniczone trzymanymi w dłoni zakupami i głaskam małego Blue. Matka obnaża kły i warczy cicho, na co od razu reaguje Silver, uciszając ją, trącając łapą. Jest samcem alfa watahy więc samica nie ma wyjścia. Odchodzi posłusznie kawałek dalej i obserwuje poczynania szczeniaka i moje.
Uważam, że tyle wystarczy by matka nie była zazdrosna. Prostuje się z lekkim bólem i otwieram drzwi. Zostawiam zakupy na podłodze i wracam do samochodu po następne. Muszę robić kółka kursów, żeby się nie obciążać.
Zamykam drzwi, gdy ostatnia torba ląduje w kuchni.Rozpakowuje pospiesznie sprawunki i wkładam potrzebne rzeczy do lodówki a resztę do spiżarki.
Zabieram nowy żel pod prysznic i resztę kosmetyków do łazienki na górze.- Alice!
Słyszę czyjeś nawoływanie z podwórka.
To chyba Will. Prosiłam, aby przywiózł mi kilka większych rzeczy, które kupiłam ostatnio i trzymałam je na zapleczu gabinetu.- Alice!- słyszę znowu.
Schodzę na parter i kieruję się do drzwi.
Otwieram je zamaszystym ruchem i wychodzę na zewnątrz.
Na początku nie zwracam uwagi na osobę tylko na wilki broniące dostępu do domu.- Silver! Lady! Dość!- wołam.
Zwierzęta ustępują jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Lady czmycha do lasu, ale Silver obserwuje osobę merdąjac wesoło ogonem.
Wiem co to oznacza.
Stoję tam jak posąg, bojąc się podnieść wzrok.- Alice.- słyszę tuż obok siebie.
Ten seksowny, niski głos rozpoznała bym na końcu świata.- Kocham Cię skarbie.- szepcze i przytula mnie najmocniej jak potrafi.
Trzy słowa a ile dają radości i nadziei.
Po policzkach zaczynają toczyć się pojedyńcze łzy. Nie mogę uwierzyć. On tutaj jest.
Ciepłe dłonie obejmują moją twarz i podnoszą ją tak, abym w końcu zobaczyła to szczęście na własne oczy.- "Nie ważne gdzie będziemy.
Razem czy osobno.
Nie ważne, ile jeszcze nieszczęść na nas spadnie i ile szczęścia doświadczymy.
Jesteśmy związani już na zawsze. Zawsze będę Cię kochać, po kres moich dni."Recytuje z pamięci słowa listu, który dla niego zostawiłam. Tama pęka. Obejmuję Briana rękami z taką siłą, że brakuje mi tchu. Śmieje się i płaczę jak wariatka nie mogąc zdecydować między jednym a drugim.
Brian prowadzi mnie do domu. Sadza na sofie i zapala w kominku. Dopiero teraz czuję, że cała się trzęsę. Potem siada obok mnie, kładzie mi dłoń na już zaokrąglonym brzuchu i zaczyna gładzić go czułym gestem.
- A kogo my tutaj mamy?- mówiąc to, uśmiecha się szeroko, patrząc na powiększający się z każdym dniem brzuszek.
- Mamy córeczkę kochanie.- mówię szeptem ponieważ boje się, że inaczej nie wykrztuszę z siebie ani słowa.
- Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie skarbie. A ja jestem najszczęśliwszym mężczyzną, mając Ciebie u swego boku.
![](https://img.wattpad.com/cover/291400951-288-k761332.jpg)
CZYTASZ
Zamknięci w friendzone
Literatura KobiecaAlice Firth jest lekarzem oddziału ratunkowego w Victorii w Kolumbii Brytyjskiej. Po śmierci męża i syna wyjeżdża na przymusowy urlop w góry, gdzie zamiast dochodzić do siebie popada w co raz większą depresję. Brian Cote jest inżynierem pożarnictwa...