Rozdział I

360 61 235
                                    


Wysoki, rytmiczny pisk ranił moje uszy. Starałam się go ignorować i spać dalej, jednak tym razem poległam. Otworzyłam oczy przygotowana na delikatne przebłyski światła słonecznego zza zasłon, ale ostre światło jarzeniówek uderzyło mnie pełną mocą. Zanim zdążyłam zorientować się, że coś jest nie tak, dorwały mnie okropny ból głowy i mdłości. Spanikowana próbowałam wstać z łóżka, ale upadłam i palący ból przeszył moje płuca. Czułam zimno podłogi przy moim policzku, kiedy starałam się otrząsnąć z pierwszego szoku. Upadek cholernie bolał. Powoli otworzyłam oczy i zamarłam. Do moich rąk przyczepione były przewody, przez które sączyła się półprzezroczysta ciecz.

"Jestem w szpitalu?" - Zastanowiłam się krótko, ale drzwi do pokoju stanęły otworem, po czym trzasnęły. Uniosłam spanikowana wzrok, a nienaturalne oświetlenie praktycznie mnie oślepiło. Musiałam nieźle wytężyć wzrok, żeby cokolwiek dojrzeć. Pierwszy doszedł do mnie dźwięk damskiego głosu, ale słyszałam go jak przez taflę wody.

- Rose? – odezwała się kobieta. Zmrużyłam oczy, starając się dostrzec więcej szczegółów niż tylko zarys jej sylwetki. Po dłuższej chwili mój wzrok przyzwyczaił się wreszcie do okrutnego, białego światła. Była wysoka i chuda. Jej szczupłą twarz okalały krótkie, kręcone włosy. Była bardzo blada, a jej stalowoszare oczy wyglądały na zmartwione. Ten słaby uśmiech, który próbowała upozorować, chyba aby dodać mi otuchy, uwydatnił jej kurze łapki.

- Rose? – powtórzyła niepewnym tonem.

"Rose?" - pomyślałam skonsternowana. Nie wiedziałam co odpowiedzieć ani o czym mówi. Zauważyłam jak dyskretnie ociera grzbietem dłoni łzę, która wymknęła się spod powieki. Kiedy nachyliła się w moim kierunku, owiał mnie zapach piwonii i owoców, a w moich myślach rozbrzmiał cichy śmiech. Wraz z nim znów przyszedł przeokropny ból głowy, rozlewający się falami od potylicy aż na oczy.

- Chyba zwymiotuje - powiedziałam mimowolnie.

Kobieta, słysząc moje słowa, gwałtownie się zbliżyła, od czego zawirowało mi w głowie. W moim umyśle pojawiły się kolejne natrętne dźwięki, których nie rozumiałam. Męski głos, który mówił coś do kobiety, po czym nastała kolejna salwa śmiechu.

"Dźwięki domu.." - podpowiadał mi rozum, ale to, jak okropnie źle się czułam, nie pozwalało mi na dopuszczenie go do głosu.

- Odsuń się! - sapnęłam i odtrąciłam dłoń, która zbliżała się do mojej twarzy. Czułam, jakby każdy najmniejszy dotyk miał opróżnić mój żołądek.

Jakieś obrazy i dźwięki pojawiały się w moich myślach coraz bardziej chaotycznie. Zobaczyłam ogród i usłyszałam damski głos: 'Rose.. Rosalie czemu się chowasz? I tak Cię znajdziemy!'.

Odpowiedział jej śmiech. Grubszy, męski. Słyszałam odgłos pocałunku.

Wraz z kolejnymi doznaniami, które przeszywały mój umysł, zawroty głowy przybrały na sile. Schowałam głowę w dłonie i podkurczyłam kolana pod klatkę piersiową, gorączkowo łapiąc powietrze. Czułam jak kropla potu tworzy ścieżkę, wędrując po mojej twarzy, a długie włosy nieprzyjemnie przyklejają się do moich pleców. Każdy kolejny zewnętrzy bodziec - ostre światło, dźwięk jarzeniówek - doprowadzał mnie do szału.

- Rosalie... - Kolejny szept wyrwał się z jej ust, jednak reszta słów zaginęła gdzieś w ciemności. Poczułam tylko, jak upadam na plecy, po których rozniósł się palący jak ogień ból.

Znowu zatonęłam w ciemności.

*

Kolejne dni nie przynosiły ulgi. Na chwilę budziłam się z ciemności, aby znowu w niej zatonąć. W chwilach, gdy "byłam" - wszystko było nie do wytrzymania i modliłam się, żeby znowu zniknąć. Niebycie było łatwiejsze. Podczas chwil, które spędzałam w jazgocie szpitalnych dźwięków, pojawiały się ciągle nowe twarze. Starszy posiwiały mężczyzna w białym fartuchu, niewiele młodsza od niego kobieta, której twarz poorana była głębokimi zmarszczkami. Kobieta o jasnych włosach pojawiała się prawie za każdym razem. Dni mijały jeden za drugim, zlewając się w jedną całość, tonącą w świetle szpitalnym, poprzeplataną bielą medycznych uniformów. To było nie do wytrzymania. Byłam skonsternowana, a lekarze myśleli, że wpadłam w katatonie. Ja po prostu nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie znałam nikogo. Jeśli miałam być szczera, to nie bardzo pamiętałam, żebym kogokolwiek, kiedykolwiek znała. Wszystkie twarze wyglądały tak obco, a ja nie wiedziałam w jaki sposób znalazłam się w szpitalu.

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz