Sylwetki drzew rozmazywały mi się przed oczami, kiedy biegłam. W mojej głowie dzwoniły wszystkie alarmy, wiedziałam, że ścigam się ze śmiercią. Słyszałam szelest jego skrzydeł, gdy wiatr wokół mnie uderzał coraz gwałtowniej. Czułam zapach sosen i zbliżającą się zimę w powietrzu.
- Nie uciekniesz. - Jego głos rozbrzmiał zadziwiająco blisko mnie. Biegłam dalej, czując, że powoli płuca protestują.
Wiedziałam, że ma racje. Nawet biegnąc z ponadludzką prędkością, nie mogłam wygrać z aniołem. Zatrzymałam się i obróciłam szybko na pięcie, stając z nim twarzą w twarz. Ezaiach wylądował, przekrzywiając delikatnie głowę. Okrutny uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy zbliżał się powoli, krok po kroku. Wyglądał na rozluźnionego. Lekceważył mnie, a to mogło zadziałać na moją korzyść.
- A więc poszłaś po rozum do głowy - wymruczał.
Czułam coś dziwnego, jakiś prąd w powietrzu, jakby przesycone było mocą. Było w nim coś pierwotnego, coś co krzyczało o niebezpieczeństwie i bólu. Patrzyłam prosto w bursztynowe oczy i nie widziałam w nich nic. Żadnych emocji. Nie żałował tego, co miał zamiar zrobić. Nie wahał się. Myśli ucichły, kiedy rzuciłam się w jego kierunku. Popchnęłam go z całej siły, uwalniając ogień. Przerażający huk rozległ się, kiedy uderzył plecami o pień drzewa. Nie rozluźniłam się, trwałam w gotowości. Każdy mięsień w moim ciele był naprężony do granic możliwości, a zmysły były boleśnie wyczulone. Anioł zaśmiał się cicho i powoli, niezgrabnie podniósł z ziemi. Uśmiechał się szeroko, a jego oczy jarzyły się ciemnym złotem.
- Nie powinnaś była tego robić. Chciałem zabić cię szybko i bezboleśnie, ale nie mogę zignorować takiej zniewagi - wyszeptał, mimo tego słyszałam go idealnie. Na usta wkradł mi się mimowolnie gorzki uśmiech.
- Wyjąłeś mi to z ust - powiedziałam.
Wiedziałam, że nie było tu miejsca na wątpliwości. Albo ja zabije go, albo on zabije mnie. Nie było możliwości, abyśmy obydwoje wyszli z tego żywi. Tak samo dobrze wiedziałam, że szansa na to, że to ja przeżyje, była kosmicznie niska. Może dlatego pozwoliłam sobie na odrzucenie lęku. Nie chciałam być przestraszona, nie jeśli to miały być dla mnie ostatnie momenty w świecie żywych. Czułam, jak ogień ogarnia całe, zziębłe ciało, a jego oczy na chwilę się rozszerzyły w zdziwieniu.
- Czym ty do cholery jesteś? - zapytał, stawiając chwiejny krok w moją stronę. Nie zaszczyciłam go odpowiedzią.
Kiedy podszedł wystarczająco blisko, spróbował mnie pochwycić. Zanurkowałam pod jego ramieniem i kolejne uderzenie trafiło w szerokie plecy, wypalając dziurę między łopatkami. Anioł jęknął, ale nie upadł.
- Potrzebujesz czegoś więcej, jeśli chcesz mnie pokonać - warknął i obrócił się w zawrotnym tempie.
Popchnął mnie na drzewo, moc uderzenia wycisnęła powietrze z palących od biegu płuc. Wiedziałam, że muszę zignorować ból, chociaż byłam pewna, że połamał mi żebro lub dwa.
"Jeśli pozwolę sobie na ból, zginę" - zdałam sobie sprawę z tego faktu, zagryzając zęby.
- Nie udawaj odważnej. Wiem, że się boisz. Obserwowałem cię znacznie dłużej, niż sądzisz. - Znów szedł w moim kierunku, a ja odkleiłam plecy od pnia z mokrym dźwiękiem. Moja kurtka była czymś przesiąknięta.
Gdzieś z tyłu głowy świtało mi, że to najprawdopodobniej krew. Moja krew. Mimo tego odepchnęłam od siebie palący ból, ogarniający cały lewy bok. Oddychałam płytko, starając się go nie potęgować. Krążyliśmy w kółko, obserwując się. Uśmiechnęłam się bezczelnie, licząc na to, że wytrącę go z równowagi. Miałam nadzieje, że jeśli poniosą go emocje, to popełni błąd. Musiałam liczyć na każdą kroplę szczęścia, która mogłaby mi pomóc.
CZYTASZ
Spalona - część 1
FantasyRose za sprawą Anielskiego Ognia traci wszystkie swoje wspomnienia w dzień osiemnastych urodzin. Według Aniołów jej misją jest pilnowanie dopełniania Porozumienia - paktu, głoszącego o nienaruszalności wolnej woli śmiertelników. Rose udaje się w nie...