Rozdział II

254 53 214
                                    


Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale pamiętam zapach, który kazał mi otworzyć oczy. Połączenie morskiej soli i jodły uderzyło mnie, gdy ogarniałam wzrokiem chyba najpiękniejszy krajobraz, jaki kiedykolwiek widziałam. Słońce oświetlało ciepłymi, delikatnymi promieniami drzewa rosnące daleko za krańcem plaży, piękny złocisty piasek i najbardziej przejrzysty ocean jaki istnieje. Fale uderzały raz po raz linię brzegową w spokojnym rytmie, pieniąc się przy brzegach. To było piękniejsze od krajobrazów z pocztówek z Malediw, które namiętnie wysyłała mi ciotka. Rozkoszując się uczuciem ciepłego piasku pod moimi nagimi stopami, zaczęłam iść w stronę brzegu. Łagodny, słony zapach nasilił się znacznie, gdy doszłam do granicy piasku i wody. Oczekując chłodu, włożyłam stopę pod tafle wody, aby odkryć jej zapraszające ciepło, więc bez namysłu wbiegłam w fale i zanurzyłam się, podziwiając sposób w jaki promienie słońca przebijają warstwy wody i oświetlają czyste, piaszczyste dno. Gdy wynurzyłam się, poczułam na sobie czyjś wzrok. To było jak lekki impuls elektryczny, który czuje się czasem, dotykając klamkę. Intuicyjnie odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam postać, stojącą nieopodal linii brzegowej. Wyglądało na to, że wpatruje się we mnie. Zmrużyłam oczy, chcąc zobaczyć ją lepiej mimo rażących promieni słonecznych.

"O cholera" - pomyślałam krótko, gdy udało mi się dojrzeć więcej szczegółów.

Chłopak - nie, mężczyzna, który za mną stał, był oszałamiający. On nie był seksowny jak aktorzy z Hollywodzkich filmów, czy wokaliści moich ulubionych zespołów. Był po prostu piękny. Jego rysy twarzy były twarde, a czoło przecinały mu kruczoczarne kosmyki, opadające prawie że na brwi tego samego koloru. Mimo spokojnej pozy mogłam dojrzeć zarys mięśni i szerokość jego ramion, mówiące o tym, jak bardzo wysportowany musiał być. Powoli wyszłam na brzeg, obserwując przybysza jak zahipnotyzowana. Jego opanowany uśmiech, sięgający aż do kobaltowych oczu, uderzał mi do głowy jak szampan. Jednak czułam się, jakbym już go gdzieś widziała. Mężczyzna o nieskazitelnej, opalonej skórze podał mi dłoń. Spojrzałam na niego pytająco, po czym wydałam z siebie nieokreślony dźwięk. Nie miałam pojęcia, co mam powiedzieć.

"Powinnam się przywitać? Kim on jest?" - zastanawiałam się, dalej tkwiąc w bezruchu. Jego uśmiech nieznacznie się poszerzył i przysięgam, że jeszcze chwila i parsknąłby śmiechem.

- Chyba musimy porozmawiać, Rose - powiedział spokojnie i skinął głową w stronę plaży. Gdy ruszył, ja mimowolnie poszłam za nim, myśląc nad tym co tak właściwie się działo. Przyglądając się mu ukradkiem, nie potrafiłam ocenić jego wieku, ani przypomnieć sobie, gdzie wcześniej go widziałam, ale mogłabym przysiąc, że go znam. Chłopak usiadł na piasku i zapraszająco pomachał dłonią.

- Usiądź - nalegał łagodnie, gdy ja dalej stałam tam zamroczona. Nie wiedziałam czemu, posłuchałam go bez zastanowienia. Siadając, przez przypadek otarłam się o jego ramie i zdębiałam. Poczułam coś tak dziwnego, że nie potrafiłam tego zignorować. Jego skóra nie miała konkretnej temperatury, jakby była delikatną satyną przybierającą ciepłotę otoczenia, a nie żywą skórą. Gęsia skórka rozbiegła się po moich ramionach.

- Czy wiesz, gdzie jesteś? - zapytał, nie zauważając na szczęście mojej reakcji.

Rozejrzałam się mimochodem dookoła. Plaża była piękna, a woda zapraszająco ciepła, ale nie przypominałam sobie, jak się na niej znalazłam ani żebym była tu wcześniej. Pokiwałam przecząco głową i zmarszczyłam brwi, kiedy w mojej głowie zaczęły pojawiać się niewygodne, naglące pytania.

"Skąd ja się tu wzięłam? Czemu nic nie pamiętam?" - Te dwa pytania drążyły największą dziurę w mojej głowie, sprawiając, że zaczynałam czuć się coraz bardziej niespokojna.

- Spokojnie, nie masz się czym martwić. Ale chcę żebyś się zastanowiła – powiedział, jakby dokładnie wiedział, o czym myślę i uśmiechnął się pokrzepiająco.

Kiedy milczenie się przeciągało, postanowiłam spełnić jego prośbę, ale mimo wytężania ostatnich szarych komórek, które zostały w moim mózgu po wgapianiu się w jego ładną buzie, nie udało mi się dojść do żadnych informacji. Moja głowa była pusta, całkowicie. Nie umiałam przypomnieć sobie nic, nie tylko na temat plaży i chłopaka, ale też na temat siebie. Chłopak poruszył się, poprawiając swoją pozycję i otarł się o moje ramie.

"Satyna. Nie skóra." - odezwał się głos w mojej głowie cierpliwym tonem. Zdębiałam, gdy nagle zrozumiałam co się dzieje.

- To nie dzieje się naprawdę, mam rację? To tylko sen? - zapytałam, chociaż byłam prawie że pewna odpowiedzi.

Słyszałam już o świadomych snach. Zazwyczaj coś, co zbyt odbiegało od rzeczywistości, dawało nam świadomość tego, że nie jesteśmy na jawie. Parsknął śmiechem, a ja spojrzałam na niego pytająco.

- Tak jakby Rose, tak jakby - odpowiedział tajemniczo.

Uniosłam brew, wpatrując się w niego w oczekiwaniu kontynuacji, ale nie powiedział nic więcej. Zamiast tego powoli, leniwie wstał i stanął przede mną. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak wysoki był i pewnie doceniłabym to bardziej, gdyby nie to, że niebo za jego plecami zaczęło gwałtownie ciemnieć. Jak przed burzą moje nozdrza wypełnił zapach ozonu, a całe otoczenie nagle wydawało się o wiele mniej piękne i bardziej złowrogie niż wcześniej, tak samo jak i sam niebieskooki chłopak. Mięśnie na moich plecach spięły się instynktownie w oczekiwaniu na zagrożenie.

- Przepraszam. Nie mam czasu, żeby pozwolić Ci przypomnieć sobie wszystko na spokojnie. - Jego niebieskie oczy ciemniały wraz z niebem, mimo łagodnego tonu. Miałam ochotę wstać i biec, ale nie potrafiłam się ruszyć.

- Musimy postawić na terapię szokową - zawyrokował, robiąc krok w moją stronę.

Zadzierałam głowę, wpatrując się w niego w szoku. Czułam, że coś się zmienia, coś dużego, ale nie potrafiłam wychwycić tego oczyma. To wszystko napawało mnie niepokojem, ściskało moje wnętrzności w kulkę.

- Chyba chcę się obudzić - pisnęłam spanikowana, gdy pierwsza błyskawica przecięła prawie że czarne niebo.

- To jeszcze nie czas. - Jego ton stał się chłodny, gdy za jego plecami rozwinęły się duże, ciemne skrzydła, zasłaniające wszystko co było za nim.

Z mojego gardła wyrwał się krzyk, którego nie zdążyłam zahamować. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz