OrifielTo jezioro było okrutnie zimne. Nawet nie wiedziałem, jak długo już w nim leżę. Było ciemno i potwornie cicho. Nie byłem przyzwyczajony do takich wrażeń. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem chłód. Nie widziałem nic, woda była całkowicie nieprzejrzysta, więc po krótkiej chwili po prostu zamknąłem oczy. Ogarniała mnie niewyobrażalna cisza, coś na wyraz anty huku, który następuje chwilę po ogłuszającym wybuchu bomby. Cały czas starałem się skupić, sięgając do Rose. Chwilami czułem, jakbym był blisko, ale potem znowu zatracałem się w czerni. Wiedziałem, że nie powinienem tego pospieszać - kontakt powinien nadejść samoistnie, inaczej ryzykowałem, że stracę rozum. Nie chciałem wiedzieć, do czego byłem zdolny w tej sytuacji.
W którymś momencie usłyszałem szept. Najpierw pomyślałem, że to dusze próbują ze mną igrać, ale powtarzał się i narastał, ciągnąc mnie w swoją stronę.
- Orifiel...
Byłem pewny, że to jej głos. Skupiłem się na nim, starając się nie walczyć z przerażającym przyciąganiem, które poczułem. Całe moje Ja krzyczało, żebym przerwał połączenie, a kiedy się umocniło, pierwszym co poczułem, był okrutny ból, rozprzestrzeniający się w klatce piersiowej, tak jakby ktoś rozerwał ją gołymi rękoma. Minęła dłuższa chwila, zanim dałem radę wrócić mentalnie do tego, co miałem do zrobienia, byłem oszołomiony. Powoli do mojej głowy wkradał się strach. Nie byłem pewny, czy ona jest w stanie to przeżyć.
"Kiedy ostatnio się bałem?"
Zastanowiłem się przez chwilę. To uczucie też było mi obce, od stuleci nie miałem okazji go poczuć. Zazwyczaj czułem gniew albo po prostu kalkulowałem, jak rozwiązać ryzykowną sytuację na chłodno. Dopiero przy niej poczułem coś więcej. Zadziwiła mnie sobą, kiedy przy naszym pierwszym spotkaniu zobaczyła we mnie coś więcej niż anioła. Zawstydziłem się, kiedy patrzyła na mnie, myśląc o mnie jak o mężczyźnie. I kiedy śmiała się, zapragnąłem, aby to trwało, więc próbowałem ją rozbawić. Moja sympatia do niej urosła do tego stopnia, że plułem sobie w brodę za to, że nie mogę ochronić jej przed pisanym jej przeznaczeniem. Pragnąłem dla niej normalnego życia i czułem się winny za to, że nie będzie go mieć, chociaż nie miałem na to wpływu. To przy niej pierwszy raz poczułem zazdrość i wiedziałem, co prawda po fakcie, że w którymś momencie stałem się zbyt zaborczy. Kiedy w końcu zrozumiałem, że ją kocham, przeraziłem się. To był pierwszy raz, jak poczułem realny strach, bo wiedziałem, że ona kiedyś zginie, a ja będę trwać. Więc broniłem się przed tym nawet wtedy, kiedy czułem, że ona też mnie kocha. Walczyłem ze sobą i tak, czasem przegrywałem, ale nie żałowałem tych chwil, nawet mimo strachu. Bałem się i hamowało mnie to, ale tak było do momentu, gdy przeszła przez portal. Wtedy już wiedziałem, że nie może być człowiekiem. Stałem się pełny nadziei, myślałem o tym, jak byłoby spędzić wieczność albo chociaż jej dłuższy urywek z nią u boku.
Teraz czułem jej ból. Ból, którego żaden śmiertelnik nie miał prawa przeżyć. I czułem, że czas przecieka mi przez palce, że jeśli się nie pospieszę to mimo tego, że jest w połowie aniołem, stracę ją. Nawet ekstra domieszka Niebiańskiego Ognia w jej wnętrzu mogła jej nie ocalić.
- Rose - włożyłem w to mentalne wołanie całą swoją moc. Normalnie bałbym się, że przygniotę jej umysł, ale teraz nie mogłem pozwolić sobie na wahanie. Czułem ledwie wyczuwalny szum jej jestestwa w oddali. Migotało, próbując mi odpowiedzieć. Dziewczyna słabła.
- Odezwij się do mnie, proszę - próbowałem dalej, ale dziewczyna nie potrafiła utrzymać połączenia.
- Kocham cię! Nie możesz umrzeć, nie teraz, nie w ten sposób! - Wiedziałem, że naciskam z ogromną mocą, ale musiałem przebić się przez ból, który odczuwała.
CZYTASZ
Spalona - część 1
FantasyRose za sprawą Anielskiego Ognia traci wszystkie swoje wspomnienia w dzień osiemnastych urodzin. Według Aniołów jej misją jest pilnowanie dopełniania Porozumienia - paktu, głoszącego o nienaruszalności wolnej woli śmiertelników. Rose udaje się w nie...