Rozdział XXVIII

161 30 343
                                    


Otworzyłam oczy. Książe uśmiechał się szeroko. Mimo tego, jak zwiewna była jego uroda, coś w tym uśmiechu zawsze mnie przerażało. Na myśl o tym, co zobaczyłam, chciało mi się płakać. Dopiero teraz zaczynałam rozumieć jego wcześniejsze słowa. Faktycznie, daleko było mi do szczęścia, kiedy odzyskiwałam wspomnienia. Mój świat był o wiele bardziej skomplikowany, niż myślałam. Zrobiłam chybotliwy krok do tyłu, jednak on nie puszczał. Kręciło mi się w głowie.

- To jeszcze nie koniec. Musisz wiedzieć. - Książę nie znał litości. Czułam, jak moje plecy się spinają, gdy wrzucał mnie w wir kolejnego wspomnienia.

*

Równo o szóstej mój budzik rozbrzmiał, wybudzając mnie ze snu. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się, chcąc upewnić, że Orifiel magicznie nie pojawił się w realnym świecie. Odetchnęłam z ulgą, widząc znajome otoczenie liliowego pokoju. Anioł był przystojny i opiekuńczy, coś w nim sprawiało, że marzyłam o tym, aby nie był tylko zwiewnym snem. Przy nim motyle w moim brzuchu szalały, a on wydawał się tego nie zauważać. Jednak przez te sny czułam się jak wariatka.  

Kremowe zasłony jak zwykle wpuszczały stanowczo za dużo słońca. Jęknęłam, wiedząc, że dzisiejszy dzień będzie trudny. Rozpoczęcie roku szkolnego. Wstając z łóżka powoli, uświadamiałam sobie, że mam sporo powodów, aby dzisiaj nie pojawić się na ceremonii. 

Zaczęłam wyliczać w myślach: "Ceremonie są nudne, nikt nie sprawdza na nich obecności, pewnie zobaczę tam Benjiego i Sama" 

Zmarszczyłam czoło. Nie chciałam widzieć Benjiego, ale po tym, co mi się śniło, bałam się zobaczyć z Samem. Dlaczego przystojniak ze snów mnie przed nim ostrzegał? Myślałam, że zaczynam wariować, bo Orifiel wydawał mi się być coraz bardziej realny, a jedynym sposobem na to, żebym zweryfikowała jego istnienie, było sprawdzenie kim tak naprawdę jest Sam. 

"Weź się w garść, to tylko jakiś dziwny sen" - powtarzałam w myślach, schodząc na śniadanie. Wiedziałam, że muszę się uspokoić. Mama miała wolne, więc odsypiała. Przygotowałam kawę i wyciągnęłam rogala z szafki. Siedząc przy stole, tępo mierzyłam wzrokiem moje śniadanie, czując ucisk w żołądku. 

"To nie będzie dobry dzień" - mówił cichy, denerwujący głos w mojej głowie.

Po zjedzonym śniadaniu przeszłam do przygotowań. Nałożyłam delikatny makijaż, starając się ukryć jak najlepiej cienie pod oczami.

- Jeśli nie zacznę się wysypiać, zestarzeję się przed trzydziestką - burknęłam pod nosem, próbując rozsmarować korektor, który utworzył grudki blisko woreczka łzowego. Gdy skończyłam, pogratulowałam sobie w myślach, widząc, że nie widać po mnie ani trochę, jak bardzo niewyspana jestem. Ubrałam się w strój galowy - czarną spódnicę do połowy uda i białą, odświętną bluzkę, która na plecach była wykończona koronkami. Zaszłam po schodach i przed wyjściem porwałam z blatu kubek termiczny z kawą, którą wcześniej przygotowałam. 

"Bóg wie, że będę dzisiaj potrzebować sporo kofeiny" - pomyślałam, chowając go do torebki.

Przy wejściu do szkoły od razu trafiłam na Hexę. Siedziała na ławce pod magnolią, paląc papierosa. Skrzywiłam się. Ten zapach zawsze mnie odstraszał.

- Chcesz trochę? - Przyjaciółka wyciągnęła w moją stronę papierosa i zaśmiała się, widząc moją minę. - Nie możesz być święta całe życie, to twój ostatni rok młodości, pobaw się trochę - zażartowała. Poczułam, jak powoli rozluźniam się, gdy się tak przekomarzałyśmy.

- Wiesz, że w przyszłym tygodniu Raiders dają koncert w De-Town? - Hexa popatrzyła na mnie wyczekująco. Wiedziała, że uwielbiam ten zespół. Ale na samo wspomnienie klubu ciarki przechodziły mi po plecach.

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz