Rozdział XXXII

127 30 365
                                    


- To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje, kwiatuszku - westchnął i oderwał się od drzewa. Cofnęłam się odruchowo o krok i uderzyłam plecami w pień. Syknęłam, a chłopak zatrzymał się pół metra ode mnie, nie zrywając ani na moment kontaktu wzrokowego. Nawet w ciemnościach widziałam delikatny poblask jego zielonych oczu. Nie umiałam wyczytać z nich emocji. 

- Bardzo chciałbym ci to wszystko wyjaśnić, ale to jest coś, o czym powinnaś porozmawiać z Danielem. - Jego głos był spokojny, a to mroziło mi krew w żyłach. Nie byłam przyzwyczajona do spokojnego Sama i czułam, że nie jest to dobry omen.

- Cudownie wymijająca odpowiedź - warknęłam, a chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami. Gotowało się we mnie, ale przełknęłam te emocje i skupiłam się na tym, co było najważniejsze. Na tym co usłyszałam. To właśnie to sprawiało, że zimne dreszcze pełzały po moich plecach, a w gardle pojawiał się niejasny posmak strachu.

- Skąd znasz mojego ojca? - zapytałam przez ściśnięte gardło. Czy mój tata zawarł pakt z diabłem? Sam roześmiał się. Gorąco rozlało się po moich policzkach, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że usłyszał moje nieme pytanie. Jego dłoń poszybowała do mojego policzka. Wstrzymałam oddech, gdy jego palce zetknęły się z delikatną skórą. Ich opuszki były rozkosznie ciepłe w te październikową noc, pozostawiały za sobą delikatne wibracje, wnikające w głąb mojej skóry.

- Nie jestem diabłem. Myślałem, że to już zostało wyjaśnione. - Za jego plecami rozwinęły się białe skrzydła. Otworzyłam oczy mimowolnie szerzej. Nigdy wcześniej nie widziałam go w jego prawdziwej formie. Przełknęłam szok, starając się myśleć trzeźwo. Zielone oczy wpatrywały się we mnie badawczo, gdy śledził palcami krzywizny mojej szyi. Czułam, jak moje zdradzieckie ciało przechodzą dreszcze. Chłopak był przepiękny. Stanowczo wyglądał jak anioł, mimo całego kuszącego uroku, który go otaczał. A może właśnie ze względu na niego? Patrząc na niego, łatwo byłoby uwierzyć w bajkę o kuszeniu Ewy. Nie umiałam odwrócić wzroku, jak zahipnotyzowana, a on dalej patrzył prosto w moje oczy. Delikatne ciepło budziło się w mojej klatce piersiowej, gdy widziałam, w jaki sposób na mnie patrzy. W jego spojrzeniu kryła się troska i niewypowiedziany głód. I coś jeszcze cieplejszego, coś, czego głębi nie chciałam widzieć, bo wtedy musiałabym przyznać sama przed sobą, co do mnie czuł. A nie mogłam tego zrobić, nie w tym momencie. Miałam ochotę poddać się temu wszystkiemu co widzę w jego oczach, popłynąć z tym, udawać, że wszystko jest między nami okej, ale w tym samym momencie przypomniałam sobie te mrożące momenty, kiedy na mnie wpłynął. Kiedy patrzyłam w tą głęboką zieleń wiosennych liści, a ona mnie zwiodła. To było jak uderzenie w policzek. Zacisnęłam na chwilę powieki, szukając w sobie siły, która jeszcze rano sprawiła, że wstałam i poszłam doskonalić swoje zdolności, nie zważając na złamane serce. 

- Kwiatuszku... - Sam ponaglił mnie mrukliwie, ale ja nie chciałam otwierać oczu. Bo wtedy zapominałam o wszystkim, co zrobił. Wiedziałam, że nie wpływa teraz na mnie. Ale to kim był, jaki był, tak. Był stanowczo zbyt atrakcyjny, a moje głupie serce mimo wszystkiego dalej ciągnęło ku niemu. Ciężko było uwierzyć, jak złe rzeczy robił.

Otworzyłam oczy. Jego wciąż wpatrywały się w moje. Wiedziałam, że on czuje to co ja, że nie mogłam tego przed nim ukryć. Westchnęłam. 

- Czy jeżeli będę z tobą szczery, to chociaż trochę ci ulży? - zapytał, a ja skwapliwie skinęłam głową. Nie wiedziałam, czy faktycznie poczuje się lepiej, ale wiedziałam, że nie wytrzymam dalszej niepewności.

- Twój ojciec mnie zna, bo pochodzi z tego samego miejsca co ja - wyszeptał. Moje wnętrzności rozpalił ogień, kiedy doszło do mnie to, co powiedział. Wszystkie mięśnie spięły się w niemym oczekiwaniu.

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz