Rozdział XVII

165 38 488
                                    


- Myślę, że powinnam też już wracać do domu. - Desperacko próbowałam się wykręcić, ale on wlepiał we mnie spojrzenie swoich zielonych oczu. 

- Co próbujesz przede mną ukryć? - W jednym momencie jego ciało zbliżyło się do mojego. 
- Cokolwiek to jest, mogę to znieść. - Owiał mnie jego zmysłowy zapach, ale nawet to nie dało rady uspokoić moich emocji. Gdy to powiedział, miałam ochotę się rozpłakać. Nie miał racji. Nie wszystko mógł znieść. Nie chciałam go krzywdzić, nie chciałam mówić mu prawdy. Poza tym ten głupi układ z Orifielem zakazywał mi dzielenia się z nim większością informacji. Skąd miałam wiedzieć, co się stanie, jeśli mu powiem? 

- Nic. - Odepchnęłam go od siebie delikatnie, zanim zdążyłam zmienić zdanie, rozkleić się i powiedzieć mu o wszystkim. Sam pokręcił głową. 

- Nie mogę ci pomóc, jeśli mnie okłamujesz. - Wyglądał na zawiedzionego. Mimo, że czułam, jak moje serce się ściska i wykręca, trzymałam brodę wysoko. 

- Myślisz, że podoba mi się ta sytuacja? - zapytałam. Wszystko we mnie rwało się, aby powiedzieć mu prawdę. Uniósł jedną brew pytająco.

- Czyli przyznajesz się, że mnie okłamujesz? - Wpatrywał się we mnie cierpliwie tymi zielonymi oczami, w których nie było nawet cienia żalu. Jego ton był opanowany, bez krztyny złości. Mój umysł dosłownie uginał się pod jego spojrzeniem. Staliśmy tak dłuższą chwile, a on mnie nie ponaglał. Tylko patrzył i utrzymywał dystans. I to właśnie chyba to sprawiło, że podjęłam decyzję, aby powiedzieć mu na tyle ile mogę.

- Nie okłamuje, ale o czymś ci nie powiedziałam - przyznałam, a on przytaknął w oczekiwaniu. -Widziałam się z twoim bratem. 

Czekałam na jego reakcję, jednak ona nie nadeszła. Widziałam tylko, jak mięśnie jego skrzyżowanych ze sobą przedramion delikatnie się poruszają. To była jedyna oznaka napięcia. Westchnęłam.

- Nie miałam wyboru. Wiesz, że nie dam rady się wymigać od współpracowania z nim. Poza tym musieliśmy pogadać o... Tamtym wieczorze. - Skrzywiłam się. 

- I co Szanowny Świętojebliwy wymyślił na swoją obronę? - zapytał, a ja starałam się ukryć rozbawienie.

- Nic specjalnego. Nie potrafił się pohamować i myślał, że robi dobrze. Słaba wymówka, ale niczego więcej się nie spodziewałam. Najgorsze jest to, że będę musiała się z nim czasem spotykać. - Płynnie przeszłam do najważniejszych i nie-zakazanych informacji. Sam zmarszczył brwi, ale zanim zdążył zaprotestować, kontynuowałam. - Wiem, że ci się to nie podoba. Całkowicie cię rozumiem, ale nie bardzo mam wybór. Moje emocje i zdolności zaczynają wariować, a to właśnie on może pomóc mi nauczyć się, jak je kontrolować. Poza tym zostaje ta cała sprawa z moim przeznaczeniem i innymi takimi. 

Skinął w zrozumieniu głową ze spokojem, za który byłam mu wdzięczna. 

- Zrobił coś głupiego? - zapytał, przewiercając mnie wzrokiem po chwili. Wiedziałam, że te emocje, które widziałam w jego oczach nie były skierowane w moją stronę, ale mimo tego zadrżałam. 

- Nic, co zachwiałoby równowagę wszechświata - odpowiedziałam wymijająco, postanawiając, że część wydarzeń zachowam dla siebie. Sam pokiwał głową. 

- Dobrze. Ufam ci. - Wpatrywał się we mnie intensywnie, gdy mówił. Miałam przeczucie, że jest całkowicie świadomy tego, że dużo zostawiłam dla siebie.


***


Noc nie przyniosła mi ukojenia. Gdy tylko zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać, kolejne ze wspomnień zaatakowało mnie we śnie. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz