Rozdział X

137 42 279
                                    


W poniedziałek ponownie obudziłam się otulona zapachem lasu i morza. Westchnęłam. Od kiedy wyszłam ze szpitala, nie śniłam o Orifielu, ale za każdym razem, gdy się budziłam, czułam się przez moment, jakby leżał obok. Mąciło mi to w głowie. Chwilami było prawie tak, jak kiedyś - póki nie przypominałam sobie, że moje życie już nigdy takie nie będzie i nie wpadałam w panikę. Zaspałam, więc wyszłam w pośpiechu. Przechodząc przez kuchnie, złapałam banana w dłoń i pognałam do drzwi.

Na matematyce poczułam, jak ktoś dźga mnie długopisem w plecy. Hexa wcisnęła mi do dłoni pomięty kawałek papieru.

"Co z Tobą?" - Jej klufoniaste pismo było ledwie czytelne. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pod nosem. Jej nigdy nic nie umknie.

"Śpiąca" - Odpisałam jednym słowem. Usłyszałam, jak Hexa podśmiechuje się pod nosem, gdy oddawała mi kartkę z odpowiedzią.

"Czyżby odwiedziny przystojniaka?" - Zamarłam, czytając wiadomość. Dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło jej o Sama. No tak. Przecież Hexa nie wiedziała o Orifielu. Wzięłam dyskretnie głębszy oddech. Wiedziałam, że muszę wyluzować. 

Spotkałam Sama dopiero na lekcji przed długą przerwą. Usiadł obok mnie na historii. Pamiętałam, jak przez mgłę, że siedział tam obok mnie, jednak nie chciałam skupiać się na tym wspomnieniu. Wystarczyło mi migren na następne pięć lat. Kiedy opadł na siedzenie obok, moje wszystkie mięśnie momentalnie zesztywniały. W trakcie lekcji ostrożnie lustrowałam go wzrokiem. Cienie, które widziałam ostatnio pod jego oczami, zniknęły, więc chyba wreszcie się wyspał. Pan Moris opowiadał coś o drugiej wojnie światowej i agresji Hitlera na Polskę monotonnym tonem, gdy poczułam szturchnięcie. Zielone oczy wypalały dziurę w moim profilu. Zignorowałam go, ale po chwili chłopak znów mnie szturchnął.

- Co? - syknęłam cicho, spoglądając co chwila wymownie na Morissa, stojącego na przedzie sali. 

- Przypomniałaś sobie cokolwiek? - zapytał. Nie umiałam odszyfrować jego tonu.

- Nie - ucięłam krótko i spojrzałam na tablicę, która w zawrotnym tempie wypełniała się datami.

- Więc mój braciszek odwiedza cię czysto towarzysko? - szepnął na pozór spokojnie, ale w jego głosie było czuć frustracje. Moje policzki zaczęły płonąć burgundem w odpowiedzi na jego słowa. 

- Nie wiem, o czym mówisz. - Zimna fala niepewności szybko mnie zalała i mocno kontrastowała z ogniem na mojej twarzy. Nie wiedziałam, co mam czuć.

- Możesz kłamać, ile chcesz, ale cała nim pachniesz - wyszeptał zjadliwie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Sam głośno odsunął krzesło i wstał z miejsca.

- Gdzie się wybierasz? - Pan Moris skierował się do Sama podniesionym tonem. Chłopak wzruszył ramionami i zaczął iść w kierunku drzwi, całkowicie nie przejmując się belfrem.

- Sam, wracaj na miejsce - ton nauczyciela stawał się nerwowy. Sam odwrócił się do niego, a jego spojrzenie mogło zabić. Było nieludzkie.

- Muszę wyjść, to chyba nie jest problem? - Jego głos brzmiał, jakby dochodził do sali z oddali, a  oczy wydawały się być bardziej zielone, niż zazwyczaj. Coś w tej sytuacji sprawiało, że włoski na moim karku stawały dęba. Obserwowałam zaciekawiona bieg wydarzeń. Widziałam, jak nauczyciel lekko zadrgał, kiedy powietrze wydawało się gęstnieć, po czym jego wzrok stał się mętny i bardziej znudzony niż normalnie.

- Nie, to nie problem. Pamiętaj o eseju - powiedział tylko spokojnie. Sam uśmiechnął się arogancko i wyszedł swobodnym krokiem z klasy. Kiedy drzwi za nim trzasnęły, widziałam, że cała grupa była skonsternowana. Ludzie wymieniali się zdziwionymi spojrzeniami, próbując zrozumieć, co tak właściwie zobaczyli. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz