Rozdział 19

74 8 0
                                    

Gwałtowny ból poderwał Wenancję do siadu. Czuła uścisk w piersi, który przerodził się w gwałtowny kaszel. Na rękach przyłożonych do spierzchniętych ust zamigotały krople krwi, rozświetlone nikłym blaskiem niestłuczonych przepowiedni. Cholerny Departament Tajemnic i cholerna misja ratunkowa Pottera. Kobieta zgięła się w pół czując, że coś ewidentnie jest z nią nie tak i przypuszczalnie ma złamane przynajmniej dwa żebra. Cisza dzwoniła jej w uszach i nic nie wskazywała na to, żeby w pobliżu był ktoś jeszcze. Dopiero teraz zauważyła, że jej nogi uwięzione są pod ciężkim stelażem jednej z niebotycznie wysokiej półki.

Cud, że nie zginęła.

Nie pamiętała dokładnie tego co się stało, oprócz tego, że odepchnęła Lunę z zasięgu jednego zaklęcia rzuconego przez któregoś ze śmierciożerców. Rozejrzała się za swoją różdżką, ale nie mogła jej dostrzec więc spróbowała przywołać ją zaklęciem, ale nawet na to była zbyt słaba. Uciskając bok, odchyliła się do tyłu i z powrotem opadła na zimną, kamienną posadzkę. Nie miała na to siły. Była wyczerpana magicznie, fizycznie i psychicznie.

Czucie powoli wracało jej w nogach i nie mogła powstrzymać grymasu i coraz mocniej zaciskających się z bólu szczęk.

– Cholera by to wzięła – sapnęła, czując gorącą łzę spływającą jej po policzku.

Słyszała z oddali krzyki, jakieś głośniejsze wybuchy i niewiedza o tym co się dzieje denerwowała ją. Nie mogła wstać, ból odbierał jej resztki świadomości, a uczucie bezradności paliło jej wnętrze niczym ogień. Nie minęło dużo czasu, a całkowicie straciła przytomność, licząc na to, że ktoś w końcu ją znajdzie.

***

Kiedy ponownie otworzyła oczy zalała ją oślepiająca biel, a nozdrza wypełniła charakterystyczny zapach szpitala. Zdecydowanie była świadoma każdego skrawka swojego ciała i tępego, pulsującego bólu. Wpatrując się zmrużonymi oczami w sklepienie, szybko poznała, że jest w Hogwarcie. Dookoła jej łóżka rozstawione były parawany zapewniające namiastkę prywatności. Zza jednego z parawanów szybko wyłoniła się pani Pomfrey, prawdopodobnie poinformowana przez jedno z zaklęć.

– Wreszcie się obudziłaś – szkolna pielęgniarka nachyliła się nad Wenancją i zaczęła rzucać zaklęcia diagnozujące. – Nie wiem co żeś tam robiła, ale poskładanie ciebie sporo mi zajęło.

– Długo byłam nieprzytomna? – wyszeptała z trudem młodsza czarownica.

– Zaskakująco krótko, jak na taką ilość obrażeń. Zaledwie dwa dni.

Pielęgniarka nie cackała się z podopieczną i unosząc jej głowę do góry wmusiła w nią cztery eliksiry, które miały przyśpieszyć jej powrót do zdrowia. Wen wytrzeszczyła oczy na to prawie, że brutalne zachowanie, ale była w stanie zrozumieć, że był to pewnie nawyk po latach obcowania z trudną młodzieżą i Severusem, który trafiał do skrzydła szpitalnego zaskakująco często. Przełykając szybko mikstury myślała tylko o tym by się nimi nie zadławić.

– Już, dobra – zakasłała. – Wypiłam.

– Profesor Dumbledore zaraz tu będzie, bo prosił aby go poinformować, jak tylko się obudzisz.

Wenancja poprawiła się na raczej mało wygodnym, szpitalnym łóżku i oparła plecami o wezgłowie. Czuła oplatające jej tors bandaże i cieszyła się, że tylko tak to się skończyło. Na małym stoliku przy łóżku leżała jej różdżka i kilka nienapoczętych jeszcze eliksirów. Wen skrzywiła się widząc na sobie szkolną piżamę, która była co najmniej brzydka i zaczęła skubać nitkę przy rękawie, czekając na ojca.

Odgłos zbliżających się kroków rozniósł się po całym skrzydle szpitalnym i kobieta nie musiała długo czekać, żeby jeden z parawanów został kompletnie usunięty za pomocą jednego ruchu różdżki. Przed nią w całej swojej okazałości stanął Albus Dumbledore, zmęczony i z troskami, a jednak uśmiechnięty. Za jego plecami stał profesor McGonagall i Severus Snape w nieśmiertelnej czerni.

Znak Lustrzany [S.Snape x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz