Rozdział 5

236 24 12
                                    

Drzwi zamknęły się za nastolatkami z głośnym hukiem. Harry i Ron siedzący w pokoju wspólnym przy jednym ze stołów, wymienili zdziwione spojrzenia. Dziewczyny bardzo szybko przeszły przez salon i skierowały się do dormitoriów dziewcząt. Chłopcy szybko doszli do wniosku, że musiały być piekielnie złe, skoro słyszeli na samym dole uderzenie biednych drzwi o futrynę.

– Stary – zaczął Ron. – Myślisz, że to te dni?

– Oby nie, jedna Hermiona jest wtedy nie do zniesienia, a co dopiero obie równocześnie – wzdrygnął się Harry.

– Szkoda, że nie możemy tam wejść.

– No, totalna głupota, zwłaszcza, że one mogą wchodzić do naszych pokoi.

Ron zaśmiał się cicho i pokręcił rudą głową.

– Żadna z nich nie wytrzymałaby u nas pięciu minut, a jeśli nawet to roślinki Nevillego szybko, by je wystraszyły.

– Też racja. Nie chcesz iść pograć w Eksplodującego Durnia? Nudzi mi się.

– Jasne Harry, zawołam Freda i Georga.

– Tylko sprawdź, czy żaden nie wnosi, żadnej łajnobomby do naszego pokoju.

Chłopcy zwinęli książki, w które wgapiali się przez ostatnią godzinę i pomaszerowali do góry. Nie byli nawet świadomi, że rozmowa, która rozgrywa się miedzy ich przyjaciółkami, będzie jedną z tych ważniejszych.

–Mów!

Hermiona, była zdenerwowana. Ręce jej drżały i widocznie czuła się zagrożona. Wenancja odłożyła swoją różdżkę na komodę przy wejściu i cofnęła się powoli w głąb własnego pokoju.

– Nie jestem tym, kogo w tej chwili widzisz – oznajmiła spokojnie. –Należę do Zakonu Feniksa i działam z rozkazu Albusa Dumbledore'a. Moim zadaniem jest pilnowanie i chronienie waszej trójki, szczególnie Harry'ego Pottera.

– Jak się nazywasz, naprawdę?

– Wenancja Beaux.

– Nie kpij ze mnie, myślisz, że nie wiem, że to nazwisko założycieli Beauxbatons?!

– Moja matka wywodzi się z prostej linii założycieli. Jestem Francuską, to nie jest kłamstwo. Nie mam ciotki, u której mieszkam ani rodziców aptekarzy.

– Tak, to akurat logiczne. Pokaż się, pokaż swoją prawdziwą twarz.

– Nie atakuj mnie, wygląd myli.

Wenancja zdjęła z palca pierścionek i schowała go w dłoni. W niczym nie przypominała drobnej, niskiej dziewczynki, którą Granger poznała w pociągu do Hogwartu.

– Co to jest? Na twoich dłoniach? – wyszeptała drżącym głosem młoda Gryfonka.

– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć...

– Prosto!

– Runy, które utrzymują nieustannie wizerunek Rosalie Gaudin.

– Dlaczego? Dlaczego ciebie wybrał Dumbledore?

– Bo mnie nie znacie, bo nie powinniście niczego podejrzewać. Zapytaj go, kiedy będziesz mieć okazję Hermiono. Obiecaj, że nie powiesz o mnie Harry'emu i Ronowi.

– Dlaczego miałabym im nie mówić?

– Dobrze, idziemy zatem do staruszka – burknęła Wenancja. – Nie patrz tak na mnie, tylko wychodź. Do gabinetu daleka droga.

– Pani przodem.

Czarownica zwymyślała po raz kolejny inteligencję i spostrzegawczość Hermiony. Chociaż zaczął świtać jej w głowie pewien pomysł. Hermiona była inteligentna i bystra, ale była również uczennicą domu Godryka Gryffindora, co do czegoś zobowiązywało. Miała gorącą krew, tendencję pakowania się w niebezpieczne sytuację i cechowała się niezwykłą lojalnością. Dla dobra swoich przyjaciół była gotowa oddać więcej niż wszystko.

Znak Lustrzany [S.Snape x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz