Rozdział 6

229 21 5
                                    

– Czy to jest to o czym myślę? – zapiszczała Lavender.

Cała Gwardia Dumbledore'a gromadziła się w Pokoju Życzeń przed starą, brązową szafą. Lavender nie myliła się co do zawartości szafy. Wszyscy podzielali jej niepokój, może z wyjątkiem bliźniaków Weasley. Ta dwójka wszędzie widziała sposobność do żartu.

– Pokażesz nam Harry? – zapytała Cho.

Wenancja szybko pośpieszyła na początek grupy i stanęła z prawej strony szafy, albo lewej... Zależy od perspektywy.

– To nie jest dobry pomysł Cho – zaczęła delikatnie. – Bogin Harry'ego jest wyjątkowo nieprzyjemny, a ja swojego w tym momencie nie znam i boję się co mógłby pokazać, więc proponuję Rona do pokazowego starcia z lękiem.

– Dajesz bracie – George albo Fred klepnęli młodszego brata w plecy.

Lekko wystraszony, rudowłosy przyjaciel Pottera zrobił krok do przodu unosząc różdżkę w górę. Wenancja machnęła swoją, a drzwi szafy uchyliły się. Bogin momentalnie zmienił się w potężną akromantulę, a wszyscy odruchowo cofnęli się. Mina Grygona świadczyła o tym, jak bardzo nie podoba mu się miejsce, w którym obecnie stoi.

– Riddikulus!

Tym sposobem zaczęła się długa sesja zmagań. Każdy miał własne lęki, ale też każdy potrafił obrócić je w śmiech. Harry, który czuł się odpowiedzialny za wszystkich, każdego obdarzał ciepłym słowem, uśmiechem, klepnięciem w plecy, czy przytuleniem. Zachowywał się jak prawdziwy lider. Nieporadny w nowej roli, ale starający się ze wszystkich sił.

– Dobra robota Harry – pochwaliła chłopaka Granger, kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim członkiem. – Spisałeś się.

– Nawet nie zmierzyłem się z własnym lękiem – zaprotestował okularnik.

– Hermionie nie o to chodziło. Zachowałeś się jak przywódca, potrafiłeś powiedzieć wszystkim dokładnie to, co powinieneś.

Chłopak zarumienił się malowniczo, nieprzyzwyczajony do tylu pochwał na raz.

– Dlaczego ty nie chcesz się zmierzyć z swoim lękiem? – zapytał Ron. – Jesteśmy tu sami, nic nie piśniemy, cokolwiek się pojawi.

– To miłe – uśmiechnęła się cierpko dziewczyna.

– Spróbuj! – Namawiał dalej rudzielec.

– Hermiono?

–Tak?

– Pilnuj mnie i w razie potrzeby odeślij bogina. Nie jestem pewna, czy sobie poradzę...

Czarownica wzięła głębszy oddech i przymknęła oczy. Kiedy otworzyła je ponownie przed nią stała ona sama. Jej prawdziwe oblicze o kasztanowych włosach, stało przed nią i się postarzało trzymając w dłoni ramkę ze zdjęciem. Zdjęcie przedstawiało ją samą, mniej więcej w obecnym wieku z ramionami, które ułożone były, tak jakby kogoś obejmowały. Problem polegał na tym, że na zdjęciu nie było nikogo więcej.

Zrozumienie uderzyło w dziewczynę z niespotykaną siłą. Bała się samotności, bała się zostać sama. Jeśli przeżyje starcie z Voldemortem.

– Riddikulus!

Wenancja wiedziała, że nie zdoła zmienić bogina w coś śmiesznego, nie widziała tu nic zabawnego, dlatego wyobraziła sobie, że nie stoi tam sama. Sama się zdziwiła, kiedy ujrzała siebie, obejmowaną przez mężczyznę w czerni. Strach uleciał, a ona machnięciem różdżki posłała bogina na dno tej przeklętej szafy.

– Eee – rozległo się za jej plecami. – Boisz się, że Snape znajdzie sobie laskę? To chore!

– Nie Ron, nie tego się boję – szepnęła cicho.

Znak Lustrzany [S.Snape x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz