𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖛

451 32 40
                                    

         Ajax ciągnął za sobą walizkę, której koła z łoskotem uderzały o podłoże. Płyty chodnikowe dawno już popękały, obecnie wiele z nich przypominało skały wystające z morza, podróżnym grożąc upadkiem.

         Ajax cicho klął pod nosem, lecz umilkł po chwili, przystając i spoglądając w pole malujące się po jego boku.

         Ach tak, rodzinna Snezhnaya. Maj. Za Ajaxem stał ocean zieleni wynikający z młodej pszenicy. Pachniał bez, śpiewały ptaki. I choć Sokołowi niemało zostało jeszcze drogi do rodzinnego domu, to odczuł spokój pierwszy raz od wyjścia z autobusu kilkanaście minut wcześniej. Ajax wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią, nie czując spalin. Wreszcie też przyszło mu zobaczyć się z rodziną na żywo.

* * * 

         — Tak dobrze cię widzieć! — zawołała Tonia, wieszając się na szyi brata.

         Ajax wciąż był nieco otumaniony. Najpierw kilka godzin spędził w samolocie, następnie w rozklekotanym autobusie. Przed wszystkim wytulił go Zhongli, życząc szerokiej drogi.

         Ajax nie ukrywał zmęczenia. Już nieco brakowało mu Zhongliego, a zwłaszcza świetnej myśli, iż ten był tak blisko. Sądził, że dzięki temu miał możliwości otrzymania wsparcia lub poczucia bezpieczeństwa, po prostu odwiedzając jego mieszkanie. Kojony tą myślą, mniej się stresował. Lecz teraz partnera nie było na drugim końcu miasta, a drugim końcu kontynentu.

         Ból pleców i głowy po tych kilku godzinach nie pomagał. Po zachwycie widokami rodzimych okolic Ajax marzył jedynie o jednym — ażeby teraz nareszcie zasnąć, a dopiero następnego ranka przywitać się z rodziną.

         Na szczęście te głupie myśli przeszły niemalże natychmiastowo, kiedy tylko młodsze rodzeństwo przybyło dawno niewidzianemu bratu na powitanie.

         — Tonia... Też się cieszę! — Ajax czule uściskał dziewczynę, głaszcząc jej długie włosy. — Masz mi tyle do opowiedzenia.

         — Ty też, Ajax! — pisnął Teucer.

         Chłopiec rzucił się na starszego brata. Na to Tonia zrobiła krok do tyłu, a Ajax podniósł Teucera, kręcąc się z nim wokół własnej osi. Następnie odstawił brata na bok i poklepał po ramieniu.

         Przedpokój, w którym przebywała ta trójka, był mały. Mieściło się w nim tylko krzesło oraz szafa na kurtki i buty. Wszystko było drewniane, a ściany wyłożono tapetą. Wyglądało to nieco kiczowato, lecz był to kicz bardzo przyjemny — taki domowy, kojarzący się z momentami, gdy Ajax wpadał do domu jedynie na moment, wychylając głowę przez wewnętrzne drzwi i informując o wyjściu z kolegami.

         Teraz przez te same stare drzwi wyjrzał Anton. Rozejrzał się wokół, po czym wbił wzrok w podłogę.

         — Przyjechałeś — burknął Anton do Ajaxa. — Mama mówiła. Kazała się przywitać.

         — Braciszku... — Ajax uśmiechnął się nieco. Powolnie podszedł do chłopca i uklęknął przed nim tak, aby patrzeć mu w oczy. — Cieszę się, że cię widzę. Tęskniłem.

         Anton nie powiedział nic, po prostu ostrożnie objął Ajaxa. Zrobił to niezwykle sztywno, powolnie, lecz jednocześnie szczerze.

         Ajax tylko zamknął oczy i wtulił się w brata, odwzajemniając uścisk, czując klepanie po plecach. Chciał ukryć nadchodzące łzy wzruszenia, szczęścia. Nie obchodziło go, że to zachowanie prawdopodobnie było wyuczone. Udawanie, upiększanie rzeczywistości, już i tak wdarło się w zwyczaje Snezhnayi. 

𝖆𝖓𝖙𝖞𝖐 𝖎 𝖙𝖊𝖆𝖙𝖗 | zhongchi | modern/human auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz