𝖊𝖕𝖎𝖑𝖔𝖌

343 32 32
                                    

         Zhongli nachylił się nad ekranem laptopa. Wytężył wzrok, ostrożnie sprawdzając kolejne zdania w pracy. Oczy piekły go niemiłosiernie — oto efekt codziennego trzygodzinnego ślęczenia nad ekranem, czytając zapisane drobnym druczkiem znaki oraz poprawiając wszystko niemalże zdanie po zdaniu. A nie zmienił ani wielkości tekstu, ani czcionki, ponieważ ta była dla niego istotna w odbiorze treści. Zwykle myślał obrazami, miał je w głowie, a więc skupienie się tylko na słowach wymagało dodatkowej pracy umysłowej.

         Mimo swojego zaangażowania, Zhongli nie pisnął ani słowa sprzeciwu, kiedy poczuł na barkach dłonie Ajaxa. Ten delikatnie pociągnął go do tyłu, aby Huang oparł się o krzesło biurowe. Ajax przed momentem odstawił na biurko kubek herbaty, a teraz ciasno oplatał partnera ramionami, całując go w czubek głowy.

         — Mogę spytać, z jakiej to okazji? — wydusił z siebie Zhongli, układając dłonie na tych partnera.

         — Z takiej, że dbam o twoje zdrowie i nie chcę, żebyś mi tutaj oślepł — prychnął Ajax. — Poza tym, mieliśmy spędzić weekend razem, a ty pracujesz... Nie tak się umawialiśmy.

         Zhongli tylko pokiwał głową. Po raz ostatni przesunął palcami po jasnej, miękkiej skórze Ajaxa, by następnie nachylić się nad laptopem. Dla pewności cały dokument zapisał kilkakrotnie. W końcu wyłączył laptop i westchnął.

         — Przepraszam... Muszę pociągnąć to wszystko do końca. — Zhongli podrapał się po karku. — Nienawidzę zwlekać, marnować czasu.

         Ajax ze zrozumieniem pokiwał głową. Na moment utkwił wzrok w zmęczonej minie Zhongliego. Nie komentował tego, tylko wycofał się do wersalki i usiadł na niej. Rozciągnął się nieco, ziewnął i założył nogę na nogę. Był to gest, który dość jawnie pokazywał, iż chciał więcej zainteresowania.

         Ajax już założył swój niedopasowany strój do snu, tym razem spodnie dresowe do ukochanej koszulki. Włosy miał rozczochrane, zaś oczy podkrążone od zmęczenia. W listopadowe wieczory chłód wbijał się do mieszkań, a Zhongli potrzebował snu w chłodnych pomieszczeniach. Ajax nie krytykował tego; akceptował, dopóki Zhongli zapewniał mu choć trochę ciepła swoim ciałem.

         Tak więc Ajax tylko uniósł brwi i poklepał miejsce obok siebie. Zhongli wstał z krzesła i przysiadł na wersalce, znów chwytając dłoń Ajaxa. Zagryzł wargi, wbijając wzrok w podłogę. Zastanawiał się nad dobra odpowiedzią.

         — Nie powinienem tak bardzo wsiąkać w pracę, kiedy mnie odwiedzasz — oznajmił Zhongli. — Dziękuję, iż wyrywasz mnie sprzed komputera. Po prostu, skoro wydano mnie już w jednej antologii, to...

         Ajax zachichotał cicho.

         — Przecież już przywykłem. Akurat twoje obsesje jestem w stanie jakkolwiek zrozumieć.

         Zhongli tylko pokiwał głową. Ponadto patrzył w podłogę tak, jak gdyby szukał na niej rozrzuconych puzzli ze słowami, które można by wykorzystać do kolejnej odpowiedzi. Jako że w rzeczywistości żadne odłamki się tam nie znajdowały, Zhongliemu pozostało jedynie grzebanie we własnej głowie. Pomogło, gdy Ajax splótł ich palce razem. Zhongli ostrożnie przykrył ją drugą z rąk, przyciągając bliżej swojego serca.

         — Jak na uczelni? — spytał Zhongli. — Widzę twoje zmęczenie. Poza tym sam jestem już wręcz przepracowany, ponieważ wszystko ruszyło z pełną parą, a wiesz o moich dodatkowych projektach...

         Ajax uśmiechnął się, mrucząc dla przerwania tej gadki.

         — Jest w porządku. — Ajax przysunął się do Zhongliego, następnie opierając swoją głowę o jego bark. Zhongli szybko objął go na wysokości ramion. — Przecież właśnie tego chciałem. Co prawda teraz tym bardziej mamy dla siebie tylko weekendy, ale przynajmniej możemy cieszyć się nimi jeszcze mocniej.

         — To prawda. — Zhongli odetchnął, wciągając w nozdrza znajomy zapach włosów Ajaxa. — Cieszę się, że mnie odwiedzasz, że jednak mamy czas dla siebie.

         — W końcu to prawie pół roku... — mruknął Ajax. — Szybko to minęło.

         — Racja.

         Zhongli zamilkł jeszcze na chwilę. Na swoim języku niby nieprzyjemny posmak czuł nadchodzące pytanie. Było istotne, domagało się uwagi. Naciskało na gardło od kilku chwil, choć póki co blokowała je duża gula. Finalnie Zhongli poradził sobie z przełknięciem jej, lecz nie ze zdławieniem nadchodzących słów.

         — I co dalej? Co planujesz robić po studiach?

         Oczywiste było, o co pytał — bynajmniej na myśli nie miał pracy.

         Ajax początkowo spiął się. Nie był pewien, co powiedzieć. Jak to powiedzieć. Tylko ułożył ręce na klatce piersiowej Zhongliego; bawił się jego piżamą.

         — Oczywiście poszukam pracy w zawodzie... A o reszcie dużo myślałem. — Ajax zmarszczył brwi. — Czas pokaże. Poza tobą i zarobkami nic mnie w Liyue Harbor nie trzyma. Tylko że bardzo chcę być z tobą, więc tak długo, jak będziemy blisko, tak długo mogę tu być.

         — Mhm...

         Zhongli nie powiedział nic więcej, jedynie zanurzył palce jednej z dłoni w rudej czuprynie. Ajax westchnął cicho, wtulając swoją głowę w szyję Zhongliego. Przymknął oczy wręcz półsennie, poszukując spokoju w dźwięku bicia serca.

         I w tym przypadku słowa były głęboko zbędne — wystarczyły tylko te subtelne gesty. One wyrażały wystarczająco; były dokładne. Tym razem przekazywały, iż obaj nie chcieli się rozstawać. Pokazały ich zażyłość oraz wręcz młodzieńczą potrzebę snucia planów na przyszłość.

         A oni tych planów wspólnej przyszłości zamierzali się trzymać. Walczyć, ile łaskaw, być blisko oraz kroczyć blisko siebie, spełniając własne marzenia. Zamierzali rozwinąć swoje osobne światy, prywatne, a następnie zbudować odpowiednią przestrzeń wspólną.

         Jeśli tylko czas oraz świat pozwolą, ukochani wszystkich tych postanowień dotrzymają, choć wyszarpią je ciężką pracą.

𝖆𝖓𝖙𝖞𝖐 𝖎 𝖙𝖊𝖆𝖙𝖗 | zhongchi | modern/human auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz