6

828 46 48
                                    


Siedzę na sofie w salonie, a w ręku trzymam butelkę czerwonego wina, które nalewam sobie powoli do kieliszka. W mieszkaniu rozbrzmiewa hałaśliwy dźwięk dzwonka. Odkładam obie rzeczy na stolik i podrywam się do góry. Poprawiam moją luźna koszulkę, która jako jedyna, nie licząc bielizny, zakrywa trochę mojego ciała. Otwieram drzwi, w których stoi Matczak.

Bierze moją twarz w dłonie i bez zawahania, powoli zbliża się do moich ust, podczas gdy ja dębieje. Wpija się w moje wargi lekko je rozchylając swoimi, tym samym aranżując namiętny pocałunek. Próbuje go powstrzymać, ale nie wiem jak, bo kiedy staram się krzyknąć czy go odepchnąć, jakby brakuje mi siły.

Zjeżdża sowimi dłońmi z mojej żuchwy na biodra, a wtedy przypominam sobie, że nie mam nic na sobie oprócz bielizny i tej za dużej koszulki. Wkłada prawą rękę pod jej materiał i idzie trochę w górę układając ją na moich żebrach, później wraca do talii i lekko ściska mnie za bok, a ja zaczynam głośniej oddychać. Odrywa się na chwilę ode mnie i zerka na mnie spod przymrużonych powiek.

— Mam przestać? — pyta. Przeczę, kiwając głową na boki. — Nie wiedziałem, że jesteś taka niegrzeczna, mała.

Zaczyna łapczywie całować skórę na mojej szyi i okolicy obojczyków. Schodzi w dół i w dół, aż w końcu klęka i zaczyna całować zewnętrzną część moich ud, przez co nogi same mi się uginają. Opieram się plecami o ścianę. Jestem bardzo zgrzana, a koszulka wydaje się być w tamtym momencie zimowym kożuchem, a nie t-shirtem.

Układa obie ręce na moich biodrach i zaczyna odsłaniać moje ciało, ciągnąć za gumkę bielizny, którą mam na sobie.

Mój oddech robi się coraz cięższy i...

Otrząsam się i podnoszę głowę z poduszki posyłając spojrzenie na wibrujący telefon na szafce nocnej. Próbuję się uspokoić i biorę urządzenie do rąk. Nie patrząc na wyświetlacz obieram telefon.

— H-Halo? — jąkam się, próbując pozbyć się z głowy obrazu robiącego mi dobrze Michała.

— Halo? Jaśmina, jesteś tam? — usłyszałam głos Marysi w słuchawce.

— Jestem. Która jest godzina? — jęczę ospała.

— Dochodzi trzynasta. A co? Kaca masz? — słyszę drwiący ton dziewczyny, która ma zamiar się ze mnie ponabijać.

— Tezynasta?! — krzyczę. — Kurwa mać! Muszę iść odebrać te cholerne papiery z urzędu.

— Czyli dobrze, że dzwonię. — mruknęła zadowolona.

— Maryśka, matko boska, jak dobrze, że dzwonisz. — westchnęłam, zrywając się z łóżka i szukając jakiś rzeczy na przebranie.

— Co chciałaś? — przypominam sobie, że przecież ona do mnie dzwoni, nie odwrotnie.

— Chciałam wpaść, ale masz sprawy do załatwienia, więc nawet się tam nie fatyguje. — wzdycha. — Bemowo, co? Fajne miejsce. I blisko wszędzie. — dziewczyna ironizuje.

— Ha ha ha. — sarkastycznie jej odpowiadam. — Bardzo śmieszne. Dobra Marysia, zadzwonię jak to załatwię, przyjadę i opowiem ci wszystko.

— Dobrze. Powodzenia z tym, wiesz. Co masz zrobić to zrób i przyjedź do mnie. — uśmiecham się gdy dziewczyna wypowiada zdanie do telefonu.

— Okej, narazie. — oddalam telefon od ucha i klikam czerwoną słuchawkę.

Udało mi się jakoś ogarnąć. Umyłam buzię i zęby, ubrałam się, starając się nie myśleć o dzisiejszym śnie. Myślenie o tym, wprawia mnie w zakłopotanie, bo ledwo co znam tego chłopaka. Postanowiłam o tym zapomnieć raz na zawsze i mieć nadzieje, że to się nie powtórzy i że gdy zobaczę Matczaka nie przypomnę sobie tej sceny. Właśnie, Michał...

urok tamtego lata. mataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz