TW: sex, sexual abuse,violence— Wszystko w porządku? — słyszę jak znajomy mi głos roznosi się echem po pustym parkingu.
Ocieram szybko twarz, aby nie pokazywać żadnej słabości przy chłopaku i odwracam głowę w jego stronę. Szokuje mnie to co dostrzegam.
Zamiast farbowanego blondyna tuż obok mnie siedzi brunet w okularach korekcyjnych, typu „amerykański seryjny morderca z lat sześćdziesiątych". Wygląda zupełnie inaczej, prawie jak inna osoba, gdyby nie te same ciemnoczekoladowe oczy i idealnie proste zęby schowane nieśmiało za malinowymi wargami to chyba bym go nie poznała.
Ma na sobie czarną kurtkę puffer, ciemnozielony crewneck i czarne szerokie spodnie. Na nogach Air Jordan 1 w kolorystyce ciemnej zieleni i czerni. Wyglada cholernie dobrze, a to, że to pierwsze o czym myśle patrząc na niego, powoduje u mnie zimny dreszcz.
Lekko uśmiecha się do mnie, a ja dopiero teraz orientuje się, że przez cały czas natarczywie gapie się na jego usta, sama przygryzając własna wargę.
— Tak, wszystko okej — odwracam wzrok od jego spojrzenia i bawię się nerwowo palcami, bo wcale nic nie było okej. — Prawie cię nie poznałam — mruczę sama do siebie nie zdając sobie sprawy, że, teraz już brunet, to usłyszy.
— Hej — ignoruje moje wcześniejsze zdanie i wacha się przez chwilę, ale ostatecznie kładzie delikatnie swoją dłoń na mojej. Jest zimna, ale nie jest szorstka, wręcz odwrotnie jest bardzo miękka i miła w dotyku. Otula moją prawie w całości tak, że jej nie widać. — Nie zimno ci?
— Trochę — odpieram chłopakowi i nie wytrzymuje już dłużej. Kilka słonych łez spływa po moim policzku. — Chcę już wracać do domu.
Chłopak wstaje z zimnego asfaltu i wyciąga w moim kierunku swoją prawa rękę. Chwytam ją i również podnoszę się z ziemi bez słowa.
— Zawiozę cię, okej? — rzuca na mnie wzrokiem nie puszczając mojej ręki i wyjmuje z kieszeni niewielki przedmiot. Nie protestuje, czując strach i smutek. Nie chce teraz być sama.
Pomału prowadzi mnie w stronę ruchliwej ulicy i otwiera samochód, czego się nie w ogóle spodziewałam. Zerkam na niego przez chwilę otępiałym wzrokiem, dziwiąc się, że ten posiada samochód i, jeśli jest o zdrowych zmysłach, prawo jazdy.
— Ale ty nie masz prawa jazdy — wacham się wsiąść do samochodu stojącego samotnie na poboczu ulicy.
— Jaśmina, wsiadaj — ten tylko delikatnie wywraca oczami nadal nie puszczając mojej dłoni.
Otwiera mi drzwi i czeka aż wejdę do środka. Niezgrabnie usadawiam się na fotelu pasażera zastanawiając się czy jeśli złapie nas policja nie wyląduje na frontowej stronie gazet wraz z zatrzymanym za nielegalne prowadzenie pojazdu Matczakiem.
Brunet zamyka moje drzwi i poprawia okulary na nosie. Zaraz później wchodzi do środka i wkłada kluczyk do stacyjki.
— Chwileczkę — mówię cichutko i próbuje nabrać powietrza w płuca. Czuję duże stężenie alkoholu w głowie, przez co trochę mi się w niej kręci. — Pokaż prawko.
— Pani policjantko, nie spodziewałem się dzisiaj kontroli — na jego buzi pojawia się beztroski uśmieszek, w którym może i mu do twarzy, jednak jego tekst nie rozśmiesza mnie w takim stopniu jak jego samego.
— Michał, mówię serio — posyłam mu karcące spojrzenie. Jestem przygotowana na odszczekanie mi, lecz to co się dzieje ogromnie mnie zadziwia.
Brunet wyciąga swój portfel, a z niego mały plastik, który wręcza mi do rąk. Mocno mrużę oczy. Próbuje się skupić, aby cokolwiek z niego odczytać, jednak jest to dla mnie ciężkie w tym momencie. Spoglądam na zdjęcie z prawej strony dokumentu i mimowolnie się uśmiecham, bo na zdjęciu chłopak widnieje jeszcze w poprzedniej blond fryzurze.