6. - Louis Tomlinson

83 2 20
                                        

Dla oliipati

Nie miałam zielonego pojęcia jak mogłabym zająć Freddiego. Niby mały chłopiec, a energii miał za ośmiu i ciągle mu było mało. Problem w tym, że ja nie mam takiej ilości energii jak on, więc zaczęłam mieć dość jakoś po piętnastu rundach gry w chowanego, sześciu w berka, dwóch godzinach układania klocków Lego i godzinie jeżdżenia zabawkowymi samochodzikami po panelach. Kiedy Louis dawał mi go pod opiekę nie spodziewałam się, że wymięknę tak szybko. Miał się spotkać z przyjaciółmi, dlatego Freddie miał zostać ze mną do następnego dnia. Chociaż w tej sytuacji to ja nie wiem czy przeżyję. Poniańcz go trochę – mówili. Będzie fajnie – mówili. Młody wykończy mnie szybciej niż dwie lekcje wfu pod rząd (do tej pory myślałam, że to niemożliwe). Nie wiem jak Tommo sobie z nim radził na co dzień, dlatego w tym momencie zaczęłam go podziwiać.

Z małym plastikowym Porsche w dłoniach siedziałam na krawędzi mięciutkiego dywanu w kolorze brudnego błękitu, kątem oka obserwując jak Freddie jeździł zabawkową wyścigówką po komodzie, by następnie wykonać nią skok na podłogę. W pewnym momencie w mojej głowie zaświeciła się mała żaróweczka oznaczająca pomysł na kolejną zajmującą czas zabawę, o ile można było to określić jako zabawę. Wstałam z miejsca i z szafki pod telewizorem wyjęłam drewniany album na zdjęcia.

- Freddie, chciałbyś pooglądać zdjęcia z albumu? – zapytałam rozentuzjazmowanym głosem jak ci ludzie z telesprzedaży, żeby chłopiec się zainteresował i podszedł do mnie. Tak jak zakładałam, momentalnie porzucił dotychczasową zabawę i z ciekawością przyglądał się przedmiotowi w moich dłoniach.

- Co to? – zapytał, jego głos drżał z podekscytowania. W końcu nie codziennie miał szansę przeglądać album swojego taty. Zamiast odpowiedzieć, przeniosłam się na kanapę, wiedząc, że Freddie podążał krok w krok za mną. Usiadłam na wygodnym meblu, a chłopczyk wdrapał się na niego, by usadzić się przy moim boku.

Otworzyłam album na pierwszej stronie i zaczęłam opowiadać o każdym zdjęciu, które ukazywało się na kolejnych kartkach albumu, bo słyszałam o nich tysiące historii lub sama byłam przy ich robieniu. Wspomnienia przepływały przez mój umysł jak tornado, przyciągając na moją twarz nostalgiczny uśmiech.

- Goooooooool – wrzasnął Louis, kiedy wbił piłkę do bramki pomiędzy moimi ramionami. Padł kolanami na murawę i zaczął drzeć się jakby co najmniej wygrał mistrzostwa świata. Zaraz rzucił się na niego Niall, przytulając go mocno z szerokim uśmiechem na ustach.

- Brawo, Loueh! – krzyknął z trybun Harry, który z powodu przeziębienia nie mógł z nami grać.

- Oi oii – odpowiedział na to Tomlinson, a ja zaczęłam się śmiać z jego dziecinnego zachowania. Jego usta były rozciągnięte szczęściem, policzki zaróżowione od wysiłku, wesołe iskierki błyszczące w jego niebieskich oczach.

Po chwili podbiegł także do mnie i przytulił mnie, gratulując wspaniałej obrony, która według niego była nienaganna. Mówił to tylko, żeby mnie pocieszyć po przepuszczeniu bramki, ale i to przyjęłam jako pochwałę od mistrza.

Patrzyłam na zdjęcie zrobione w tamtym momencie przez Harry'ego z ławki, na którym widniał klęczący na murawie Louis i biegnący do niego Niall. Gdzieś tam w tle mignęłam także ja załamana swoją obroną.

Przewróciłam stronę.

- Nienawidzę was – mruknął Lou naburmuszony, idąc do przymierzalni w jednym ze sklepów z ubraniami w galerii.

- Kochasz nas! – krzyknął za nim Zayn, gdy szatyn już zniknął za zieloną kotarą.

Czekaliśmy za nim dobre pięć minut. Ja i Niall z przygotowanymi aparatami w telefonach gotowymi, by robić zdjęcia. Harry w trakcie rozmowy video z Lottie, żeby ona także mogła na żywo zobaczyć to wielkie wydarzenie. Zayn skakał na miejscu z podekscytowania, a Liam stał za nami z wyczekującym uśmiechem. Jakiś czas temu Louis przegrał z nim zakład i właśnie dlatego siedzieliśmy tu wszyscy, czekając na jego zapłatę.

Po chwili wyszedł chłopak czerwony na twarzy jak pomidor w błękitnej sukience do kolan. Wybuchłam śmiechem na jego widok. Sukienka była wyjątkowo księżniczko wata i idealnie pasowała do jego niebieskich skarpetek, co uważałam za idealny komplet pasujący mu do oczu. Nie potraktował tego jako komplement.

To zdjęcie było idealnym ujęciem wykonanym przez Nialla, kiedy Tomlinson stał w drzwiach przymierzalni w niebieskiej sukieneczce z rękoma założonymi na klatce piersiowej i stopami w niebieskich skarpetkach złożonymi do wewnątrz wstydliwie.

Spojrzałam na kolejne zdjęcie.

Harry cały umazany w białym proszku przebiegł prosto przed moją twarzą, kiedy przekroczyłam próg ich apartamentu. Wiedziałam, że pozwolenie im zostać w jednym pokoju podczas trasy będzie złym pomysłem. Tuż za nim biegł równie ubrudzony Louis z woreczkiem mąki w jednej ręce i garści proszku w drugiej. Rzucił nią w Harry'ego, ale brunet zdążył się uchylić, jakby grał w zbijaka. Oboje przystanęli na mój widok i spojrzeli w moją stronę. Następnie spojrzeli na siebie nawzajem i znowu na mnie tylko tym razem z niepokojącymi uśmiechami. Ani spostrzegłam, a garść mąki z rąk Tomlinsona wylądowała prosto na mojej twarzy. W tym momencie głośny śmiech ich obojga wypełnił całe pomieszczenie.

Obrazek przedstawiający mnie, Harry'ego i Louisa całych w mące przytulonych do siebie nawzajem znajdował się na tej kartce. Styles miał kropkę widocznej skóry na czubku nosa, bo tam wcześniej dotknął go Lou, krzycząc głośne „pip".

Przewróciłam kolejną stronę.

- Lou! Lou! Czekaj! – wrzeszczałam, kiedy Louis biegał bez końca między fotelami na wielkiej sali kinowej. Co jakiś czas odwracał się, by rzucić we mnie ziarenkiem popcornu, śmiejąc się z tego maniakalnie.

Starałam się go gonić, jednak co chwilę robił jakieś uniki albo przeskakiwał nad fotelami, by przede mną uciec. Zachowywał się jak dziecko, ale słysząc ten głośny szczęśliwy śmiech, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko pozwolić mu być tym dzieckiem. W końcu potknął się o coś i upadł roześmiany w którejś z alejek. Leżał na plecach z podkurczonymi kolanami. Na ustach miał piękny szeroki uśmiech, który pokazywał urocze zmarszczki w kącikach jego oczu. To po nich zawsze można było rozpoznać czy uśmiech był szczery. Na szczęście nie miałam zbyt dużo okazji, by widzieć ten sztuczny.

Zdjęcie było robione przeze mnie chwilę po wywrotce chłopaka, kiedy przez jeszcze kilka minut leżał na ziemi, śmiejąc się do rozpuku. Uwieczniłam na papierze ten uśmiech pojawiający się na jego ustach niestety coraz rzadziej.

Każde zdjęcie było wyjątkowe, każde opowiadało swoją własną historię, a ja wszystkie je opowiedziałam tamtego wieczora Freddiemu. Nic dziwnego, że w pewnym momencie położył głowę na moich kolanach i słuchał ich jak bajki na dobranoc, która ukołysała go do snu niedługo później. Zaniosłam go do jego pokoiku i położyłam w jego łóżku. Następnie pocałowałam go w czoło, życząc dobrej nocy razem ze słowami, których nie mógł już usłyszeć.

- Jak ludzie będą ci mówić, że jesteś podobny do ojca, nawet jako kpinę, odbieraj to jako komplement. Bo to jest coś z czego powinieneś być dumny - szepcząc to, wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

One shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz