12. - JJ (Outer Banks)

111 1 7
                                        

dla oliipati

Życie jest trudne

Trudne i cholernie nudne.

Chyba że jestem z nim. 

Siedząc na plaży o zachodzie słońca, patrząc na fale obijające się o brzeg z nim u mojego boku, wszystko wydaje się łatwiejsze. Następny dzień nie istnieje, a my żyjemy tym co tu i teraz. Niebo ciemnieje z każdą minutą, zamieniając pomarańcz w brudne szarości, ale nie ma to dla nas najmniejszego znaczenia. Między nami leży pusta butelka po czymś, co miało być piwem, a smakowało znacznie gorzej. Rysuję palcem na piasku nieokreślone wzory, gdy z mojego gardła wydobywają się wymruczane dźwięki piosenki usłyszanej dzisiaj w radiu. Nie chcę wracać do domu i wiem, że nie muszę. JJ bawi się bransoletkami zawieszonymi na mojej dłoni leżącej na jego kolanach, dłużej ciągnie za tą, która przypomina tę jego - wąski trójkolorowy warkoczyk już stary i wyświechtany. Chłopak nawija sobie na kciuk wystające nitki, jakby próbując zająć czymś znudzony umysł.

- Życie należy do nas - mówi blondyn z uśmiechem, po czym otwiera puszkę, która jeszcze przed chwilą leżała zakopana w piasku. Ciągnie długi łyk, ale potem wykrzywia twarz w grymasie i zaczyna pluć na ziemię u swojego boku. - Kurwa piasek.

Umieram ze śmiechu, jestem pewna, że słychać mnie aż w domu Johna B, w którym wszyscy nasi znajomi szykują się do wyjścia. Patrzę jak JJ uporczywie wyciera palcem górną część puszki, a ja leżę na plecach, śmiejąc się coraz głośniej. Moje włosy rozsypały się na piasku, wiem, że ciężko będzie mi później je umyć, ale nie przejmuję się tym teraz. Chłopak mrozi mnie spojrzeniem, jednak to mnie nie ucisza.

- Wyglądasz jak wnerwiony kociak - mówię, starając się złapać powietrze między kolejnymi salwami śmiechu. On wyraźnie poczerwieniał na twarzy, ale szybko przybiera swój stały złośliwy uśmieszek, który mówi mi, że wpakowałam się w poważne kłopoty.

Blondyn rzuca puszkę obok pustej butelki, zbliżając się w moją stronę z niebezpiecznym błyskiem w niebieskich oczach. Podrywam się z mojego miejsca na kraciastej flanelowej koszuli leżącej na piasku i rzucam przed siebie. Biegnę w stronę wody tam, gdzie mnie niosą nogi, chcąc znaleźć się jak najdalej od mojego najlepszego przyjaciela. Wiatr rozwiewa moje ubrania i pcha mi kosmyki blond włosów do buzi, ale się nie zatrzymuję. Z moich ust wydobywa się cichy krzyk, kiedy czuję silne ramię oplatające mnie w talii. Chwilę później czuję jak moje nogi odrywają się od ziemi, gdy JJ zarzucił mnie sobie na ramię. Przed oczami mam pognieciony materiał szarego tank topu opinającego się na umięśnionych plecach chłopaka. 

Wiem co się zaraz stanie, dlatego uderzam pięściami w jego łopatki, żeby zmusić go do opuszczenia mnie na ziemię. Moje rozbawione piski i gromki śmiech blondyna mieszają się między sobą na tle cichej plaży, rozpływając się na wietrze, który niesie je po tafli wody. Poruszam nogami gwałtownie, lecz wciąż uważam, by nie kopnąć przyjaciela. On w zamian podrzuca mnie nieznacznie na swoim ramieniu, powodując u mnie kolejny zaskoczony wrzask. Nie mija nawet minuta zanim ląduję w zimnej wodzie upuszczona przez chłopaka. Z pluskiem wpadam w chłodną chmurę w pozycji pół leżącej i czuję jak woda moczy moje ubrania. Jeansowe szorty oraz zwykły żółty t-shirt z logo jakiegoś zespołu są już całkowicie mokre, jak moje jasne włosy przylepiające się irytująco do karku i twarzy.

- Ty gnoju - krzyczę, wycierając palcami twarz wykrzywioną w zdenerwowanym grymasie. Pośród plusków słyszę głośny śmiech, ale melodyjny w kontraście do szumu fal za nami.

JJ pochyla się, podaje mi rękę, drugą podtrzymując płaski brzuch unoszący się nieregularnie pod wpływem niekontrolowanych parsknięć. Chwytam za wyciągniętą dłoń, ale nie pozwalam podnieść się na nogi, tylko sama z całej siły ciągnę ją w dół. Ciało blondyna spada tuż obok mnie, twarzą w wodę, która opryskuje mnie w momencie upadku. Nastał mój moment, na wyrzucenie z siebie salwy śmiechu, bo chłopak wynurzył się z wody całkowicie przemoczony. Wypluwa trochę kątem ust, patrząc na mnie zabójczym wzrokiem. Powinien docenić swoje własne żarty, myślę, kiedy jego spojrzenie się zaostrza. 

Wstaję, zanim zdąży zareagować i biegnę w stronę brzegu tak szybko, na ile pozwalają mi przemoczone ubrania. Stopy zatrzymują się na mule na dnie, ale wciąż poruszam się wprzód, zerkając przez ramię na mokry szary podkoszulek chłopaka przyklejający się do jego torsu.

Nie czekam jednak wystarczająco długo, by dostrzec wyraz jego twarzy. Zatrzymuję się dopiero, kiedy wchodzę na suchy jasny piach. Odwracam się wtedy całym ciałem, wyciskując nadmiar wody z włosów, obserwuję jak JJ podąża za mną, a następnie również wychodzi na brzeg. Pochyla się i potrząsa energicznie głową, jak pies chcący się osuszyć po kąpieli.

- Hej! - krzyczę głośno, kiedy uderza mnie deszcz maleńkich kropelek strząśniętych z jego włosów. Kieruję na niego naburmuszone spojrzenie, które szybko mięknie na widok rozbawionego uśmiechu chłopaka. Z moich ust wydobywa się cichy śmiech, po czym kilka kolejnych głośniejszych aż zaczynam śmiać się z całą siłą jaka została we mnie po całym dniu. Mija parę sekund zanim blondyn obok dołącza do mnie.

Stoimy na plaży, przemoczeni do suchej nitki, śmiejąc się nieopanowanie, kiedy słońce już całkowicie skrywa się za horyzontem. Takie wieczory kocham najbardziej. Beztroskie życie, które nie jest mi daje na codzień. Nie jest dane nam.

Czekam aż JJ zabierze z piasku na niewielkiej wydmie śmieci przez nas zostawione i wróci do mnie. Blondyn chwyta moją dłoń, w drugiej trzyma butelkę i zgniecioną puszkę i rusza biegiem przed siebie. Niemal potykam się o własne stopy, gdy próbuję nadążyć za jego tempem. W końcu jednak zrównuję się z nim w biegu wzdłuż plaży. Nie wiem jak długo przemierzamy brzeg. Mokre trampki obciążają moje stopy, przez co zaczynam czuć pieczenie w łydkach, a mój oddech jest coraz szybszy. Nie zatrzymujemy się, dopóki nie mamy w zasięgu wzroku grupki naszych wspólnych przyjaciół, którzy siedzą na pomoście przy średniej wielkości żaglówce. Z każdym krokiem zbliżamy się do tego miejsca aż zauważył nas Pope, siedzący najbliżej plaży.

- Czekamy na was już pół godziny! - krzyczy, dlatego reszta towarzystwa także odwraca się w naszą stronę.

- Tylko pół godziny? - odpowiada JJ, puszczając moją dłoń, kiedy wchodzimy na pomost. - A miałem nadzieję, że uda nam się przetrzymać was co najmniej godzinę.

- Jeszcze 5 minut i płynąłbyś wpław - wtrąca John B podczas krzątania się po pokładzie.

Idziemy w jego ślady, by znaleźć się na żaglówce, która już po chwili odpływa od pomostu. Zaczynamy płynąć dalej gdziekolwiek poniesie nas wyobraźnia. Plastikowy kubeczek wypełniony cieczą miedzianego koloru znalazł się w mojej ręce, pozwalając mi zapić bezlitosny śpiew blondyna obok. Czegoś co JJ wykonuje nie można oczywiście nazwać śpiewem, ale wszyscy wiemy, że robi to tylko dlatego, żeby nas rozbawić. Śmieję się rozczulona, widząc ponownie jego miękką stronę, którą tak bardzo kocham.

W ten sposób mija nam noc, śpiewając, rozmawiając, pijąc piwo w kolorowych kubeczków. Wiem, że następnego ranka będę musiała wrócić do szarej rzeczywistości, lecz póki jestem tutaj, nie chcę o tym myśleć.

One shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz