(Dostępne także w osobnej książce na moim profilu.)
- Nie ma tragedii, ale myślę, że stać cię na więcej. Niestety nie wiem czy damy radę z ciebie to więcej wycisnąć - usłyszałem obok siebie znudzony głos Simona Cowella i znów poczułem nieodpartą chęć zabicia go. Niejednokrotnie już snułem fantazje o tym morderstwie. - A poza tym to ta piosenka absolutnie do ciebie nie pasuje. Musisz się nauczyć lepiej wybierać utwory, kochanie.
Zmroziłem wzrokiem starszego mężczyznę, który skupiał swoją uwagę na brunetce mniej więcej w moim wieku stojącej na scenie. Widać było, że zarówno ona jak i inni członkowie jury czuli się niekomfortowo, słuchając Cowella. Naprawdę musiałem mocno się hamować, żeby nie wrzasnąć "zamknij w końcu ten głupi ryj", bo już od samego początku dnia szkalował każdego kto pojawił się przed nami, by występować. Oddałbym wszystko, by zamilkł raz, a dobrze.
Mi już wystarczająco zatruł życie, więc niech oszczędzi swoje jęczenie tym biednym ludziom. Zniszczył moje niedoszłe małżeństwo z miłością mojego życia, a i tak musiałem go znosić, udawać przed kamerą, że wszystko jest w porządku. Jak widać życie lubiło sobie ze mnie drwić.
Młoda dziewczyna, która jak z papierów wynikało, miała na imię Carrie, zeszła ze sceny, próbując się uśmiechać, mimo że wychodziło jej to mniej więcej tak jak mi udawanie związku z Eleanor. Czyli w ogóle.
Szczerze mówiąc, miała szczęście, że tylko tak skomentował jej występ. Niektórych Simon wyzywał tak, że uciekali ze łzami w oczach, po tym jak zrównał ich talent z ziemią. A ja musiałem tego słuchać na siedzeniu obok, bo chociaż często zaprzeczałem jego słowom, one i tak już zdążyły pozostawić piętno na psychice uczestników. W ten sposób ginęło wiele talentów, a ci, którym się udało, często sobie nie radzili z brakiem wsparcia na starcie. Tak było z moim kochanym Harrym, zanim nie wyrywał się z tej całej chorej otoczki. Cowell sprawił, że nie miał odwagi, by być sobą i zamykał się w sobie. Na szczęście teraz znalazł swoje miejsce na ziemi. Szkoda tylko, że beze mnie.
Obserwowałem jak niska blondynka wchodzi na podwyższenie, uśmiechając się z rezerwą. Miała na imię Alice i moim zdaniem była najlepsza z wszystkich uczestników tej edycji. Dodatkowo zgarnęła sobie moje uznanie, gdy okazało się, że jest wielką fanką Harry'ego Stylesa. Pamiętam kiedy powiedziałem jej wtedy "ja też", za co zostałem zgromiony wzrokiem przez Simona, ale niemożliwie nieśmiała blondynka chyba mnie polubiła. Miałem szczerą nadzieję, że wygra i trzymałem za nią mocno kciuki, chociaż jej prezencja na scenie zostawiała sobie jeszcze wiele do życzenia. Jednak nie robiło to wielkiego problemu, bo doświadczenie mówiło mi, że ta umiejętność przychodzi z czasem.
Alice stanęła przed nami jak zwykle ze swoją gitarą akustyczną pomalowaną w zielone serduszka i piękne różowe kwiaty, a jeden z pracowników ustawiał jej mikrofon na statywie. Nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę, unikając wzrokiem wszystkiego powyżej jej czarnych sznurowanych trampków.
- Cześć, Alice - pomachałem do niej dłonią. - Oddychaj, bo się udusisz - zażartowałem, by nieco rozładować atmosferę.
- T-tak, w-wszystko jest w p-porządku - jąkała się nieznacznie, co nie było dobrym znakiem, lecz miałem nadzieję, że dziewczyna szybko przełamie strach.
Właśnie miałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem, bo w całym studiu zgasło światło, a mikrofony na chwilę przestały działać. Siedziałem w miejscu zaskoczony, czekając aż włączy się prąd albo zasilanie awaryjne. Nieczęsto mieliśmy takie sytuacje, jednak wciąż byliśmy na nie przygotowani. Obok siebie usłyszałem jakiś huk i dziwne szmery, ale stwierdziłem, że to któryś z jurorów, dlatego nie zareagowałem. Przed oczami miałem ciemność, a w uszach urywane szepty z widowni. Całkiem szybko światło z powrotem zostało włączone, a mikrofony zapiszczały na znak gotowości do użycia.
CZYTASZ
One shoty
FanfictionTu znajdują się moje one shoty plus zamówienia. Więcej informacji w pierwszym rozdziale.