8.

132 15 0
                                    

Nieznośne myśli forsowały moją głowę, zagłuszając panujący od samego rana rozgardiasz w sali konferencyjnej. Leonardo nadal robił furorę, przez co zlecieli się do Departamentu antyterroryści na emeryturze, którzy służyli z nim oraz inny członkowie jednostek z poszczególnych zmian i pięter. Wszystko to miało związek z jutrzejszą nowym dyżurem.

Z pierwszej zmiany mieliśmy wskoczyć na nocną, nocna na środkową, a środkowa na pierwszą. Musiałam przyznać, że było mi to zdecydowanie na rękę. Dostałam możliwość, żeby uniknąć ciężkich nocy, których nie przysypiałam przez Samuela. Był moim jedynym kołem ratunkowym, aby odzyskać pamięć. Osobą, od której powinnam była trzymać się z daleka, a pozwalałam mu na zbyt wiele.

W grę wchodziły dawne uczucia, które przejmowały nade mną kontrolę.

— Morton chwilowo przejmuje dowództwo — poinformował Joseph, przekrzykując gwar. Drgnęłam nieznacznie, unosząc głowę, tym samym natrafiając wzrokiem na Mullera, który wszedł do pomieszczenia w towarzystwie Mortona. I to głównie na tym drugim skoncentrowało się moje spojrzenie, a żołądek związał się w supeł. Wstrzymałam oddech, zatapiając się w piwnych, przeszywających na wskroś tęczówkach. Dusiłam się, czując mrowienie w koniuszkach palców. Moje ciało łaknęło jego bliskości, a niewyraźna siła popychała mnie w stronę mężczyzny.

— Nie zapędzaj się, Muller — strofował go Degory. — Za spóźnienie, to zapomnij o urlopie.

— Ale...

— Nie ma żadnego ale — przerwał mu stanowczo. — Morton, dzisiaj masz wolne od działań w terenie, a zamiast tego wykorzystasz okazję, że wszyscy są na miejscu i dasz wycisk jednostkom Alexandra i Richarda.

Zmrużyłam oczy, uświadamiając sobie, że nie miałam pojęcia, o czym Mills mówił. Mimo że byłam już w Departamencie od jakiegoś czasu, nie było okazji, abym poznała ludzi z innych zmian. Wiedziałam tylko tyle, że byłam jedyną kobietą w całym budynku.

— Szefie, wolałbym... — wtrącił się szczupły, niewysoki mężczyzna o łagodnym spojrzeniu i z burzą brązowych włosów na głowie, które odstawały na wszystkie strony. Samuel nie był postury mięśniaka, ale przy nim na takowego wyglądał.

— Nie interesuje mnie, co byś wolał, Richard — przerwał mu oschłym tonem, rzucając nieprzechylne spojrzenie. — Nie zamierzam dostać po dupie, kiedy dojdzie do poważnej akcji, a wy nie będzie potrafili się w żaden sposób bronić. Muszę mieć pewność do waszych umiejętności.

— Wolałbym z kimś, kto ma jaja i zna się na walkach, a nie buduje swoje ego, udając trenera w zapyziałej dziurze — burknął wyższy od niego mężczyzna, o rozbudowanej posturze. Jego łysa głowa błyszczała w naturalnym świetle od potu, a czarne niczym węgiel oczy dodawały mu charakteru. Spojrzenie miał ostre niczym brzytwa, nie kryjąc się z swoim niezadowoleniem. Ewidentne nie pałał sympatią do Samuela.

— Schlebiasz mi, Alexander — Głęboki tembr przeciął powietrze, a wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony. Na sam dźwięk głosu Mortona moje serce zabiło szybciej. — Ale to nie ze mną będziesz testował swoich umiejętności, a z moim godnym zastępcą.

— Nie wierzę — prychnął ironicznie, kręcąc głową z rozbawieniem. — Wymiękasz, Morton? Srasz w gacie, że powalę cię jednym ruchem? Uwierz mi, zdołałem...

— Przypominam, że to ty unikałeś każdej walki ze mną, bojąc się, że twoja reputacja mięśniaka runie.

Atmosfera w powietrzu zgęstniała. Degory przysłuchiwał się całej wymianie zdań z niezadowoleniem, Leonardo obserwował mnie tak przenikliwym wzrokiem, że czułam się, jakby próbował wejść do mojej głowy i wyczytać z niej wszystko, co w niej siedziało. Reszta zgromadzonych milczała, bojąc się odezwać.

W szponach miłości // DOSTĘPNE 9.08 W ANTOLOGII "GRZECH W MUNDURZE"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz