Prolog

2.6K 83 61
                                    

Marzec 1927
Budapeszt, Węgry

Chodząc po tych znajomych ulicach nie potrafiła odpędzić się od napływających wspomnień. Każdy kamień jaki dotknęła, każde muśnięcie muru przywoływało obrazy, które mimo upływu tylu lat, cały czas były wyraźne. To co widziały oczy dziecka nadal było żywe, choć wokół niej nie było nikogo.

Księżyc wiszący wysoko na niebie, padał na sylwetkę starszej kobiety, mającej na oko około pięćdziesięciu lat. Jej jasna suknia lśniła bielą, była niczym światło w tunelu. Ciemne włosy miała puszczone na okryte białym wzorzystym płaszczykiem ramiona. Malinowe usta uśmiechały się delikatnie, gdy oczy ujrzały znajomą kamienicę. To właśnie tutaj spędziła swe dziecięce i nastoletnie lata, które przywoływały szkliste radosne, doprawione odrobiną smutku łzy.

Zerknęła na odnowione już drzwi, które niegdyś były pokryte odpryskującą, zieloną farbą. Wspomnieniem usłyszała dziecięce śmiechy. Ona i młodszy chłopiec, uroczy blondynek, zarumieniony przez bieg, siedzieli na chłodnych schodach, które były jak zbawienie w upalne lato, rozmawiali na temat niedawnej gry w kulki.

Przeszła kawałek dalej i doszła do skrzyżowania, które zawsze starała się omijać. Teraz, będąc dojrzałą kobietą, zatrzymała się tam. Jako pięćdziesięcioczteroletnia kobieta nie bała się tego miejsca, gdyby nie ono, nie byłaby sobą. To skrzyżowanie pełne złych wspomnień, miało jeden promień radości. Połączenie tych dwóch ulic, ta wysoka, brudna latarnia i mur, były świadkami pierwszego spotkania dwóch młodych serc, które jeszcze wtedy, pełne dziecięcej naiwności i ufności nie wiedziały jak zakończy się ta relacja.

Jej obcasy cicho postukiwały, gdy szła dalej by w końcu dotrzeć w to jedno miejsce. Miejsce, które dla jej szesnastoletniej wersji było niczym dom, własny kawałek ziemi, należący do niej i jej przyjaciół.

I choć teraz stała tam kamienica, ona widziała tylko niewielki plac z wieloma sągami drewna, które tworzyły labirynt, znający prawie wszystkie tajemnice bawiących się tam chłopców i dziewczynki. Opuszczone wozy i mała budka dozorcy Jano.

Przystanęła po drugiej stronie ulicy, patrzyła na kamienicę, nie mogła uwierzyć, że minęło tyle lat.

Ten ówczesny plac, nie był tylko placem. To miejsce posiadało duszę, która przetrwała do dziś i wywołało jedną łzę z błękitnych, dużych oczu, które gubiły.

— Gyé? — Głęboki głos zaskoczył kobietę. Niespodziewała się go usłyszeć. — Gyémánt to ty? — spytał mężczyzna.

Po dłuższej chwili wypełnionej szokiem i szczęściem kiwnęła szybko głową, starając się wstrzymać łzy. Nie chciała ich pokazywać, nawet jeśli nie były one zawstydzające.

Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz