— Siedziałeś nad tym prawie dwie godziny i nic nie wymyśliłeś?
— No jak to tak!
— Mówiłeś, że w kilka minut to rozwiążesz!
— Straciliśmy tyle czasu.
Gdy wszyscy wyszli z swoich kryjówek i dotarli do beczek, gdzie siedział Czonakosz, który poinformował ich, że nic nie wskórał, w tłumie chłopców było słychać kilka wzburzonych głosów. Wysoki chłopak w ciepłej kurtce i kolorowym pasiastym swetrze stał po środku z spuszczoną głową. Było mu zwyczajnie głupio.
— Spokój! — krzyknął Boka, uciszając tłum. Zwlekał specjalnie tylko po to, aby Czonakosz mógł poczuć, że nie powinien następnym razem być zbyt pewny siebie. To była dobra cecha, ale istniały granice. — Zamiast się bulwersować, możemy teraz wszyscy nad tym przysiąść.
Chłopcy popatrzeli po sobie niezadowoleni. Nie mieli na to ochoty. Większość z nich chciała po prostu pójść na łatwiznę i od razu na gotowca odnaleźć skarb.
Nemeczek wystąpił na przód. Gyémánt i Czele zerknęli na siebie, ale ich polika pokryły się różem i szybko odwrócili wzrok. Gyé przeniosła je na Czonakosza, a Czele na tył głowy blondyna. Oboje przygryźli dolne wargi, zagłębiając się w myślach o tym drugim i tym jak mógłby smakować ich pierwszy pocałunek. Nie usłyszeli nawet jak brzmiała kolejna zagadka. Byli całkowicie nieobecni, ale na szczęście nikt tego nie zobaczył.
— Zamek w oddali do Dunaju wpada, a księżniczka w wieży czeka na księcia, który zwleka — przeczytał Boka tuż przed Gyémánt.
Dziewczyna nie wiedziała nawet kiedy on do niej podszedł, a pozostali na nich patrzą. Czele jednak nie był w stanie po części dlatego, że dalej fantazjował o, dla niego, perfekcyjnych ustach, a po części dlatego, że nie chciał znów wiedzieć ich tak blisko siebie i czuć tego dziwnego bólu, który w ogóle nie był przyjemny.
— Co? — spytała mało inteligentnie, unosząc zamglony wzrok na chłopaka. Chłopcy z Placu Broni wybuchnęli śmiechem, a Czonakosz głośno gwizdnął.
— Zagadka? Skarb? — spytał sarkastycznie, pokazując jej karteczkę.
— Ah tak, przecież wiem — mruknęła, odbierając ją i śmiejąc się niezręcznie. Nemeczek przyjrzał jej się uważnie. Nigdy się tak nie zachowywała i wiedział, że będzie musiał z nią o tym porozmawiać.
— Czele! Ile już nad tym siedzimy? — zwrócił się do elegancika.
— Co?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem jeszcze głośniejszym, niż poprzednio, a Boka westchnął cicho.
— Ja nie wiem coście tam robili, ale niezła komedia — zawołał Czonakosz znów gwizdając.
Gdy przez dłuższą chwilę chłopcy się nie uspokajali, a jednie bardziej wybuchali śmiechem, Adela postanowiła przecisnąć się przez tłum. Boka uśmiechnął się do niej delikatnie i rozejrzał się czy nikt nie patrzył. Gyémánt pochylała głowę nad kartką ze zmarszczonymi oczami, ale myślami była gdzieś inaczej, tak samo jak Czele, który był chwilowym obiektem zainteresowania innych. Gdy był pewien, że żadne pary oczu ich nie śledzą, dotknął delikatnie dłoni Adeli, wywołując rumieńce na jej twarzy. Oh, nie miał pojęcia co się z nim działo, ale wystarczył ułamek sekundy, aby uznał je za coś, co pragnął oglądać do końca życia. Był głupcem, ale chciał nim być za każdym razem, gdy mógł patrzeć na jej niewinną, śliczną twarzyczkę, nieskalaną jeszcze trudami tego świata.
— Várkert Bazár¹ — powiedziała tylko.
Wpatrzony w jej rumieńce z początku nie zrozumiał, ale po chwili go olśniło. Nie chciał przerywać tego momentu, ale musiał. To była ważna informacja. Zawołał więc Nemeczka, który pobiegł do Czonakosza, przekazując mu, aby zagwizdał. Wysoki chłopak spojrzał na Bokę, który szybko odsunął się delikatnie od Adeli i widząc jego minę, głośno gwizdnął.
CZYTASZ
Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓
FanfictionWyjątki zdarzają się rzadko. Chłopcy z Placu Broni nie zapraszali do siebie dziewczyn, ale ona była inna. Nosiła chłopięce ubrania, grała z nimi w palanta i cały czas miała zdarte kolana. Po czasie zapomnieli, że jest dziewczynką i traktowali ją ja...