Boka ułożył dłoń na jej ciemnych, miękkich włosach. Pogładził jej głowę w uspokajającym geście, czując się podłe, tym co przed chwilą zrobił. Czuł się dosłownie tak jakby zdradził Adelę, choć nie poczynił żadnego kroku, aby zrobić z tego coś oficjalnego.
Uniósł głowę ku górze i przymknął oczy, z których poleciała łza. Nie mógł znieść płaczącej dziewczyny w swoich ramionach. Jej trzęsące się ciało i cichy szloch, łamał jego serce.
— Gdzie jest Czele? — spytała po chwili. Boka odsunął ją delikatnie od siebie, by popatrzeć jej w oczy.
Te zazwyczaj niebieskie i pełne radości, teraz były jedynie wypełnione rozpaczą, a gdzieś tam z tyłu zaczynała pojawiać się pustka, która ze wszystkiego była chyba najgorsza.
Nie wiedząc czemu tak strasznie chciała poczuć teraz obecność swojego przyjaciela, który był dla niej zawsze. Mocno zacisnęła dłonie na niebieskiej marynarce chłopaka, pragnąc by pomiędzy jej palcami znalazł się znajomy dotyk płaszcza Czelego, ten sam, który miała na sobie w momencie, gdy Rózsa przywłaszczyła sobie jej krótkie opowiadanie.
Spuściła wzrok, pozwalając, by łzy wyleciały z jej oczu. Nie chciała ich kontrolować. Sam Czele mówił, że pokazanie tego światu wcale nie jest słabością i w tym momencie zamierzała się do tego zastosować.
Boka natomiast z całych sił starał się je powstrzymać, położył zziębnięte dłonie na delikatnie zaróżowionych policzkach Gyé. Pogłaskał je delikatnie kciukami w upsokajającym geście. Było późno, wiedział, że nie mogli iść do Czelego i Adeli, choć im dłużej wpatrywał się w płaczącą przyjaciółkę, mocniej zaciskał wargi, a w głowie pojawiały się myśli. Czym jest późna pora w porównaniu do cierpienia i potrzeby wsparcia?
Gyé zaszlochała głośno, opierając czoło o klatkę piersiową chłopaka.
— Janosz — zaczęła cicho, nie zwracając uwagi na to, że nie użyła żadnych tytułów, a jej załamany głos tak bardzo poruszył sercem szesnastolatka, że nie mógł dłużej walczyć z palącymi łzami. — J–ja nie chcę do nich wra–wracać... Ja chcę do babci — wychrypiała. Jej ciało zdarżało.
— Nie mogę jej sprowadzić — szepnął.
Gyé mocniej zacisnęła dłonie na jego marynarce. Boka podniósł się powoli, pomagając jej wstać i zaczął ją prowadzić w kierunku domu przyjaciela. Co innego mógł zrobić? Pójdą tam tylko na chwilę, Gyémánt się uspokoi, on unikanie Adeli i wrócą do jego sąsiadów, a ranem zacznie się nowy dzień.
Będzie on pokryty cieniami wczoraj, ale jednak jutro jest o wiele potężniejsze. Mniej wiadome, ale nie ma to znaczenia, gdy nadzieja na lepsze nas przepełnia.
Po kilkunastu długich, cichych i smutnych minutach, znaleźli się pod domem Czelego. Po cichu podeszli do okna chłopaka. Na szczęście było widać w nim światło, co znaczyło, że elegant jeszcze nie śpi. Boka zapukał w okno, ich przyjaciel się wzdrygnął, po czym popatrzył w ich stronę. Zdziwiony szybko podszedł do okna.
— Boka, a co ty tutaj...
Nie dokończył, bo w tym momencie piękny, smutny i pusty błękit na niego spojrzał. Jego serce zabiło mocniej i szybciej. Wyszedł szybko do nich, nie zwracając uwagi na to, że elegantowi tak nie przystoi. Gyémánt oderwała się od przywódcy chłopców z Placu Broni i wtuliła w Czelego. Chłopak mocno objął ją w tali, przyciągając tak blisko, że nie było między nimi nawet milimetra odstępu. Zamknął oczy. W końcu po tak długiej czasie mógł ją przytulić. Jedna łza ulgi wypuściła jego oko, spływając na ramię Gyé, która płakała jak dziecko. Cieszyła się, że jest nic, bo wiedziała, że będzie mogła podciągnąć to wszystko pod sen. Oboje nie zamierzali się od siebie oderwać.
CZYTASZ
Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓
FanfictionWyjątki zdarzają się rzadko. Chłopcy z Placu Broni nie zapraszali do siebie dziewczyn, ale ona była inna. Nosiła chłopięce ubrania, grała z nimi w palanta i cały czas miała zdarte kolana. Po czasie zapomnieli, że jest dziewczynką i traktowali ją ja...