3. Dzień Dobry, Ojcze.

838 45 74
                                    

Myśl, że rankiem trzeba wstać i wyjść spod ciepłej kołdry oraz pozwolić gołym stopom dotknąć chłodnej posadzki, doprowadziła Gyémánt do irytacji. Naciągnęła na twarz koc, wzdychając cicho. Wiedziała, że musi zaraz wstać, jeśli chce zjeść śniadanie w domu, aby uniknąć tego w szkole.

Nadal opatulona pod samą szyję kocem, usiadła i wyjrzała za okno, którego widok wychodził na podwórko oraz gołe drzewa pokryte wczorajszą warstwą śniegu. Przetarła oczy, po czym się rozciągnęła. Odłożyła francuski tom ulubionej tragedii i w końcu wyszła z łóżka.

— Jeszcze do ciebie wrócę — szepnęła, patrząc tęsknie na ciepłe miejsce. Rzuciła na nie koc, mówiąc sobie, że pościeli, gdy tylko wróci.

Związała nie rozczesane włosy, aby nie przeszkadzały jej w przygotowywaniu sobie jedzenia, a następnie opuściła pokój. Zaskoczona zauważyła, że jej babcia juz ubrana, uśmiecha się do niej, wskazując talerz z śniadaniem.

— Babciu? — spytała, siadając. Petra robiła dla niej śniadania jedynie w dni wolne, by mogła dłużej pospać. — Dziś środa, prawda? — Kobieta kiwnęła głową w potwierdzeniu. — Dlaczego więc nie śpisz?

— Nie mogłam spać — odparła, cały czas uśmiechając się i tuszując swoje uczucia. Gyémánt się zmartwiła.

— Stało się coś?

— Nie, nie. Wszystko w porządku. — Uśmiech nie znikał z jej twarzy. — Jedz, jedz, ja przygotuję ci ubranie — dodała po chwili. Opuściła kuchnię, aby udać się do pokoju wnuczki.

Gyémánt zdziwiona powoli zabrała się za jedzenie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że ma tam mały bałagan, którego być nie powinno. Wstała od stołu i pobiegła za babcią, uderzając gołymi stopami w drewnianą posadzkę i zostawiając nietknięte śniadanie.

— Babciu, czekaj!

Gdy znalazła się w pokoju ujrzała staruszkę, trzymającą kartkę z biurka w prawej ręce, podczas, gdy lewa zasłaniała usta, które miała nadzieję, uśmiechały się. Nie odzywała się, czuła, że jest to coś bliskiego jej sercu. Cóż, nie pomyliła się.

— Nie wiedziałam, że młodzież nadal się w to bawi — powiedziała, odkładając karteczkę i podchodząc do szafki, przelotnie rzucając pełne dezaprobaty spojrzenie na łóżko.

— W co właściwie? — spytała, opierając się o ścianę przy wejściu.

Babcia cały czas siedziała z nosem w szafie, przeglądając suknie, których Gyé albo na sobie nigdy nie miała, albo były ubrane raz czy dwa.

— Szukanie skarbów — odpowiedziała, odwracając się do wnuczki i pokazując jej różową sukienkę z długim rękawem, mocno rozkloszowaną na dole. Szatynka pokręciła głową z grymasem zniesmaczenia.

— Co to za zabawa? — Zadała pytanie, znów kręcąc głową na następną sukienkę.

— Razem z przyjaciółmi podążacie za wskazówkami, aby odnaleźć to co zostało ukryte przez innych ludzi. Kiedyś te mapki były prawie wszędzie. Gyémánt, musisz się na coś zdecydować — powiedziała, wzdychając gdy nastolatka odrzuciła dwie następne propozycje.

— Czyli co? Ktoś chował pieniądze, aby inni mogli się bawić w poszukiwaczy? Gdzie tutaj sens? — spytała, grymasząc na jasnozieloną sukienkę dużą jak u księżniczki z opowieści dla dzieci.

— A jaki jest sens w noszeniu spodni przez kobiety?

Gyémánt wywróciła oczami, nie wchodząc w dyskusję. Po pierwsze nie miała czasu, a po drugie Petra miała o wiele więcej lat i doświadczenia w takich rozmowach. Staruszka pokazała jej zwykłą szarą sukienkę, mającą małe bufki. Dziewczyna kiwnęła głową. Dostała ubranie, po czym udała się do łazienki, aby ją ubrać i szybko ogarnąć włosy. Związała ich pukiel na czubku głowy, resztę rozczesując i puszczając wolno na ramiona i plecy. Nie spała w wałkach, więc nie mogła się chwalić pięknymi lokami jakie posiadały inne dziewczyny. Do tego czasu nie przeszkadzało jej to jednak.

Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz