30. Wpędziłaś babkę do grobu

297 19 69
                                    

— Plan bitwy jest następujący — zaczął Boka, patrząc na każdego po kolei, chcąc się upewnić, że uważnie słuchają jego słów. Każdy z nich oddawał mu sto procent swojej uwagi.

Gyémánt stała w tłumie chłopców zaraz obok Nemeczka, który szczelnie miał owiniętą szyję. Martwiła się o niego, ale jej myśli zaprzątał bezużyteczny skarb i cudowny taniec z Czele, choć teraz wydawał się on być odległym snem małej dziewczynki.

Boka tłumaczył plan, podczas gdy szesnastolatka skupiła swój wzrok na Czele, stojącym obok przywódcy. Albo coś było z nią nie tak, albo elegancik wyglądał dziś jakoś lepiej. Jej serce zabiło mocniej, gdy zauważyła jak chłopak unosi wzrok i blokuje z nią spojrzenie. Czuła się jak w bajce.

— Jak to otworzyć furtkę? — spytał Kolnay, unosząc rękę ku górze, czym przypadkiem uderzył w głowę szatynkę. Gyé odwróciła się w jego stronę z morderczym spojrzeniem. — Przepraszam — powiedział szybko, unosząc ręce ku górze.

To nie było tak, że Gyé była straszna, ale czasami jej przeszywające, niebieskie spojrzenie i reputacja chłopczycy z łatwością potrafiły ustawić niektórych chłopców do pionu. Niestety nie wszystkich. Nagle do jej uszu dotarł kaszel blondyna. Poczochrała go delikatnie po włosach, przyciągając do swojego boku, a następnie znów słuchała planu.

— Podejmujemy otwarty bój. Zapraszamy ich na Plac Broni, aby jak już się tutaj pojawią, zaatakować. Znamy to miejsce jak własną kieszeń. W tym samym momencie fortece cztery, pięć i sześć rozpoczną bombardowanie nieprzyjaciela piaskiem — mówił, a gdy dokładnie zapisała sobie w głowę tę część, bo była jedną z tych, którzy mieli rzucać bombami. Później przywódca mówił o zadaniu armii broniącej że strony Marii, oraz o batalionach C i D, czyli tych należących do Rychtera i Kolnaya. Gdy już skończył omawiać plan, dodał — Wraz ze swoim adiutantem będę znajdował się w pobliżu bataliony C i D. Wszystkie przekazywanie przez niego polecenia, mące traktować jak moje.

— Kto będzie adiutantem? — spytał Czonakosz.

— Nemeczek — odparł od razu, posyłając zszokowanemu blondynowi delikatny uśmiech.

Tak jak Gyé ucieszyła się z tego, tak pozostali poczuli się urażeni. No bo dlaczego przywódca miałby mieć większe zaufanie do szeregowca, a nie dla poruczników. Nie mieściło im się to w głowach. To było właśnie powodem, dlaczego Związek Kitowców postanowił poinformować Bokę o tym, że Nemeczek jest zdrajcą, co spotkało się z wściekłym spojrzeniem szatynki. Przywódca na szczęście nie dał im dokończyć.

— Spokój! Nie obchodzą mnie te wasze sprawy. Nemeczek będzie moim adiutantem, a jeśli ktoś piśnie na niego chociażby jedno słówko stanę przed trybunałem wojennym — zakomunikował poważnym tonem, od którego na niektórych ciałach pojawiły się ciarki. — A teraz biegiem na wyznaczone pozycje! Przeprowadzimy manewry.

Chłopcy i Gyémánt momentalnie się rozbiegli na swoje miejsca. Czuli respekt do swojego przywódcy i nie chcieli przegrać bitwy o swoją mają Ojczyznę. Szatynka sprawnie wspięła się na pozycję. Widziała jeszcze jak Boka szczelnie opatula szyję Nemeczka ciepłym szalikiem tak bardzo podobnym do tego, które robiła jej babcia. Następnie zaczęły się przygotowania.










Gyémánt wróciła do domu całą brudna i zmęczona. Nie przejmowała się tym, że ojciec zobaczy ją w takim wydaniu. Teraz na Placu działy się ważniejsze rzeczy, którym zamierzała się poświęcić całym sercem i duszą. Myślami była w przeszłości, gdzie obserwowała z daleka rozmowę Boki i Gereba, a następnie ojca Deżo. Mężczyzna jej się nie spodobał. Bolała ją jego ślepota, to że widział jedynie jedną stronę medalu. Później jednak uznała, że ojcowie już tacy są.

Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz