25. Ostatnio trochę sobie pospałam

327 16 51
                                    


Gyémánt siedziała w sypialni bliźniaczek, ściskając w dłoniach czapkę Czelego, której do tej pory mu nie oddała, zastanawiając się czy dobrym pomysłem będzie wymknięcie się na Plac Broni. Ojciec surowo zabronił jej wychodzić na zewnątrz, chyba, że w obecności Ákosa, ale on aktualnie wyszedł gdzieś z Tividarem. 

Wzięła do ręki Romea i Julię z notatkami dwóch pokoleń.

— Mamo, daj mi jakąś radę — szepnęła, przytulając książkę do piersi.

Wiedziała, że jej nie dostanie i siedziała tam do czasu aż nie przypomniały jej się popołudniowe słowa Ákosa.

Miała być Gyé, nie Gyémánt.

Wstała szybko, po czym podeszła do szafy. Wyjęła z niej jasną, obszerną sukienkę, w której sprytnie ukrywała swoje ukochanie spodnie i koszulę. Wyjęła je, po czym mocno przytuliła do piersi. Podeszła do drzwi, by nasłuchać czy nikt się nie zbliża do pokoju. Na szczęście droga była czysta.

Szybko przebrała się w chłopięce ubrania, by następnie zarzucić na nie sukienkę i czapkę Czelego schować do wielkiej kieszeni. Ubrała wygodne buty, które były ukryte pod materiałem jedwabiu. Podeszła do okna, otworzyła je, po czym wyskoczyła z szerokim uśmiechem.

Powolnym krokiem jaki na damę przystało przechadzała się do najbliższego zakrętu, tak by nikt nie zwrócił na nią uwagi. Na szczęście się udało. A gdy znalazła się na innej ulicy, podbiegła do dziurawego muru, zrzuciła z siebie suknię i poczuła się lekko. Schowała ją do jednej dziury, a następnie pobiegła pędem w stronę swojej małej ojczyzny, na której w tym momencie mały Nemeczek obserwował groźnego Feriego Acza, trzymającego czerwono-zieloną chorągiewkę, należącą do chłopców z Placu Broni. 

Przywódca czerwonych koszul śmiał się Nemeczkowi prosto w twarz, wymachując materiałem. 

— Nie bój się Nemeczku — mówił, słuchając przyśpieszonego oddechu chłopca i głośnego szczekania Hektora, psa, który zawsze latał na Placu i uwielbiał zaczepiać Czelego oraz Gyemant. 

Feri bardzo dobrze bawił się przedrzeźniając blondyna. Był starszy, a Nemeczek choć miał piętnaście lat, wyglądał na o wiele młodszego i mizerniejszego. Nie ukrywał też swojej wrażliwości i tego jak bardzo Feri Acz go przeraża. Starszy cofnął się do tyłu cały czas powtarzając "Nie bój się Nemeczku". Nemeczek jednak już dawno biegł co sił w nogach, by wrócić na plac, a następnie pobiec do domu, by być jak najdalej od Czerwonej Koszuli, której z pewnością towarzyszyli straszni bracia Pastorowie. 

Gdy już znalazł się na placu przystanął, by zaczerpnąć powietrza. Oparł delikatne dłonie o kolana i wtedy usłyszał czterokrotne puknie. Odetchnął z wyraźną ulgą, ponieważ był to znak chłopców z Placu Broni. Po chwili przez furtkę weszli Boka, Czele i Gereb. Chłopiec popędził w ich kierunku. Był szeregowcem, a oni kapitanem i porucznikami. Musiał oddać im honory. 

— Szia Nemeczek, co się dzieje? — spytał Czele, widząc jak łapczywie chłopiec nabiera powietrza, z nadzieją, że może to pomoże mu wypowiedzieć wszystkie słowa na raz. 

— Nic dobrego — odparł. — Widziałem Feriego Acza, tutaj na Placu — dodał po chwili. 

Wśród chłopców zapanowało poruszenie po usłyszeniu tych wiadomości. Tylko Janosz Boka stał spokojnie, chcąc w końcu usłyszeć pełną wersję wydarzeń. Nie zauważyli nawet wejścia ciemnowłosej dziewczyny z radosnym uśmiechem.

— Mówię wam, straszne rzeczy — powiedział, przerywając by wziąć głęboki wdech.

— Przejdź do rzeczy — zarządził stanowczo Boka, zakładając ręce, podpierając jedną z nich podbródek.

Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz