Tej samej nocy, gdy Gyémánt spokojnie spała w łóżku, przykryta pod samą szyję kołdrą, Ákos dotarł do swojego rodzinnego miasta. Wybiegł pędem z powozu, stanął przed wielką kamienicą, gdzie mieszkała jego siostra. Z łzami w oczach i długich chwilach zbierania się na odwagę w końcu zrobił krok na przed. Wszedł do kamienicy, kierując się pod numer piąty. Zapukał trzy razy, a później czekał z niecierpliwością, aż siostra mu otworzy.— Ákos, dobrze cię widzieć. Jak się czujesz? — spytała, wyciągając ręce, aby jej młodszy braciszek mógł się w nią wtulić i zapomnieć, choć na chwilę o wszystkich troskach jakie go spotkały.
Mężczyzna zamknął oczy, nie dopuszczając do wypuszczenia łez, jaka byłby to kompromitacja przed bardzo silną siostrą, która się nim opiekowała odkąd pamiętał i zastępowała mu matkę.
— Tak mi przykro — powiedziała po chwili wpuszczając brata do środka.
Od razu udał się do niewielkiego salonu, gdzie usiadł na kanapie. Przed nim leżał stos karteczek, które były listami od jego kochanka. Uśmiechnął się delikatnie przez ból, biorąc jeden z nich do ręki. Przytulił go do piersi, przypominając sobie jak się pierwszy raz poznali. Było to tutaj na ulicy.
Ákos biegł przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Gnał przed siebie jakby od czegoś uciekał. Miał piętnaście lat i za wszelką cenę pragnął być jeszcze przez jakich czas dzieckiem. Nagle na kogoś wpadł. Przewrócił się boleśnie na tyłek, ale na ustach dalej widniał radosny, pełen życia uśmiech. Zerknął ku górze i ujrzał przystojnego blondyna, który musiał być starszy o co najmniej dwa lata.
— O cześć! — zawołał Ákos, wpatrując się w jego zielone oczy, które wysyłały do niego iskierki szczęścia. — Jestem Ákos, wybacz za... — mówił robiąc okrąg rękoma. — to.
— Nic nie szkodzi — powiedział, podając mu dłoń, aby pomóc mu wstać. Byli mniej więcej tego samego wzrostu. Ákos zauważył u chłopaka kilka piegów na nosie i piękne złociste loki, opadające na czoło. — Jestem Luca — przedstawił się, sprawiając, że młodszy chłopiec od razu przepadł.
Luca, Luca, Luca, Luca, Luca. Jakie piękne imię dla tego chłopaka.
Ákos wracał do domu z szerokim uśmiechem i rumieńcem podekscytowania. Jego usta stawały się suche, ilekroć myślał o Luce.
Później jego bieg i to, że wpadał na chłopaka stały się ich rutyną.
— Byłeś z nim taki szczęśliwy — powiedziała jego siostra, głaszcząc opiekuńczo jego plecy. — Był super przyjacielem.
Ákos pokiwał głową, biorąc do ręki następny list, który odważył się otworzyć.
Cześć A!
Nie mogę się już doczekać naszej wspólnej wycieczki. Dobrze, że się twoja siostra zgodziła, bo nie dałbym rady jechać sam.
Jesteś moim najlepszym przyjacielem, bratnią duszą. Nie wiem jak wcześniej mogłem tam przebywać bez Ciebie i Twoich słodkich żartów, dobrych na każdą porę dnia.
Dziś piszę krótko, bo mój ojczym potrzebuje pomocy prawdziwego mężczyzny. Ma dziwną obsesję na punkcie zrobienia go ze mnie.
Miłego dnia,
L.Ákos zakrył zawartość przed ciekawskimi oczyma siostry, przypomniając sobie ten wyjazd.
Ákos miał wtedy szesnaście lat, a Luca osiemnaście. To miała być ostatnia wolna chwila dla blondyna, który zaraz miał rozpocząć dorosłe życie. Oboje poznawali jeszcze siebie.
Spali w jednym namiocie, więc nic dziwnego, że po szczerej rozmowie pod gwiazdami i długim wpatrywaniu się w gwiazdy oraz piękny księżyc w nowiu, oboje poczuli poruszenie serca.
CZYTASZ
Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓
FanfictionWyjątki zdarzają się rzadko. Chłopcy z Placu Broni nie zapraszali do siebie dziewczyn, ale ona była inna. Nosiła chłopięce ubrania, grała z nimi w palanta i cały czas miała zdarte kolana. Po czasie zapomnieli, że jest dziewczynką i traktowali ją ja...