Mężczyzna wrócił do Budapesztu, gdy tylko został powiadomiony przez Petrę o stanie jego córki.
Bardzo dawno tego nie pokazywał, ale martwił się ogromnie, a każda minuta opóźnienia była dla niego torturą.
Gyémánt tak bardzo podobna do matki, była jedyną stałą w jego życiu i żył z przekonaniem, że nigdy jej nie straci, nie wiedząc, że stało się to już dawno.
Kochał ją bardzo, ale za nic nie potrafił tego pokazać.
To było za trudne.
A gdy dowiedział się o śmierci swojej matki, załamał się.
Został sam.
Jedynie co go trzymało cało, to nadzieja nadana przez lekarza.
Ucałował blade czoło córki, a następnie przemył jej twarz.
— Nie martw się, będzie u nas bezpieczna — odezwał się jego przyjaciel.
Tivadar kiwnął głową, przecierając twarz dłońmi.
— Jak tylko skończy szkołę, zabiorę ją do Paryża, gdzie będzie mogła robić co będzie chciała. Zapewnię jej szczęście u boku Ákosa, który nie da jej skrzywdzić — mruknął, kierując się do salonu, gdzie wyjął rum i się go napił, nie siląc się nawet na kieliszek. — Nie pozwolę jej odejść tak jak Dálii.
Rozejrzał się po salonie. Tyle wspomnień. Dálii, Gyémánt i Petry. Trójki najważniejszych kobiet w jego życiu. Kobiet, które przysięgał chronić, a się z tego nie wywiązał.
— Tivadar, wystarczy już tego — powiedział jego przyjaciel.
Mężczyzna popatrzył na niego z mordem w oczach, które przysłoniło cierpienie, gdy zabrał mu prawie pustą butelkę rumu. Wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Zdjęcie szczęśliwej rodziny spadło z półki, tłucząc się.
Podobał wam się siedemnasty rozdział?
Zapraszam was również na moją drugą książkę, która jest wyzwaniem 'mroczny lury||wyzwanie' jeśli lubicie moją twórczość <33
Pytanka?
Miłego dnia/wieczoru/nocy ❤️
CZYTASZ
Childhood Love || chłopcy z placu broni ✓
Hayran KurguWyjątki zdarzają się rzadko. Chłopcy z Placu Broni nie zapraszali do siebie dziewczyn, ale ona była inna. Nosiła chłopięce ubrania, grała z nimi w palanta i cały czas miała zdarte kolana. Po czasie zapomnieli, że jest dziewczynką i traktowali ją ja...