- Hej. - Podeszłam do stojącej przy choince Amelii. - Wszystko w porządku?
- Yhm. Myślę.
- Widać. Znaczy... Nad czym?
- Naszą też trzeba rozebrać.
- No... Od tygodnia ci powtarzam, że się piekielnie sypie.
- I tak sobie myślę, że nie powinnyśmy.
- Zaczyna się. - Spojrzałam na nią. - A czemu?
- Znaczy trzeba ściągnąc te bombki i inne, ale niech to stoi do Wielkanocy.
- Po co ci bezigłowa choinka na środku salonu?
- Powiesi się na niej plastikowe jajka i będziemy miały wielkanocne drzewko beziowe.
- Jakie?
- No, są na Wielkanoc te chude patyki z białym tym. - Patrzyłam na nią i nie wiedziałam czy mam się teraz śmiać czy od niej uciekać. - No, może to będzie nieco oszukane, ale nikt się nie doczepi. Poszprejuje się końcówki patyków białym szprejem i finito. Beziowe, Wielkanocne drzewko gotowe.
- To są bazie.
- Co? Baziowe drzewko? To nie pasuje.
- Jesteś pewna, że tylko nazewnictwo nie pasuje?
- No... Tak? Sam pomysł jest genialny.
- Uwierz mi... Nie jest.
- Więc nie chcesz beziowego drzewka?
- Nie. I to są bazie. Po raz ostatni ci to mówię.
- Kto to w ogóle wymyślił? Tego się nawet odmienić nie da. I gdy...
- Po co ja w ogóle z tobą na ten temat dyskutuję?
- Bo mnie lubisz.
- Zaczynam się nad tym zastanawiać. - Uśmiechnęłam się do niej. - Skończysz już ten chory temat i zrobisz mi kawy?
- To jak się nazywają te wielkanocne patyki?
- Nie ze mną te numery.
- Yhm. - Szturchnęła mnie palcem w brzuch. - Jeszcze się przekonamy.
Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem i odeszła. Westchnęłam cicho, wzrok na chwilę przenosząc na choinkę.
- Ona sama jest jak jeden, wielki Beź.---
Ciszę panującą w moim gabinecie przerwało pukanie do drzwi. Westchnęłam cicho i je zignorowałam, przecież mieli mi nie przeszkadzać.
- Szefowo... - Mruknęłam jedynie, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. - Ja przepraszam, ale ma pani gościa. I ponoć to ważne.
- I to nawet bardzo. - Podniosłam głowę na dzwięk głosu komendanta wojewódzkiego, który minął w drzwiach Michała i usiadł naprzeciw mnie. - Musimy porozmawiać.
- Porozmawiać? - Odczekałam jak Michał zostawi nas samych. - Czy może tym razem postanowiłeś osobiście mnie poinformować, że kogoś zatrudniłam i o tym wcześniej nic nie wiedziałam?
- Nie tym razem. Po prostu chciałem z tobą porozmawiać, bo się martwię.
- A o czym i czym?
- O tym, że sobie już nie radzisz.
- Co, że, co? - Ściągnęłam z nosa okulary. - Ja sobie nie radzę?
- Takie informacje do mnie dotarły.
- I przejmujesz się plotkami?
- W tym przypadku tak. Mario, ja cię bardzo cenię, ale muszę reagować, gdy dzieje się coś złego.
- A będziesz tak miły i powiesz mi, co takiego się złego dzieje? Wyniki są i...
- Akurat do waszych wyników, to nie mam żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie. Mam tylko obawy, że nie radzisz sobie z kierowaniem ludźmi.
- Ooo... Naprawdę? - Odłożyłam powoli okulary na biurko, jednocześnie starając się opanować irytację, która się we mnie coraz bardziej wzbierała. - A powiesz mi coś więcej o tym?
- Nie mam tu na myśli oczywiście choroby komisarz Kruczyk, bo to nie twoja wina.
- Traczyk.
- Właśnie. Ale ciężarna nadal pracuje...
- Za zgodą lekarza, moją i tylko za biurkiem. I bardzo się tu przydaje.
- Siostrzeniec Prokuratora...
- Odkąd jego wujek już nie ma z nami nic wspólnego, to Szymon okazał się być bardzo ambitnym oraz normalnym chłopakiem, na którego możemy liczyć. Aktualnie pomaga innym i czekam na coś łatwego, żeby mu przydzielić.
- Twój informatyk. - Spojrzałam na niego. - Zrobił coś...
- Skąd o tym wiesz?
- Czyli to prawda? I nie został ukarany.
- Nikodem, to prawdziwy fachowiec i on sam wie, co zrobił. Nie chciałam go karać za jego pierwsze wykroczenie i za uratowanie Amelii. Bo, mimo, że działał bez nakazu i moich zgód, to dotarliśmy do niej na czas.
- I właśnie. Amelia. Wróciła do pracy.
- Owszem. Po Świętach.
- Nie wątpię w jej umiejętności fizyczne, bo ona od lat jest na wysokim poziomie. - Podniosłam się z krzesła. Moja irytacja przemieniła się w tym momencie na czystą złość. - Ale jednak, mimo jej doskonałych wyników na testach, ona ma amnezję.
- Jeśli chodzi...
- Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale jej nie broń.
- Lekarz nie widział przeszkód, żeby wróciła i...
- Ale ja widzę. Nie skłamię, gdy powiem, że wy jesteście najlepsze. Jednak...
- Jeśli masz problem z tym, że Amelia wróciła do pracy, to nie miej pretensji do mnie. Generalny sam tego chciał i nie zamierzałam z nim dyskutować. A ja jej tu potrzebuję.
- I właśnie tu jest problem. Nie potrafisz podejmować sama decyzji.
- Potrafię. - Przerwałam mu po raz kolejny. - Zamierzam zwolnić Gabi.
- Nie. - On również się podniósł. - Ona ma tu zostać.
- Nikt jej nie chciał, włącznie z Interpolem i jej starym wydziałem, więc wścisnąłeś mi ją, co?
- Nie ważne. Ona jest nie do ruszenia. Chyba dałem ci jasno do zrozumienia.
- Tak, tylko... - Urwałam, gdy mnie olśniło i na niego spojrzałam. - Ty z nią sypiasz.
- Wcale nie. - Odpowiedział szybko, będąc dość speszony. Zaśmiałam się nerwowo, dłonie opierając na swoich biodrach. Ja już byłam pewna, że zgadłam i nawet zaczęłam wiedzieć więcej, niż powinnam. - Poza tym...
- Słuchaj, nie interesuje mnie z kim, po co i dlaczego zdradzasz swoją żonę. Ale twoja kochanka nie będzie, na moim wydziale...
- Właśnie. - Przerwał mi szybko. Oparł obie dłonie na blacie biurka i spojrzał mi prosto w oczy. - Jeszcze na twoim.
- Serio? Może jeszcze mi powiesz, że ona ma zająć moje... Ty chyba sobie żartujesz.
- Lubię cię, dlatego dostaniesz drugą szansę, więc jej nie zmarnuj. - Powiedział cicho i podszedł do drzwi. Gdy przy nich był, odwrócił się jeszcze w moją stronę. - Zapomniałbym... Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, inspektor Szajner.
Przesłał mi coś na kształt uśmiechu i wyszedł.
Stałam jeszcze przy biurku kilka minut, próbując się uspokoić i na spokojnie przyswoić sobie to, co właśnie usłyszałam, jednak nie potrafiłam. Zabrałam swoją komórkę z biurka i pośpiesznie wyszłam od siebie, swoje kroki od razu kierując do gabinetu Amelii. Weszłam tam bez pukania i zamknęłam drzwi, o które się oparłam.
- Coś się stało?
- Gabi się stała.
- A dokładniej?
- Wojewódzki u mnie był. Dał mi jasno i do zrozumienia, że moje godziny tu są policzone. - Usiadła na biurku. - I nawet ma już zastępstwo za mnie.
- Ona?
- Ona. - Usiadłam obok niej i głośno westchnęłam. - Zrobisz coś dla mnie?
- Wszystko...
- Obserwuj ją, proszę. Tylko dyskretnie. Jeden błąd i stąd wylatuje. I nie interesuje mnie to, że ze sobą sypiają.
- Serio? - Skinęłam powoli głową. - Ty wiesz, że ja nigdy nie poprosiłam ojca o nic w sprawach zawodowych. I wiesz, że zawsze może być ten pierwszy raz?
- Amelia... - Spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam. - On szuka pretekstu by mnie zwolnić w najgłupszy możliwy sposób, więc niech próbuje dalej. Ja akurat nie mam nic sobie do zarzucenia. Poradzę sobie. Może być ciekawie.
![](https://img.wattpad.com/cover/261887324-288-k610177.jpg)
CZYTASZ
The living end
FanfictionInspektor Maria Szajner mimo, że jest uważana przez swoich pracowników za surową i zawsze opanowaną osobę, jest przez nich lubiana. Inspektor ceni sobie życie prywatne, przez co nikt nic o niej nie wie. Wszystko się zmienia, gdy jej Wydział Śledczy...