- Jak ci idzie z włamaniami do warzywniaków? - Podeszłam do biurka Brygidy. - Masz, w końcu, coś więcej?
- Yyy... - Spojrzała na mnie. - Nie. Ale...
- Brygida, do jasnej cholery. Ile...
- Ja wiem szefowo, że to za długo trwa. Jednak...
- Bogdan ci pomoże. - Stwierdziłam od razu, gdy tylko go zobaczyłam. - We dwójkę chyba zdołacie złapać marchewkowego złodzieja, prawda?
Owszem. To było wredne z mojej strony, jednak nie za bardzo się tym przejełam. Odwróciłam się na pięcie i żwawym krokiem zaczęłam kierować się w stronę sali, gdzie miała na mnie czekać Amelia z nowymi ustaleniami.
- Zaczekaj! - Nie zaczekałam, lecz Wilczewski mnie dogonił. - Przecież ja bardziej wam się przydam, niż...
- Pomóż jej. Inaczej ona będzie nad tym z rok siedziała. - Chciałam go wyminąć, jednak ten złapał mnie za łokieć. - Co to ma znaczyć?
- Ty specjalnie to robisz. Bo wiesz, że jestem od was lepszy.
- Ty za bardzo przeceniasz swoje możliwości. - Wyrwałam rękę z jego uścisku. - Ja wiem, że nadal basz ból pewnej części ciała, że to ja zostałam tu szefem, jednak mało mnie to interesuje. Czy tobie się to podoba czy też nie, masz robić to, co ja powiem. Pomóż jej. I przy okazji napisz list do Świętego Mikołaja, może chociaż on cię wysłucha i sprezentuje ci moje stanowisko. Bierzcie się do roboty.
Był zły. Doskonale to widziałam i bardzo mi to poprawiło nastrój. Zostawiłam go samego, a sama poszłam do Amelii. Siedziała na podłodze otoczona dokumentami. Zrobiło mi się jej żal. Westchnęłam, wchodząc głębiej. Nie zauważyła mnie, nawet gdy zamknęłam drzwi.
- Halo...? - Usiadłam na krześle. Wtedy przeniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła. - Wszystko dobrze?
- Tak pomiędzy. Znamy, w większości, tożsamości tych osób. Bo to osoby zaginione i to z różnych części kraju. Jednak części nie. Ale i tak jesteśmy bliżej, niż dalej.
- A jak zmarli?
- Nie wiemy. Poza śladem od paralizatora, nie mają nic. Żadnej trucizny w organiźmie, żadnych ran kłutych. Ten paralizator sam w sobie nie mógł ich zabić. A tych wszystkich kończyn czy tego, co ludzie mają w środku, pozbywano się po śmierci. Więc nie wiem czy mam się cieszyć czy nie.
- Amelia...
- Twoi ludzie znaleźli odciski palców, sprawdzają je i to wszystkie pseudo narzędzia kuchenne. - Usiadłam obok niej. - Ania właśnie prowadzi sekcje zwłok tego gościa zakopanego w ogrodzie.
- Amelio...
- Teraz już wiesz, dlaczego odpuściłam temat Fischera? - Spojrzała na mnie. - Ta sprawa mnie wykańcza. Innej nawet nie chcę się tykać.
- Wiem... Jednak...
- Mamy same dobre informacje! - Przerwała mi patolog, która razem z Pawłem i Olgą, weszła do środka. - Poza jedną. Przeszkadzamy?
- Nie. - Oparłam się wygodnie plecami o ścianę. - Zamieniamy się w słuch.
- To ja zacznę. Zakopany mężczyzna, zawał. Śmierć naturalna. Ale ma sztucznego zęba. I...
- I ślady jego zębów, bez tego jednego, odpowiada śladom na tych ostatnich kościach?
- Owszem. Mężczyzna nazywa się Olgierd Grabowski. Był chirurgiem, oskarżonym dziesięć lat temu o handel organami. Nie mieli wystarczająco dowodów na niego, jednak stracił prawo do wykonywania zawodu. Powodem tego były liczne skargi na niego i też dyrektor szpitala, w którym pracował, wątpił w jego niewinność. Rozwiódł się z żoną, ona wyjechała do Anglii, on sprzedał dom i zniknął.
- Brak meldunku? - Olga pokręciła głową. - Cokolwiek?
- Nie. Sprawdziłam nie tylko Kraków.
- Jednak jego odciski palców były w tej fabryce.
- I to by wyjaśniało tą precyzję w obcinaniu kończyń i przy czyszczeniu kości.
- Ale na pewno nie był tam sam. Znaleźliśmy też odciski i ślady DNA należące do Patryka Sowińskiego. Był karany za gwałt. Wyszedł siedem lat temu. Wymeldował się z domu rodzinnego i ślad po nim również zaginął.
- Sprawdziłam jego rodzinę. Jego matka zmarła pół roku później, ojciec trzy miesiące po śmierci żony. Dom należał do miasta. Zburzono go i w tamtym miejscu postawiono hotel. Sprawdzam monitoringi z miast, w którym byłaś, hotele, dosłownie wszystko.
- Jego odciski palców były też na prowizorycznej trumnie, w której spoczywał Grabowski.
- Mnie tylko interesuje to, jakim cudem oni przewozili te ciała z jednego miejsca kraju do Krakowa. Ciała były w doskonałym stanie i...
- Ciężarówka chłodnia. - Powiedziałam równocześnie z Amelią.
- Olga, sprawdź wszystkie firmy, nawet te prywatne, które mają w swoich usługach takie ciężarówki. Interesują nas kierowcy, którzy byli w tych wszystkich miastach, w przeciągu sześciu lat.
- Już się za to biorę.
- Jesteś w stanie postarzeć Sowińskiego o te kilka lat?
- Pewnie. Wystawiamy za nim list gończy?
- Yhm. I wykorzystamy do tego Grabowskiego. Ale to będzie nasza ostateczność.
---
- Muszę pojechać do siebie. Mój patolog coś wykrył. - Mruknęłam cicho, przyglądając się Brygidzie. I chyba nie do końca wiedziałam, co do mnie właśnie powiedziała. - A poza tym jestem w ciąży i nie wiem czy ojcem jest brazylijski kierowca czołgu z Rosji czy chiński łowca pereł z Wisły.
- Co...? - Spojrzałam na nią. - Stawiam na brazylijczyka.
- Zabawne. Co jest?
- Włamywania do warzywniaków. Nie giną pieniądze, tylko jedzenie.
- Ktoś z biednej rodziny.
- Yhm. Nastolatek kradł jedzenie dla swojej młodszej siostry. Ich rodzice wyjechali za granicę, płacą jedynie rachunki. Dowiedział się, że policja go szuka. Przyznał się do kradzieży, a nikt nie chce robić problemów chłopakowi.
- A poza rodzicami roku, to dzieciaki kogoś mają?
- Tak. Dziadków od strony matki. Byli skłóceni, oni nawet nie wiedzieli, że wyjechali. - Spojrzałam na nią. - Zajmą się nimi.
- A jej się przyglądasz, ponieważ...?
- Co byś zrobiła, gdybyś prowadziła taką sprawę?
- I kradł tylko jedzenie?
- Owszem. Straty nie były jakieś wielkie.
- To na pewno nie był durny zakład czy jakaś zorganizowana grupa małolatów robiąca sobie głupie żarty.
- Zwłaszcza, że te kradzieże były tylko na jednym osiedlu. Już wiesz, co mam na myśli?
- Domyślam się.
- Łatwiej sprawy nie mogłam jej dać. A ona przez kilka dni nawet nie wpadła na to, że to może być dzieciak w potrzebie.
- Ale dałaś jej Bogdana do pomocy.
- Yhm. Ale nie pytaj. Muszę sobie z nim porozmawiać. Ale poczekam jak mu się więcej uzbiera.
- Tak bardzo go boli to, że wojewódzki chciał tu ciebie?
- On nie wie, że to jest sprawka wojewódzkiego. - Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Może kiedyś się dowie.
- A co z Koźlątkiem? - Westchnęłam cicho. - Ale wezmę ją ze sobą.
- Bądź tylko delikatna. Dzięki. - Szturchnęłam ją ramieniem. - Brygida? Pozwól na moment.
- Tak?
- Pojedziesz z Amelią.
- Ale ja mam...
- Wróćcie tylko szybko.
Odwróciłam się i weszłam pośpiesznie do siebie. Może zwalanie tego na Amelię nie było dobrym pomysłem, jednak wiedziałam, że ona sobie z nią poradzi. Bo mi już powoli brakowało cierpiliwości.
---
- Policja poszukuje Patryka Sowińskiego. - Przystanęłam, słysząc komunikat dziennikarki. - Ostrzegają, że mężczyzna może być uzbrojony i niebezpieczny. Osoby, które miały z nim styczność, proszone są o niezwłoczny kontakt z Policją.
Przeniosłam powoli wzrok na telewizor, na którym widniało zdjęcie Sowińskiego. Przy telewizorze stał Bogdan w towarzystwie Olgi i Anny. Podeszłam do nich.
- Co to do cholery ma znaczyć?
- Słyszałem, że planujesz...
- Mogłam się domyślić, że taka głupota wyszła od ciebie.
- Maria, doskonale wiesz...
- Że ty chcesz go złapać, by się kąpać w chwale. My chcemy go złapać, by więcej nie zabijał. To miało być ostatnecznością. - Wskazałam palcem na telewizor. - I przede wszystkim nie miałeś prawa robić tego za moimi i Amelii plecami.
- Ja chociaż coś robię. - Wyczułam, że stojące obok kobiety, spięły się jeszcze bardziej.
- Słuchaj... - Rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam, widząc na wyświetlaczu imię przyjaciółki. - No?
- Mamy problem. - Powiedziała szybko, zdenerwowanym głosem. - Wielki.
- Czyli ty już wiesz, że media wiedzą, że szukamy Sowińskiego?
- Co? Który debil dał to do informacji publicznej?
- Bogdan.
- Po co pytałam. - Westchnęła głośno. - Ale jest coś jeszcze.
- Co się stało?
- Jakby ci tu to powiedzieć, byś się bardziej nie zdenerwowała... Widziałyśmy Sowińskiego.
- Co? Gdzie?
- Wyprzedził nas jakimś autem. Rzucił nam ładunek pod koła. Zdążyłam wycować, ale wybuch był silny i odrzuciło auto do tyłu. Brygida jest w drodze do szpitala.
CZYTASZ
The living end
FanfictionInspektor Maria Szajner mimo, że jest uważana przez swoich pracowników za surową i zawsze opanowaną osobę, jest przez nich lubiana. Inspektor ceni sobie życie prywatne, przez co nikt nic o niej nie wie. Wszystko się zmienia, gdy jej Wydział Śledczy...