Rozdział 6.

4.5K 83 19
                                    

Gdy poznałam tożsamość zamordowanej kobiety, poczułam się jakoś dziwnie i nie potrafiłam dokładnie określić tego uczucia. Starałam zachować się profesjalnie i to nawet mi się udało, do momentu, w którym nie zauważyłam na korytarzu jednej osoby. Natychmiast zawołałam do siebie Amelię i Klaudię, lecz przyszła tylko jedna.
- Coś się stało?
- Jakieś nowe ustalenia?
- No... Zamordowna od ponad dwóch miesięcy spotykała się z Janem Malinowskim. Ona, razem z jego byłą żoną i z kilkoma innymi osobami, planowały zjazd absolwentów ich klasy maturalnej. - Spojrzałam na nią. - Oni, jako jedyni, widzieli ją ostatnią żywą. Mam zamiar zaraz ich przesłuchać.
- Sama? A gdzie jest Klaudia?
- Eee... Odwiozłam ją do domu. Zasłabła. No, to ja idę.
- Była żona Malinowskiego, to Ewa Szwed?
- Ta... Skąd wiesz?
- Bo ich znam. - Przetarłam twarz dłońmi. - Ze szkoły.
- Serio? Maturalna? - Skinęłam powoli głową. - Powinnam coś wiedzieć?
- Poza tym, że wszyscy, to skończeni idioci, to nie. Malinowski, zamordowna i jego eks zawsze trzymali się razem. Jeden głupszy od drugiego, ale to byli ci, którzy rządzili w szkole. I nie tylko.
- Rozumiem. Szwed chcę przesłuchać jako ostatnią. Jakoś ta typiara mi się nie podoba. A skoro narzekała, że musi swój biznes otworzyć, to sobie poczeka.
- Jaki?
- Osiedlowy sklepik. - Uśmiechnęłam się mimowolnie. - No, właśnie. To ja idę. A... Dostałam od Malinowskiego listę zaproszonych absolwentów, Olga ich sprawdza. Ale ciebie tam nie było...
- Zdziwiłabym się, gdybym tam była. Na studniówce mnie nie było, więc... - Westchnęłam cicho, widząc jej minę. - Nie ważne. Idź ich przesłuchaj i mniejmy to z głowy.
- Yhm. - Podeszła do drzwi i jeszcze się do mnie odwróciła. - Jak bardzo poważne jest to z Klaudią?
- Ee...- Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się tego pytania z jej strony. Obiecałam z Klaudii, że nikomu o jej chorobie nie powiem, więc nie chciałam złamać danego jej słowa. - Nie wiem o czym mowa.
- Czyli bardziej poważnie, niż sądziłam. Rozumiem.
- Amelia, ja nie miałam nikomu o tym mówić, więc...
- Wiem, że to tajemnica. - Uśmiechnęła się szeroko. - I przecież ty nic mi nie powiedziałaś. Sama się domyśliłam.
Posłała mi szeroki uśmiech i wyszła, zostawiając mnie samą. Westchnęłam cicho, sama po chwili opuszczając swoje biuro. To było dawno, wiele rzeczy się od tego czasu zmieniło. I nie warto było do tego wracać.

---

- Groziła jej?
- Yhm. - Oparłam się o lustro weneckie, nie chcąc na razie oglądać twarzy dawnej, szkolnej znajomej. - Nie podobało jej się to, że jej dawna koleżanka spotyka się z jej byłym. Groziła jej, nawet publicznie. Podobno się pogodziły, wzięły się za przygotowywanie tego zjazdu…
- Ale?
- Ale jeden z ich kolegów miał dziwne zadrapanie na przedramieniu. Od jakiegoś krzaka czy coś, kazałam go pilnować. Mógł pomóc jej pozbyć się ciała wspólnej koleżanki. Ten typ w tą Malinowską jest tak wpatrzony, jak ja w kebaba o trzeciej w nocy.
- Raport od Anki?
- Godzinę temu mówiła, że za moment będzie. Myślisz, że to ona?
- Nie zdziwiłabym się. W szkole uchodziła za typ osoby, która musiała mieć wszystko co najlepsze. W tym faceta.
- Malinowskiego?
- Yhm. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś był od niej lepszy. Nie ważne czy chodziło o stopnie czy o czas w biegu w wokół szkoły... Dlaczego się rozwiedli?
- On zeznał, że nie czuł się dowartościowany przez żonę sklepikarkę. - Prychnęłam cicho. - Oni nie mają wszystkich w domu.
- Dlatego przeciągasz rozmowę ze mną, zamiast do niej iść?
- Wiesz, ja jednak wolę twoje towarzystwo. - Uśmiechnęłam się tylko. - Ale już idę.
- Powodzenia...
- Ile to musi trwać? - Spojrzałam tam dopiero, gdy Amelia dołączyła do byłej żony Malinowskiego. - Siedzę tu niewiadomo ile, a mam swoje i to ważniejsze rzeczy do robienia.
- Ja też i jakoś się tym nie chwalę. Proszę usiąść i odpowiedzieć mi na kilka pytań.
Przetarłam twarz dłońmi. Przypomniały mi się te wszystkie chwile, gdy mnie poniżała, czasami nawet przy całej szkole. Przypomniały mi się te wszystkie przykre słowa, które ona i jej banda wypowiadały o mnie i w moją stronę. Mimo, że od czasu szkoły i matury minęło sporo czasu, te wszystkie bolesne wspomnienia we mnie głęboko siedziały.
- Mario? - Chrząknęłam cicho, wracając do czasu rzeczywistego, gdy usłystałam obok głos starszej Jureckiej. - Wszystko w porządku?
- Tak, boli mnie tylko głowa. Masz raport?
- Tak, ale to się wam może nie spodobać.
- Nic nie masz?
- Niestety. Na jej ciele nie znalazłam nic, co mogłoby wam pomóc. Rany zadano dużym nożem, dostępnym w każdym domu. - Spojrzałam na nią. – Jednak rany zadano w różnych miejscach, o różnych głębokościach.
- Afekt?
- Nie. Raczej osoba, która zadała te rany, była świadoma tego, co robi, jednak...
- Była pod wpływem dużych emocji...
- Owszem. Nad czym myślisz?
- Nad tym, że właśnie Amelia może rozmawiać ze sprawcą. - Powiedziałam cicho. - Dzięki.
- Na pewno wszystko dobrze?
- Tak, tak. - Powiedziałam, biorąc ze stolika telefon. – Na pewno.
- Spytajcie się tej całej Zielińskiej. - Szukałam właśnie numeru do prokuratora, gdy usłyszałam swoje stare nazwisko. - To na pewno ona.
- Czyżby? - Widziałam po przyjaciółce, że się spięła, co mnie zaczęło niepokoić. - A czemu?
- Bo to dziwak. W szkole zawsze za nami biegała, chciała być tacy jak my. Zazdrościła nam, chciała być tacy, jak my. Nie chcieliśmy jej na naszym zjeźdźcie. Musiała się dowiedzieć i ją zabiła.
Zastukałam szybko w szybę, chociaż miałam ochotę tam wejść i przy okazji powiedzieć tej osobie, co ja tak naprawdę o niej sądzę. Ale nie mogłam i chyba nawet nie chciałam. Nie mogłam zniżać się do jej poziomu i jednocześnie nie mogłam pozwolić na to Amelii, ponieważ po jej posturze widziałam, że zaraz rzuci w nią krzesłem. Wolałam to wszystko rozwiązać w inny sposób, po mojemu.

The living endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz