Nie przejmował się, że jakimś cudem szedł za nim cały czas drugi Kim, ponieważ skupił się na dotarciu do łazienki. Od razu zamknął za sobą drzwi, upadł na kolana, kaszląc głośno, czując jak płatki, a raczej główki stokrotek podchodzą mu do gardła. Próbował się ich pozbyć jak najszybciej, chociaż zamiast tego rozpaczliwie kaszlał dopóki nie poczuł chwilowej ulgi, gdy do wody wpadły trzy stokrotki, po czym półprzytomny oparł się o ścianę, próbując wziąć jakikolwiek wdech oraz wydech oraz uspokoić się przede wszystkim. Większa ilość kwiatów nie była pocieszeniem, przypomniał sobie o Seoho, który szczegółowo opisywał swoje doświadczenia z chorobą, więc orientował się, że to nie były dobre znaki. Co gorsze, Geonhak cały czas stał pod drzwiami i nie rozumiał, co się tam działo, chociaż spodziewał się, że nic najlepszego, kiedy kaszel Kima brzmiał naprawdę przerażająco.
— Zawołać pomoc? Youngjo? — Blondyn pukał do drzwi, kiedy Youngjo nie wiedział czy był bardziej zmęczony kaszlem, pluciem krwią bądź też obecnością Geonhaka, który rzeczywiście nie potrafił dawać co niektórym spokoju.
Nie był w stanie niczego wydusić z siebie oprócz kwiatów. Ledwo nacisnął na klamkę, żeby otworzyć drzwi oraz wpuścić ciekawskiego chłopaka za kulisy tragedii, która nabierała coraz większego tempa. Geonhak niczego nie rozumiał, dopóki nie ujrzał pływających stokrotek, krwi oraz pokasłującego Kima na podłodze. Był już półprzytomny i zmęczony, a przecież miało już być tylko gorzej. Miał szczęście, że blondyn za nim poszedł i cały czas tam stał, więc w razie czego mógł mu pomóc, chociaż nie było to szczególne pocieszenie. Chłopak kucnął przy nim i próbował przywrócić go do żywych, lecz kaszlu nie dało się powstrzymać. Kolejna stokrotka, kolejne zmartwienie na głowie.
— To się nie dzieje naprawdę... — Geonhak mruknął pod nosem, biorąc pod ramię czarnowłosego — Jesteś w stanie już iść, czy mogę cię już odprowadzić?
Zabrakło odpowiedzi, która mogła być ewentualnie kolejnym kaszlnięciem. Wszystko się nagle rozszalało, Youngjo mentalnie błagał o litość, chciał mieć już wszystko za sobą, choć wiedział, co tak naprawdę się święci. Nawet jeśli Kim mu pomógł oraz po dwudziestu minutach w końcu opuścili bibliotekę, a Youngjo czuł drobną ulgę w płucach po wypluciu tylu stokrotek oraz krwi, nie rozwiązywało to innego problemu, którym był drugi chłopak. Geonhak trzymał pod pachą swój szkicownik, jednocześnie prowadząc Youngjo po chodniku, wiedząc że obydwoje kierowali się w stronę akademika. Wmawiał sobie i jemu, że dojdzie tam o własnych siłach, nawet jeśli prawda była taka, iż był na to za słaby. Kim zignorował go i prowadził go powoli, dopóki nie stanęli przed drzwiami do dormitorium, gdzie czarnowłosy starał się zatrzymać drugiego bez względu na wszystko.
Seoho nie mógł się o tym dowiedzieć, złamałby mu tylko serce, gdyby jakimś cudem w ich pokoju ukazał się jak gdyby nic Geonhak, o którym mu wszystko Lee wyśpiewał. Byłby to wystarczająco potężny cios, więc był w stanie zrobić wszystko bez względu na cenę.
— Daj spokój, odprowadzę cię do pokoju, przyniosę ci coś do picia i sobie pójdę, przecież tyle chyba twój chłopak wytrzyma... — mruknął, otwierając wejściowe drzwi.
— Dam sobie rady, Seoho śpi, ale obudzę go i zrobi to samo...
— Mhm... Nie musisz go przede mną chronić, Youngjo jeśli jesteś chory, to chyba niekoniecznie...
— Porozmawiamy o tym przy innej okazji, ale nie krzątaj się przy Seoho, to ci wszystko wytłumaczę, jeśli bardzo chcesz...
— Mam w ogóle jakiś wybór? Wolałby-
— Uwierz mi, że wolisz posłuchać czemu kaszlę kwiatami aniżeli o nim. Wróć do rysowania swoich obrazków, przeczekaj kilka dni, to się spotkamy i porozmawiamy, ale tym razem na poważnie. Ty mi powiesz jak poznałeś Seoho, ja ci powiem co z moim kaszlem i może jeszcze coś przy okazji.

CZYTASZ
Cosmos || KeonJo
FanfictionJedni kochają kwiaty, drudzy nie. Kolejni je wręczają, inni je dostają. Gorzej, kiedy zaczynają powoli wyrastać w organizmie, a jeszcze bardziej, kiedy dzieje się to coraz szybciej i wybór może mieć większe konsekwencje, niżby się to zdawało.