§ 2 §

227 9 6
                                    

Szedł przed siebie bez zawahania czy rozterek, kierując się ulicami Londynu. Co jakiś czas słychać było przejeżdżające samochody po mokrej ulicy czy śmiechy grupy ludzi, którzy mogli pozwolić sobie na odrobinę wolności. Gdzieś w oddali można było usłyszeć policyjne sygnały, jednakże w tych stronach było to normalne. Co chwila działy się rzeczy wyrwane ze snu wariata, ale nikt nie mógł zatrzymać wrażliwości ludzkiej, przez co później można było spotykać ich głowy nabite na pal bądź krew na ścianach. Cóż, świat nie rozpieszczał, ale trzeba było się do tego tylko przyzwyczaić. Później stajesz się częścią tego beztroskiego i bezemocjonalnego świata, dając się porwać rutynie.

Well, people...


Harry szedł chodnikiem, trzymając w ręku zamknięty parasol pomimo deszczu, którego chmury wciąż lokowały się nad Londynem i jak na złość nie chciały go ominąć. Nie patrzył na to, że jego włosy stały się mokre i wlatują mu do oczu. W takich momentach czuł, że żył, mimo że już dawno chciał umrzeć, bo jego życie zdecydowanie nie należało do pięknych, usłanych różami.

Miał wiele pieniędzy i był kurewsko bogaty, ale był samotny i normalnie może by się cieszył, jednak teraz było wręcz odwrotnie. Stracił za dużo osób w swoim życiu, a miał dopiero dwadzieścia pięć lat...

W wieku dziesięciu lat stracił swojego prawdziwego ojca, za którym bardzo tęsknił, ale najwidoczniej tak musiało być, więc pogodził się z tym. Później stracił ojczyma, który był człowiekiem idealnym, ale choroba zabrała go zbyt wcześnie. Do tej pory słyszał słowa swojej mamy odnośnie tego, iż nie chce mieć kolejnego męża, a zostanie wdową do końca życia, i nie można było jej tego zabronić. Dużo przeszła.

Później to Harry był nieszczęśliwym człowiekiem , kiedy jego pierwsza miłość życia popełniła samobójstwo, a po niej została tylko złota obrączka i list na stole, w którym przepraszała swojego męża za to co zrobiła, ale była nieszczęśliwa przez stratę rodziców i siostry. Męczyła się. Harry zaakceptował jej stratę, choć jego serce pękło na pół. Brunet spojrzał na swoją dłoń widząc dwie obrączki na palcu serdecznym, ale nie zapłakał nad nimi, bo nie miał już łez. Jego dusza była czysta.

Jednak los nie szczędził z niego, gdyż zaraz po Juliet przyszła kolej na kolejne osoby, którymi stały się jego mama i siostra. Harry poczuł ból w klatce piersiowej na samą myśl, bo czym zawiniły... Były przecież aniołami. Harry sam nie wiedział dlaczego, ale obwiniał się o ich tragiczny wypadek, gdyż jechały jego samochodem, a on przekładał cały czas wizytę u mechanika, aby sprawdzić stabilność pojazdu. Aż pewnego dnia było za późno.

Teraz nie miał ani rodziny ani samochodu i, choć wciąż słyszał otuchy wsparcia od swojej rodziny zamieszkującej inną część Anglii, to nie chciał tego słuchać. Zbyt dużo wyrazów współczucia jak na tak młody wiek, a sądząc po ostatnich sytuacjach jakie wokół niego krążyły, nie mogło być lepiej, a jedynie gorzej.

Nie wiedział skąd weźmie łzy na kolejne opłakiwanie bliskiej mu osoby.

To mogło być trochę płaskie i nie do końca normalne, ale Harry naprawdę się zastanawiał kiedy przyjdzie moment na niego. Kiedy w końcu przestanie cierpieć i spoglądać na upadające osoby w jego otoczeniu. Nie miał już prawie nikogo. Stracił rodziców, siostrę, miłość swojego życia, a teraz miał stracić jeszcze przyjaciela? Dlaczego to on musiał być ciągłym popychadłem losu.

- Obrzydliwe.- powiedział po nosem, kiedy spojrzał w przestrzeń między budynkami i zauważył tam młodą parę, która uprawiała seks. Naprawdę, sam był nastolatkiem i rozumiał chęć przygód, ale zaraz obok nich był worek ze śmieciami, a na ścianie były czyjeś wymiociny. Mogli iść chociaż na jakąś polanę, cokolwiek...

CHERRY 🍒 | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz