§9§

415 11 10
                                    

Harry Styles, komendant główny policji w Londynie, szanujący się młody mężczyzna uważany za perłę w całym kraju, a nawet na świecie, nie zważając na wiek społeczny, a przy tym młodzieniec z gracją i delikatnością, był właśnie posuwany przez psychopatę uważającego ludzkie ciało za płótno, a przy tym zarabiał miliony w mediach społecznościowych, gdyż na świecie wciąż byli ludzie niezrównoważeni i kochający sztukę bez granic szaleństwa. 

Brzmi cholernie nierealistycznie? Cóż, trudno.

Było to kurewsko realistyczne.

Kiedy Harry oddał się pocałunkom na swojej szyi, w pierwszym momencie poczuł jak odpływa, kiedy po sześciu godzinach dostał to czego pragnął ponad wszystko. Dotyku. Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, lecz ona ulokowana była gdzieś na tyle jego głowy. Gdzieś za myślami o tym jak bardzo uwielbia oczy swojego oprawcy.
Nie mógł poddać się emocjom, które mieszały mu w głowie, ale jak miał sprzeciwić się temu co chciało jego drażliwe ciało?

Powoli przychodząca burza za oknem wciąż nabierała na sile, ciężkimi chmurami zasłaniając gwieździste niebo, błyskiem oświetlając ciemne pomieszczenie, a grzmotami powodując gęsią skórkę powstającą na wrażliwej skórze. Deszcz również nie pozostawał w tyle, kiedy w silnym tańcu z wiatrem mocno uderzał kroplami o duże szyby okien i łamał drzewa niezdolne do wytrzymania. To wszystko zdawało się popychać i jeszcze bardziej wytwarzać napiętą atmosferę w pomieszczeniu, a jednak deszczem powodując dziwny spokój i delikatność.

Jednak potężniejszym i bardziej przyjemnym dźwiękiem były nieśmiałe jęki i ciche skomlenia wychodzące z lekko otwartych ust Harry'ego, kiedy Louis schodził pocałunkami coraz to niżej, a młodszy błądził za nim wzrokiem niczym zahipnotyzowany. Czuł gorący oddech na skórze i pozostające na niej ślady śliny po dotyku warg pijanego towarzysza. Harry trzymał mocno w dłoniach łańcuchy kajdanek, puszczając je raz na jakiś czas, kiedy błogo opadał na miękkie poduszki. Wtedy też poczuł jak starszy mężczyzna chwyta za gumkę spodenek i bokserek, i pociąga lekko w dół, gdy Harry nawet nie waha się z podniesieniem bioder.

Wtedy przed twarzą grzesznego mężczyzny pojawia się penis o pokaźnych rozmiarach, lecz szatyn jak na złość omija go, patrząc prosto w zielone oczy z wrednym uśmiechem. Przygryza wargę, widząc jak Louis trąca nosem wewnętrzną część uda, zostawiając tam kilka pocałunków.

I szatyn nie ma pojęcia jak... Nie wie jakim sposobem udało mu się wejść prosto do bram nieba, aby wyciągnąć stamtąd tak cudnego anioła jak ten...

Louis spoglądał na jego twarz, obserwując każdy milimetr tej przepięknej buzi, kiedy ssał jego palce. Na mocno zaróżowione usta z zebraną na nich śliną oraz krwią, która pojawiła się tam przez zbyt mocne przygryzanie wargi przez bruneta. Spoglądał na najpiękniejszy odcień brązu włosów jaki tylko mógł posiadać człowiek na tej cholernej planecie, kontrastujący z mleczną skórą oraz zarumionymi policzkami. Widział te wszystkie mankamenty przez cholernie długi czas i pragnął go dotknąć lub pocałować... Wiedział, że będzie to o wiele trudniejsze niż myślał, bo porwanie zadziornego, pewnego siebie i kompletnie aroganckiego komendanta, nie było jego celem, a jednak zapragnął go i obserwował. Aż nagle go zdobył i zdobywał każdego dnia tylko po to, aby wyciągnąć z niego namiastkę młodości, którą wciąż posiadał.

I zdobył ją.

Zauważył to, kiedy ujrzał jak brunet rozchyla chętnie uda, aby Louis mógł wsunąć tam dłoń i włożyć mokry palec w mocno zaciśniętą dziurkę Harry'ego, który jęknął z zamkniętymi ustami i spojrzał w stronę mocnego wzroku wpatrującego się we wszystko czego chciał. Zaczął poruszać dłonią rytmicznie, zniżając twarz do ciała młodszego, który wpatrywał na te wszystkie poczynania, i całując je kawałek po kawałku, robiąc malinki i zostawiając ślady po zębach przy lekkich ugryzieniach. Chciał słyszeć melodyjne jęki i błagania z ust mężczyzny, który był tak idealny. Dokładając drugi palec rejestrował moment, w którym młodszy otwierał mocniej usta, aby następnie zagryźć bezlitośnie dolną wargę i na koniec spojrzeć głęboko w błękitne oczy z zalanymi łzami oczami, wypełnionymi lekkim zagubieniem. Tak jak za pierwszym razem, kiedy pozwolił sobie na pierwsze zbliżenie z własną ofiarą.

CHERRY 🍒 | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz