Wyszłam z nieprzyjemnego pokoju na korytarz. Widząc ludzi czekających na swoją kolej aż mi się smutno zrobiło.
Nikt prócz mamy i Conor'a, który coraz częściej mnie odwiedzał nie wiedział, że tu przychodzę.
A mianowicie do psychologa.
Myśląc, że dam sobie rade po stracie bruneta tak się nie stało. Jest jedenasty lipca. A ja od jebanych dwóch miesięcy płacze po nocach z myślą o nim. Jak mógł mi to zrobić...
Nie mówiłam o swoich wszystkich problemach pani Edwards, bo już po samych spowiedziach z życia prywatnego nie raz zaczęły spływać jej łzy. Z tego co słyszałam to taka psycholog mi w niczym nie pomoże, ale nie chce jej zmieniać, bo znów musiała bym przezywać tą całą historię.
Zadzwoniłam po taksówkę i czekałam na zewnątrz przed wejściem. Co chwile dostawałam schizy, że on przechodzi tam wśród ludzi na chodniku po drugiej stronie ulicy. Spojrzałam na płytki i zaczęłam w nie tupać nogą.
Po jakiś pięciu minutach taksówka przyjechała, a ja wsiadłam i podałam kierowcy adres.
•••
Weszłam do domu czując niesamowity zapach rosołu.
— Wróciłam! — powiedziałam głośno.
— I jak po sesji? — spytała mama z kuchni.
— Jakoś poszło. — powiedziałam z nieszczerzy uśmiechem. Tak naprawdę wylałam w gabinecie następny litr łez. — coraz mi lepiej. — skłamałam.
— Jestem z ciebie dumna. Minęły dwa miesiące, a ty zbierasz się szybciej niż nie jedna dziewczyna po zerwaniu.
Tylko, że my nawet w związku nie byliśmy.
— Dzisiaj wpadnie do mnie Conor z Jessi.
— Czy ty z Conor'em... No wiesz... coś ten teges? — spytała mama stykając co chwile palce u rąk jakby chciała wyczarować wiązkę prądu między nimi.
— Conor to mój przyjaciel.
— A Carter? — dopytała na co westchnęłam.
— Mamo. Conor, Carter, James, Mike... mam dalej wymieniać? Oni to moi przyjaciele tak samo Jessi jak i Julie to moje przyjaciółki. Kocham ich tak jak ciebie. Jesteśmy jedną wielką rodziną.
Moja mama uśmiechnęła się dumnie, a mnie samej zrobiło się aż cieplej na sercu.
Byliśmy jedną, wielką, kochającą się rodziną.
Wzięłam talerz i zaczęłam sobie nakładać makaronu i zalałam go zupą.
•••
Z mojej małej drzemki wybudził mnie dźwięk otwierania drzwi. Delikatnie zaczęłam je otwierać i wyłoniłam się z kołdry. W progu stał szatyn z blondynką patrząc na mnie ze współczuciem.
— Aż tak cię ta ciąża wykańcza? — spytała Jess wchodząc pierwsza do środka. Za nią wszedł szatyn i zamknął drzwi.
Nie ciąża a psychika.
— Trochę. — powiedziałam z chrypą i niemrawym uśmiechem.
— Jak się w ogóle czujesz przed porodem? — spytała zestresowana.
— Dobrze. — rzekłam tak jak czułam.
Nie czułam strachu. Byłam na to gotowa.
— Mam ci coś do powiedzenia. — powiedziała i zaczęła bawić się palcami u rąk, a szatyn dalej siedząc w ciszy na drugim końcu łóżka lekko się uśmiechnął.

CZYTASZ
I want to love you
RomantizmNina - kiedyś nudna nastolatka, teraz dorosła kobieta pracująca w drogiej firmie. Dorian - kiedyś szalony nastolatek znany z nielegalnych wyścigów, teraz w całym Manhattanie z... Kto. On? Ciężko w to uwierzyć, ale cóż. Taki biznes rodzinny. Jak si...