- Peter to ty? - W korytarzu rozbrzmiał głos May Parker. Peter od razu poznał, że znowu piła, to nie był dobry znak szczególnie, że był spóźniony pół godziny.
- Tak - Odpowiedział jej cicho
- Wiesz która godzina? - Zapytała zdenerwowana
- Tak, przepraszam, zagapiłem się - Powiedział jeszcze ciszej spuszczając głowę
May wstała z kanapy i podeszła do chłopca, który natychmiast zesztywniał i spojrzała na niego.
- Peter rozmawialiśmy o spóźnianiu się prawda? - Powiedziała patrząc na niego ostrym wzrokiem.- Bob! chodź Peter się spóźnił - Zawołała w głąb pokoju. Bob był nowym chłopakiem May i nie był miłym gościem. Peter widział go nawet kilka razy w jednej z ciemnych uliczek robiącego różne podejrzane interesy. Dlatego kiedy May zawołała go poczuł, że uginają się pod nim kolana.
- Peter przecież wiesz, że ciocia bardzo się o ciebie martwi kiedy nie wracasz na czas. A ja nie lubię kiedy ona się martwi - usłyszał szorstki głos, a zaraz potem do pokoju wszedł wysoki, barczysty, łysy mężczyzna z butelką piwa w ręce.
- Odwróć się tyłem - Rozkazał. Peter posłusznie wykonał polecenie. Wiedział już, że im szybciej się zacznie tym szybciej się skończy.
- Podwiń bluzkę - Mruknął bob, a chłopiec posłusznie wykonał polecenie.
- Ile się spóźnił? - Zapytał bob powoli wysuwając pasek, szlufka po szlufce.
- pół godziny - May popatrzyła na siostrzeńca z dezaprobatą. Na plecy chłopca padło 30 uderzeń pasem, każde sprawiało wrażenie jakby cały jego tył stawał w ogniu. Kiedy wreszcie ustały May rozkazała Peterowi wracać do pokoju, a ona sama wraz z Bobem rozsiedli się na kanapie.
Peter stał jeszcze przez chwilę w korytarzu opierając się ręką o ścianę próbując opanować ból który promieniował wzdłuż każdego miejsca które zostało uderzone pasem. Czuł się okropnie, nie tylko dlatego, że chłopak ciotki przez ostatnie 5 minut okładał go pasem, ale też dlatego, że wiedział, że tak naprawdę to jego wina, to on zawiódł, wiedział kiedy powinien być w domu i wiedział co stanie się jeżeli nie będzie na czas, ale tak dobrze czuł się kiedy kołysał się na swoich pajęczynach nad miastem, czuł się wolny, może nawet szczęśliwy i tak bardzo nie chciał wracać do domu w którym czekała na niego pijana ciotka i jej agresywny chłopak.
Kiedy wreszcie udało mu się opanować ból powoli i najciszej jak potrafił przemknął do swojego pokoju i równie cicho zamknął za sobą drzwi. Spróbował spojrzeć na swoje plecy w lustrze. Widok nie był przyjemny i wiedział, że przez następne kilka dni uczucie też nie będzie. Pomyślał z wdzięcznością o swojej szybkiej regeneracji, chociaż zdawało mu się, że ostanimi czasy działała gorzej niż zwykle.
Usiadł na swoim starym, skrzypiącym łóżku materac leżący na nim od dawna nadawał się do wymiany. W kilku miejscach widać było pęknięte sprężyny napierające na materiał. Aby nie obudzić się z jedną z nich nieprzyjemnie kaleczącą skórę trzeba było porządnie się nagimnastykować. Czuł, że to będzie długa noc, położył się na łóżku na boku, w średnio wygodniej pozycji próbując uniknąć sprężyn, i równocześnie, siniaków, jeszcze, z poprzednich razów kiedy spóźnił się, zapomniał pozmywać naczynia, albo zjadł coś co nie było dla niego. Na samą myśl o jedzeniu jego żołądek ścisnął się. Tego dnia zjadł tylko jabłko w szkole które dostał od Neda, swojego najlepszego przyjaciela. Bez niego pewnie umarłby z głodu już dawno temu. W domu prawie nigdy nie było nic do jedzenia, a jeżeli było to zazwyczaj nie było przeznaczone dla niego. Czasem kiedy May i Bob mieli lepszy dzień dzielili się z nim obiadem, w innym wypadku musiał radzić sobie sam.

CZYTASZ
Zmiany Irondad&Spiderson
FanfictionOd śmierci w wypadku wujka Bena życie Petera Parkera nie układało się najlepiej, ciocia May nie mogła poradzić sobie ze stratą co mocno odbiło się na naszym bohaterze jednak kiedy Peter otrzymuje starz nie gdzie indziej niż w StarkIndusties pojawia...