13

843 41 5
                                    

Nowy Jork nagle okazał się najwspanialszym miastem na świecie. Serio. Paryż mógł się przy nim schować, jakby tylko miał gdzie, ale niestety jest za duży, i pozostało mu tylko zostanie tam, gdzie był, i wstydzenie się. Brudne wieżowce były piękne i błyszczące, smród spalin pachniał, brak trawy zieleniał, a okropne stacje metra... cóż, wciąż były okropne, im nic nie mogło pomóc, ale poza tym cały Nowy Jork kwitł i pachniał. Gdyby życie było musicalem, Tony i Peter śpiewaliby jadąc windą, ale nie był to musical, a oni byli mężczyznami i byli bardzo zdeterminowani, żeby drugi nie widział, jak bardzo ten pierwszy cieszy się i jak szczęśliwi są, że żaden z nich się nie przeprowadza. Ze szczęścia zapomnieli nawet rozmawiać, a Tony zastanawiał się, czy i jak bardzo oberwie mu się od Pepper za podjęcie takiej decyzji bez niej, ale ku jego bezgranicznemu zdziwieniu, kiedy wyszli z windy, w apartamencie zamiast być złą, Pepper uśmiechnęła się szeroko, podbiegła do swoich chłopców i przytuliła ich mocno.

-Tony! Dzięki bogu firma uratowana - zawołała.

-Co? - zdziwił się Peter.

-Tony się nie chwalił? Był tak zły, że wyjeżdżasz, że zwolnił połowę pracowników - zaśmiała się Pepper.

-Co ty gadasz, kochanie? - Tony udawał, że nie wie o czym mowa - O Jezu - jęknął - Muszę zadzwonić do Bournów i wszystko odkręcić - westchnął z niezadowoleniem. Czemu plany nie mogły zmienić się wcześniej?

W czasie, kiedy Tony starał się odkręcić bałagan, który zrobił, Peter zgarnął swój plecak i poszedł do swojego pustego pokoju. Westchnął głęboko, zadowolony, że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu, ale wtedy przypomniał sobie o brudnym metrze. Tony nie wiedział, że Peter jest Spider-Manem i niekoniecznie musi być z tego powodu zadowolony. Tak, to był problem. I jeszcze była sprawa z Nedem i MJ. Nowy Jork jakby trochę poszarzał, ale zanim zdążył poszarzeć bardziej, Peter przypomniał sobie, jak dobry ma dzień, i postanowił, że nie pozwoli mu się zepsuć, a w zasadzie to go naprawi. Dał szybko znać Tonyemu i Pepper, że wychodzi, na co Tony wciąż rozmawiający przez telefon wyburczał coś o zdradzieckiej dezercji, a Pepper upomniała go, żeby nie wracał za późno, bo trzeba ustalić dużo rzeczy.

Pierwszą osobą, do której Peter postanowił się udać, był Ned. Ned mieszkał w dużym, starym bloku z wiecznie zepsutą windą, na którą wiecznie narzekał. Miał powód, mieszkał na 7 piętrze. Kiedy Peter doczłapał się tam, obleciał go strach. Co, jeżeli przyjaciel nie będzie chciał z nim rozmawiać? Nie mógł jednak zbyt długo myśleć nad odpowiedzią, bo w tym momencie Ned również doczłapał się na górę i stanął na środku korytarza, wpatrując się w Petera.

-Hej - zaczął niepewnie Peter. Ned wciąż nic nie mówił - Słuchaj, wiem, że zepsułem. Przepraszam, masz rację, jesteśmy przyjaciółmi i musimy sobie ufać. Ja muszę ci ufać - poprawił się - I będę. Obiecuję, będę mówić ci o wszystkim. Jesteś moim jedynym przyjacielem, i nie mogę cię stracić, a już szczególnie nie z własnej głupoty - zakończył Peter.

Ned jeszcze przez chwilę pomilczał, ale dał się udobruchać i uśmiechnął się do Petera, zapraszając go na obiad, jak gdyby nigdy nic. Po obiedzie chłopcy poszli do pokoju Neda.

-Mam jedną dobrą wiadomość i dwie złe - odezwał się Peter, jak tylko zamknęły się za nimi drzwi.

-No dawaj - powiedział Ned rzucając się na łóżko.

-Po pierwsze... Mieszkam z Tonym! Tak na stałe! - Peter uśmiechnął się szeroko.

-NIE! Ale jazda! Serio??? - krzyknął Ned.

-Queridos mios, estoy contemplado el milenio dorado! - dało się słyszeć z salonu.

-Lo siento abuela! - odkrzyknął Ned - Ale jazda! - szeptem powtórzył Ned.

Zmiany       Irondad&SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz