Minął niecały miesiąc. Przez te kilkanaście dni wertowałam internet w poszukiwaniu tak chronionej przez moich rodziców księgi. Skutkiem był brak jakichkolwiek informacji na jej temat. Jedynym tropem pozostała mi ta absurdalna karteczka od ojca, który na pytania z nią związane tylko uśmiechał się życzliwie, nic nie mówiąc. Miałam co do tego bardzo mieszane uczucia, zwłaszcza kiedy mój brak snów zaczęły zastępować koszmary. Wielkie wyschnięte drzewo pośrodku spalonego lasu. Z każdym snem zbliżałam się bardziej do pnia rośliny, tym samym ukazując sobie to, co skrywało... na początku były to tylko liny kołyszące się z podmuchem wiatru, w dalszej części ukazywały mi się węzły szubieniczne, a to, co miało się tam na końcu znaleźć — jeszcze do tego nie dotarłam, i wolałabym tak z tym pozostać. Co do chwalenia się tym rodzicom — postanowiłam milczeć, uznałam, że przejdzie mi to z czasem.
Czas jednak dalej mijał nieubłaganie. Brak kolejnych tropów, zero wskazówek od rodziców, musiałam sama sobie radzić. Pół nocy zastanawiałam się nad szkicem na kartce. Niby wyglądał jak planowy rozrys parku nieopodal mojego domu, ale coś z tyłu głowy mi mówiło, że to głupi pomysł iść to zbadać, cała ta sprawa miały dziwnie mroczny klimat.
Jednak co jeżeli nie zaryzykuję? Stracę możliwość poznania tak bardzo skrywanej prawdy... Z tymi myślami borykałam się, odkąd zawróciłam pierwszy raz przed parkiem. Rodzice nic mi nie mówią... Użalam się nad sobą jak dziecko!-Wychodzę! - powiedziałam trochę głośniej, wybiegając z domu. Rodzice wyjrzeli za mną przez okno, widzieli jak desperacko maszerowałam w nieznane im miejsce.
Chłodny wieczór uznałam za niezbyt sprzyjającą pogodę, jednak nie miałam innego wyboru, pracowałam do 19:00, więc nie miałam dużo czasu na załatwienie swoich spraw. Ten czas wolny postanowiłam przeznaczyć na wyjaśnienie niewyjaśnionego.
Szybko dreptałam do wyznaczonego celu, wiało coraz mocniej, drzewa pochylały się ku ziemi, niebo wyglądało, jakby zbliżała się niebezpieczna burza, a ja dalej szłam.To, co zastałam na miejscu, niezbyt spełniło moje oczekiwania. Okazało się, że park był w remoncie, wejście zostało zastawione taśmą, co jednoznacznie informowało o braku jakiegokolwiek wejścia. Jeszcze raz spojrzałam na starą kartkę, jak byk było pokazane, że altana w parku coś ukrywała. Kiedyś udało mi się zauważyć, że na jej planie zostały nakreślone dziwnego typu skrzydła, jednak były bardzo bardzo starte dlatego wręcz niewidoczne. Uznałam to za wskazówkę, a poddanie się w taki momencie było dla mnie nie do przyjęcia. Co, jeżeli altana zniknie i wszystkie poszlaki z nią związane również? Nie odpuszczałam, przekroczyłam taśmę, dalej starając się być niezauważoną. Chodziłam między gruzem i rozrzuconą ziemią tylko po to, by w końcu dotrzeć do celu.
Altana była w dość opłakanym stanie, cała obklejona taśmami wraz z tabliczką z informacją o niebezpieczeństwie. Jakie to niby było niebezpieczeństwo? W środku była ogromna dziura, jakby coś dużego uderzyło tam o ziemię i stworzyło wielki dół bez dna... jednak dach stał cały, czyżby dół wydrążyły się sam? Albo prowadzą tu jakieś prace? Podeszłam bliżej za taśmę, by przyjrzeć się otchłani. Capiło ze środka trupem, w dodatku poczułam na twarzy lekki podmuch wiatru od dołu. Fascynujące — pomyślałam, schylając się lekko.-Panienko co ty tu robisz? - usłyszałam głos za plecami.
Wzdrygnęłam się, szybko odwracając. Nikogo tam nie było, rozejrzałam się dokoła, by prawdopodobnie uświadomić się w fakcie, iż mam schizofrenię. W parku wiało pustkami, niemożliwe byłoby ktoś, coś do mnie właśnie powiedział.
-To już jest naprawdę dziwne... - mruknęłam pod nosem, jednocześnie wyciągając kartkę. Nie wiedziałam co dalej robić, na dół na pewno nie miałam zamiaru schodzić, więc co dalej? - Co za głupota - zmięłam kartkę w dłoni. Dokładnie w tej chwili również usłyszałam stukot nad głową, jakby coś chodziło po dachu altany. Zastygłym na chwilę nasłuchując, nic się dalej nie stało - Jest tam ktoś? - powiedziałam, rozglądając się.
Wielka głowa powoli wyłoniła się zza dachu, patrzyła na mnie swoimi wielki wyłupiastymi oczami, tak jakby patrzył mi wprost w dusze. Mój oddech przyśpieszył, widząc jak uwidacznia dalszą część swojej twarzy — buzia większa niż kiedykolwiek widziałam, ukazywała swoje ostre zęby do łamania kości. Spanikowałam, zrobiłam nieostrożny krok do tyłu na osuwisko, które popchnęło mnie wprost do otchłani...
CZYTASZ
Las Wisielców || Levi Ackermann x Oc
Fanfic„[...] Ech zwiadowcy dzielni chłopcy Tyle świata przeszli [...]"