IX

166 15 1
                                    

Od kilku godzin toczyła się rozprawa. Wszystkie strony wraz z sędzią omawiali dowody, jakie znaleźli przy mnie przed murem, jak i takie, które powyciągali mi z kieszeni pod czas rozprawy. Jedynym dość zabawnym momentem było to, jak sędzie trzymał mój telefon i go przez przypadek włączył, odskakując przy tym, jak poparzony. Telefon się zbił i przestał działać, jednak ten moment pozostał w mojej głowie jako prawdopodobnie jedyny z najmilszych z tej krainy. Dalej przeglądali tylko moje duperele do praktycznie niczego służące. Większą kontrowersję wśród zebranych wzbudził jednak skrawek znalezionego przeze mnie materiału. Dopiero wtedy zaczęła się poważna rozprawa. Ludzie o znaku skrzydeł zadawali najwięcej pytań, by dowiedzieć się czegoś więcej o moim znalezisku, jednak druga strona — ludzie o znaku jednorożca, mówili tylko o jednym, że byłam zagrożeniem i nie wiadomo co zrobiłam, a jako iż ich zadaniem jest chronienie królowej, to trzeba mnie stracić dla bezpieczeństwa ogółu. Słuchałam kłótni dwóch stron ze łzami w oczach. Czy tak będzie wyglądał mój koniec? Zostanę zabita w świecie, w którym pierwszy raz jestem, za coś, czego nie zrobiłam? To tak bardzo nie ma sensu... Nie chcę umierać!

Od początku nie mogłam nic powiedzieć, wyjaśnić, że nie jestem kimś, za kogo mnie uważają... Mogłam tylko słuchać i czekać na wyrok. W głębi duszy jednak chciałam by stroną, która wygra byli ludzie o skrzydlatym znaku. Jako jedyni ze wszystkich starali się podejść racjonalnie do sprawy, nawet proponowali, by dopuszczono mnie do głosu. Zadawali konkretne pytanie, proponowali normalne rozwiązania, jednak pod czas podróży przez miasta zdążyłam się przekonać, że to świat potwornej brutalności i jak można się domyślić — sędzia przytakiwał w większości rozwiązaniom ludzi chroniących królowej.

Kiedy nastał czas na podsumowanie wszystkich faktów, sędzia i każdy przedstawiciel każdego ze znaków miał iść z nim tak zwanie na stronę. Sala zaczęła pustoszeć, zbędni ludzie zaczęli wychodzić, zostawiając mnie praktycznie samą. Spojrzałam się w stronę wielkich okien, jednak mój wzrok spotkał się z sylwetką wysokiego człowieka o blond włosach. Patrzył na mnie gładząc się po brodzie, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. Nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, patrzyłam na niego zapłakana z nadzieją w oczach, że to oni wygrają rozprawę i skończą się te tortury, on widocznie miał podobną nadzieję. Jego wyraz twarzy wyglądał, jakby mi współczuł, jednak jego status nie pozwalał mu tego bardziej okazać. W końcu reszta go zawołała, zniknął w mgnieniu oka.

Czas, kiedy czekałam na werdykt, dłużył mi się nieubłaganie. Oczy bolały mnie od płaczu, nadgarstki czułam jak powoli puchnął od mocnego ucisku sznurów na nich, a czucie w nogach już dawno straciłam. Może to od stresu? A może sobie po prostu wmawiam by nie czuć bólu?

Nagle rozległ się huk. Sędzia oraz przedstawiciele grup skończyli rozmowy, starszy mężczyzna wróciło na swoje miejsce, a dowódcy stanęli obok niego. Referendarz poprawił okulary, sięgnął po młotek do potwierdzania wyroków i podniósł go wysoko w górę.

-Nieznana nam kobieta, uznana jednogłośnie za szpiega oraz zabójcę zostaje oddana w ręce żandarmerii, gdzie zostanie ona stracona - uderzył młotkiem o kawałek drewna.

Mój oddech stał się szybki i nierównomierny, w jednej chwili zaczęłam krzyczeć przez szmatę w ustach, łkałam jak nigdy dotąd. Przedstawiciel żandarmerii uśmiechał się szeroko na wieść o wygranej ich strony, za to ten miło wyglądający blondyn westchnął i patrzył się na mnie ze współczuciem. Wiedziałam, że nic nie może zrobić, ale miałam cichą nadzieję, że zareaguje, że ktoś mnie uchroni przed tym, co ma się wydarzyć.
Wierciłam się na krześle, starając uwolnić, jedyne co mi się udało to wypchnąć językiem z ust chustę, która nie dopuszczała mnie do głosu. Wzięłam głęboki wdech i kiedy wszyscy powoli odchodzili ze swoich miejsc, krzyknęłam:

-Dlaczego?! - zdarłam sobie też tym gardło. Chciałam się oczyścić z zarzutów, powiedzieć to z mojej perspektywy... - Nie jestem niczego winna!! - wydobyłam z siebie kolejny krzyk. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, jakby coś się w nich obudziło, jakaś empatia, współczucie.

-Uciszcie ją - powiedział sędzia, dając gest ręką. Człowiek niedaleko mnie wziął drewnianą pałkę i uderzył mnie w tył głowy. Od razu straciłam przytomność.

-To nie było konieczne - powiedział niezadowolony blondyn.

-Owszem było, darła się za głośno, a ja mam delikatny słuch - odpowiedział mu starzec.

-To jednak dalej kobieta, mogłeś okazać chociaż trochę delikatności - mówił.

-A co to za różnica? Kobieta, mężczyzna, takie same organizmy. I tak mnie irytowała - odszedł z lekkim uśmiechem.

Moje nieprzytomne ciało zabrali żołnierze żandarmerii, spakowali do wozu i ruszyli w kierunku swojej siedziby gdzie czekała na mnie szubienica. Bynajmniej taki był plan od początku.

Las Wisielców || Levi Ackermann x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz