XXII

161 12 34
                                    

Następnego ranka powitała mnie wielka migrena. Roztrzepana zebrałam się z łóżka, ubierając ciuchy robocze. Hałas z korytarza dostrzegłam już wcześniej, zdziwiona wyjrzałam za drzwi. Każdy był zabiegany, dużo ludzi krzyczało i przepychało się między sobą. Nie chcą zwracać na siebie większej uwagi, zamknęłam się od nowa w pokoju, przysiadłam pod oknem, obserwując szykujących się żołnierzy. Coś się stało - pomyślałam, widząc, jak atmosfera pomiędzy nimi jest naprawdę poważna. Wyszukałam w tłumie także mój obiekt westchnień, z którym spędziłam upojną noc, on także był pochłonięty harmidrem panującym na placu, przez to jeszcze bardziej poczułam niepokój. Czyżby informacje, które podałam im w ostatnim czasie, na coś się im przydały? A może to kolejna zwykła wyprawa?

Wszyscy stali w pięknym równym rzędzie za to moją głowę zaprzątała masa pytań, na które mogłam uzyskać odpowiedź tylko od bruneta. Szybko przywdziałam swoje przebranie i wyszłam na kompletnie puste korytarze. Kurczowo ściskałam w dłoni fular, który pozostawił u mnie facet. Spokojnie kroczyłam w stronę wyjścia, pogrążając się w dźwięku stukotu moich drewnianych podeszew o wyłożoną kamieniem podłogę, bardzo się stresowałam tym spotkaniem. W końcu mężczyzna nie powiedział nic po naszej wspólnej nocy, nawet nie zaczekał, jak się obudzę, co bardziej podbudowywało we mnie stres.

Wyszłam z budynku, mijając także w drzwiach dwóch wartowników, choć Ackermann był niski, to łatwo go zauważyłam na czele grupy. Nadzwyczaj spokojnie podeszłam do niego, po czym delikatnie szturchnęłam w bark. Odwrócił się do mnie momentalnie, zadarł głowę do góry i spojrzał mi w twarz. Zawsze miał wymalowaną oschłość, tym razem każdy mógł zauważyć widoczne zdenerwowanie formujące się na każdym kąciku jego twarzy.

-Co ty tu robisz - spytał dość agresywnym tonem.

-Chciałam porozmawiać, musimy coś omówić - mówiłam powoli, czując, jak plątał się w słowach. Kto by pomyślał, wcześniej to byłam taka pewna siebie, a teraz kruszę się przed niskim, agresywnym facetem.

-Nie mam czasu kobieto, jestem zajęty - wskazał na grupę żołnierzy, którzy wgapiali w nas swój wścibski wzrok.

-Ale naprawdę musimy... Chodzi o poprzednią noc, kiedy no - mówiłam plącząc się. Żołnierze obok spojrzeli na nas z uśmiechami jakby ich wyprawa i przejmowanie się tym poszły na drugi plan. Kapitan złapał się za skronie widocznie zirytowany, spojrzał na mnie krótko, po czym złapał za rękę i wciągnął z powrotem do budynku. Zaszliśmy do małej spiżarni, gdzie zamknął za nami drzwi.

-Mówże, ale szybko - mruknął.

-Wiesz, że mogę być w ciąży.

-Wiem - odpowiedział, kompletnie zlewając sprawę.

-I nie przejmujesz się tym?!

-Czym mam się przejmować? Chyba na pewno nie tym jednorazowym numerkiem - skrzyżował ręce.

-Chyba sobie żartujesz... - dosłownie ręce mi opadły - Pieprzyliśmy się tylko po to, byś teraz mówił mi coś takiego? A te miło słowa, które mi prawiłeś w łóżku? Byłeś przecież wtedy inny! Miły do cholery!

-A ty głupia na to poszłaś. To tylko słowa, one zawsze nic nie znaczą.

-Ty jesteś jakiś nienormalny! - krzyknęłam.

-Słuchaj, mam ważniejsze rzeczy na głowie więc z łaski swojej przestań mi zawracać dupę.

-Niby co jest takiego ważnego?! Mieliście już w chuj dużo tych swoich wypraw!

-Jadę odnaleźć swoją narzeczoną, a ty? Zostań z tym bachorem i wychowuj go sobie, nie interesujesz mnie - wywrócił oczami.

Co wtedy czułam? Zdradą nie mogłam tego nazwać, chociaż zaczął być bliski mojemu sercu więc... Chyba za bardzo się poczułam. Pochłonięta w świecie książki dalej myślałam, że to tylko jeden wielki sen na jawie, jednak miałam dużo powodów, by otrząsnąć się z tej teorii, więc to prawdopodobnie jest wielka smutna prawda połączona z rzeczywistością.
Gorzka teraźniejszość dała mi do pieca, a ja patrzyłam się wściekła na bruneta stojącego przede mną ze zirytowaną mimiką twarzy. Pociągnęłam nosem, zamachnęłam dłoń i spoliczkowałam niższego, dość mocne uderzenie zostało poparte stróżką krwi z nosa Levi'a. Wiedziałam, że zrobiłam źle, bardzo źle. Mężczyzna spojrzał na mnie tuż po spojrzeniu się na krew na palcu, którym wcześniej zbadał skórę pod nosem.

Do pokoju powoli wracałam, utykając na poszarpaną przez szkło nogę. Nieuszkodzoną ręką trzymałam się za żebra, które przeszywał ostry ból, nie zdziwię się, jeżeli niedługo pojawią się w tamtym miejscu wielkie siniaki. Włosami zasłaniała twarz, po której spływała krew, to przecięty łuk brwiowy to złamany nos... Wszystko piekło mnie jak diabli, jakby każdą ranę ktoś polewał mi cały czas alkoholem.
Ledwo przytomna przez ból dotarłam po czasie do swojego pokoju, zamknęłam się w nim od razu po wejściu do środka. Usiadłam na pościelonym łóżku i wyjrzałam na zewnątrz, na tego który mi to zrobił.

-Urodzę i wychowam to dziecko... A to tylko po to byś ty i twoja kochaneczka na to patrzyli - powiedziałam pod nosem, patrząc, jak wyjeżdżają konno za bramę siedziby.

Las Wisielców || Levi Ackermann x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz