-W pierwszej kolejności chciałbym porozmawiać z Nile, on najlepiej wie, co się dzieje z dziewczyną - mówił dowódca zwiadowców. Przeglądał jednocześnie wszystkie papiery, jakie ze sobą miał - Możliwe, że będziemy mieli szansę ją przejąć.
-Ale ci kurwa na tym zależy - mruknął kapral, tak samo przeglądając papiery - Ja bym olał sprawę.
-Mamy różne podejścia Levi, mi zależy do dobru ogółu - wspólnie szperali w dokumentach - Zostań tu, ja zajmę się rozmowom z Dok'iem - odszedł od biurka, poprawiając strój - Dobrze wyglądam? - spytał, poprawiając medalion na szyi.
-Odjebałeś się jak szczur na otwarcie kanałów - powiedział Levi, patrząc trochę z niesmakiem na przyjaciela.
-Dziękuję, ty tu zostań, ja idę wszystko załatwić - wyszedł z pomieszczenia.
-To nie był komplement debilu - krzyknął za nim.
Pozostawiony sam przy papierach Kapral postanowił dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Nigdzie nie było żadnych luk mówiących o tym, że można przejąć od innego korpusu więźnia. Brunet uważał plan kolegi za głupi i niepotrzebny, w końcu to, co się stało, jest już faktem dokonanym i nie da się tego zmienić. I że niby jakaś kobieta, wyglądająca na wariatkę, ma wyjaśnić całe to zamieszanie z zaginionym oddziałem? Coś kapral temu nie wierzył, odpuścił sobie papierkową robotę, wybierając się w stronę stołówki na pyszną czarną herbatę, którą ubóstwiał.
Dalej leżałam zamknięta w piwnicy, okrywając się skrawkami pociętej kurtki. Byłam przemokniętą, poraniona, spragniona oraz głodna. Ile czasu minęło? Nie miałam pojęcia, trudno było to stwierdzić pod ziemią. Powoli od tej ciemności dostawałam bzika, rozmawiałam w myślach sama ze sobą, czasem nawet mi się wypsnęło, by powiedzieć coś na głos, nie zdając sobie z tego sprawy. Majaczyłam bez sensu jakieś totalne głupoty.
Zerwałam się nagle z miejsca, słysząc krzyki tuż przy drzwiach od mojego więzienia. Przesuwałam się do tyłu po brudnej ziemi wymieszanej z wodą, nie chciałam przeżyć ponownie tego, co wcześniej. A co jeżeli tym razem zrobią mi coś gorszego? Błagam, by tak nie było... Desperacko zaczęłam zapinać moją koszulę na ostatnie niewyszarpane guziki. Zrzuciłam ze swoich barków rękawy od odciętej kurtki, tak samo odrzuciłam na bok skrawki od podartego ubrania. Co się tam dzieje? — pomyślałam, słysząc wrzaski, wcale nie ustawały, osoby na górze cały czas się zawzięcie kłóciły.Kiedy po długo trwających krzykach nastała cisza... ktoś wywarzył drzwi. Nasłuchując, mogłam stwierdzić, że szło do mnie kilka osób. Powoli zbliżające się światło pochodni z góry zaczęło mnie oświetlać. Zasłoniłam oczy przez złą reakcję na nagłe światło.
-Tutaj jest - powiedział kobiecy głos - Weźcie ją, jest w złym stanie więc ostrożnie.
Lekko odsłoniłam oczy, widząc przed sobą dwie sylwetki. Zarzuciły mi szybko worek na głowę, od razu zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, kiedy złapali mnie pod ręce i postawili na nogi - Spokojnie! - powiedziała kobieta, łapiąc mnie za dłoń - Nie jesteśmy z żandarmerii, zostaniesz przeniesiona.
-Puście mnie! - krzyczałam. Opierałam się każdemu ruchowi, musiano mnie wziąć na ręce, by wynieść mnie do góry po schodach. Nie czułam się bezpiecznie, nawet jeżeli ta dziewczyna mówiła mi miłe słowa i gładziła mnie po dłoni. Pękałam bardziej, wyniszczenie psychiczne, jakie spowodowali mi poprzedni oprawcy, dawało swoje siwe znaki. Płakałam, nawet kiedy mówiono mi, że czeka na mnie miękkie łóżko w osobnym pokoju, ciepła strawa i inne przyjemne rzeczy. Ale skoro obiecują tyle miłych rzeczy to po co ten worek? Tego właśnie się obawiałam, że to wszystko to kłamstwo.
Od razu poczułam, kiedy wyszłam na zewnątrz. Promienie słońca wkradały się na moją twarz przez worek, świeże powietrze powoli docierało do moich nozdrzy. Może faktycznie to koniec przykrości?
Z czasem dotarłam do kolejnego budynku, dalej było jasno, oznaczało to, że nie trafiłam do kolejnego więzienia. Tu za to było słychać jeszcze więcej głosów. Zdjęto mi worek z głowy, przymrużyłam powieki od jeszcze większej dawki jaśniejszego światła. Byłam w sali sądowej, dokładnie w tej samej gdzie wymierzono na mnie wyrok śmierci. Ale czemu znowu tu jestem?Przede mną stała trójka ludzi, w tym ten sam wysoki blondyn co był na wcześniejszej rozprawie. Patrzył się na mnie ze współczuciem, to samo kobieta obok niego. Kiedy postawiono mnie na nogi, choć dalej podtrzymywano przed upadkiem, mężczyzna zaczął mówić.
-Dowiedzieliśmy się bardzo istotnych faktów, które zatajono przez żandarmerię przed innymi korpusami. Ze względu na to, że nie dostosowali się do tego, co sami obiecali, sąd przekazał cię w nasze ręce. Będziesz pod opieką medyczną, psychologiczną, będziesz posiadała własny pokój, czyste ubrania... - z każdym jego słowem zaczęło zbierać się we mnie więcej żalu. Oczy powoli napierały łzy, które powoli zaczęły spływać mi po policzkach - własne porcje żywnościowe, a co najważniejsze spokój i prywatność, w zamian, że nam pomożesz - kiedy kończył mówić, upadłam niekontrolowanie na kolana, wybuchając gorzkim płaczem. Tak to koniec, choć tylko chwile spędziłam w tym piekle, to kto i tak chciałby się tam znaleźć? Liczyło się dla mnie to, że uratowano mnie i prawdopodobnie nigdy tam nie wrócę.
-Co to kurwa jest za szopka - machnął ręką zniesmaczony Kapral, odchodząc od pozostałej dwójki przyjaciół.
-Trochę empatii Levi! - krzyknęła za nim Pani pułkownik - Zajmę się nią Erwin, osobiście zawiozę ją do siedziby - powiedziała do blondyna, po czym podeszła do mnie.
Kiedy była wystarczająco blisko, oplotłam ręce wokół jej nóg, przytulając je - Dziękuje...! - powiedziałam niewyraźnie przez ciągłe krztuszenie się własnymi łzami. Kobieta nie wiedziała jak się zachować, delikatnie położyła dłoń na mojej głowie, głaszcząc mnie przy tym na uspokojenie. Gestem głowy również powiedziała reszcie, że nie mają się co martwić i mogą wrócić do swoich obowiązków.
Kiedy większość się rozeszła, kobieta pomogła mi usiąść, otarła mi łzy chustą i pogładziła po policzku na pocieszenie. Dalej nie umiałam zahamować płaczu, jednak czułam się o wiele lepiej. Miałam z tyłu głowy myśl mówiąca, że z nimi nic mi się nie stanie i jej właśnie się zaczęłam trzymać.
Po uspokojeniu się, przy małej pomocy szatynki wsiadłyśmy do wozu na zewnątrz. Mówiła, że wszystko na mnie już czeka, że dadzą mi kilka dni na zebranie myśli, bym nie czuła się niekomfortowo w ich towarzystwie. Mówiła tyle rzeczy na raz, a ja nie umiałam nawet za to podziękować, choć naprawdę chciałam to zrobić.
CZYTASZ
Las Wisielców || Levi Ackermann x Oc
Fanfic„[...] Ech zwiadowcy dzielni chłopcy Tyle świata przeszli [...]"