Rozdział 22 - Naród

112 10 9
                                    

   Słońce dopiero wzeszło ponad horyzont, mimo to on już od paru godzin stał na nogach i ciężko pracował przy rąbaniu drewna. W środku nocy obudziło go wycie wilków z pobliskiego lasu, a później nie mógł zasnąć, więc wyruszył do lasu po drewno na opał, którego nigdy tak naprawdę nie było za wiele. A do tego zbliżała się zima, więc w tym bardziej potrzebowali wiele drewna, by być w stanie ogrzać cały swój zamek - a przynajmniej jakąś minimalną jego część. Nie mógł też zapominać o przygotowywaniu posiłków, co bez drewna było niemożliwe.

   Otarł pot z czoła, a swoją siekierę oparł o bark. Teraz pozostało mu jeszcze przeniesienie tego wszystkiego do piwnic i mógł w spokoju pójść odwiedzić swoją żonę, która w tej chwili pewnie powoli wstawała z swojego wielkiego łoża. Nie trudno było mu się domyślić, że pierwsze co zrobiła to pewnie sięgnęła po jedną z swoich książek i zaczęła czytać ponownie znane jej już na pamięć fragmenty.

   Z oddali dobiegł go dźwięk końskich kopyt. Uśmiechnął się pod nosem, a po chwili gdy zza drzew wyjechał jeździec to zawołał do niego:

  -Gerulf! - Blondyn zeskoczył z swojego wierzchowca i podszedł do bruneta by uścisnąć mu dłoń - Jak ci minęła podróż?

 -Cóż... - zaczął Gerulf - Mogło być gorzej. Po drodze parę razy musieliśmy zmieniać drogę, ale ostatecznie wróciliśmy wczoraj wieczorem. - Rzucił okiem na kupkę drewna leżącą obok bruneta -  A ty jak zwykle pracujesz od rana. Co, Ansgar, nie mów, że nie możesz spać z powodu stresu?

   Wyprostował się jak struna. Tak, to prawda. Wycie wilków było tylko wymówką dla niego samego, by nie musiał przyznawać się do prawdziwego powodu swoich bezsennych nocy.

  -Coś ty...Ja tylko... - próbował się wytłumaczyć, ale na widok twarzy Gerulfa zrezygnował - Masz rację. Ale wiesz, to już niedługo. Co mogę poradzić? Jeszcze do tego to wydarzy sie w środku zimy, więc Safora może zachorować, a jak to się stanie to nie wiem co zrobię. Przecież może jej się coś stać, a poza tym...

  -Uspokój się - przerwał mu Gerulf - Przeciez to wspaniałe, że wreszcie będziesz mieć jakiegoś dziedzica. Ty patrz na mnie! Ja nawet ukochanej jeszcze nie znalazłem, a księżniczki z innych królestw zostały już pozabierane przez Celtię i Teutonię. Jak widzisz zostałem sam jak palec... - zaśmiał się.

  -W naszym królestwie również znajdziesz piękne damy - stwierdził Ansgar, ciesząc się ze zmiany tematu.

  -Ale nie chce by mój syn był bękartem - stwierdził - Tym bardziej że powinien byc w pełni ze szlacheckiego rodu, a nie... - Ansgar roześmiał się na te słowa i zarzucił rękę na ramiona przyjaciela - Co cie tak niby śmieszy?

  -Rzadko się zdarza bym to ja był mądrzejszy od ciebie - stwierdził, na co Gerulf prychnął.

 -Co to miało niby znaczyć? - spytał niby obrażony, a jednak kącik ust drgnął mu do góry, kiedy razem ruszyli w stronę zamku.

...

   Gerulf niezwykle różnił sie od Ansgara. Był poukładany, swoje obowiązki przyjmował z najwyższą powagą i znał także zasady panujące na świecie. W przeciwieństwie do Ansgara, który wszystkie prawa spełniał po swojemu. Był pierwszym człowiekiem, który sprzeciwił się ślubowi między królestwami. Za swoją żonę wybrał mieszkankę pobliskiego lenna, która na tle innych nie wyróżniała sie ani statusem ani szczególnie wyglądem (choć Ansgar wciąz upierał się, że była najpiękniejsza wśród wszystkich). Miała charakter typowy dla kobiet, które myślały, że mogą zwiększyć swoje prawa.

   Ostatecznie jedynym co ją różniło od innych było to, że to w niej zakochał się Ansgar - który właściwie był równie naiwny co ona. Początkowo Gerulf odczuwał do niej odrazę, co zmieniło się dopiero po około 2 latach - nie z jakiegoś konkretnego powodu. Po prostu rzekoma miłość Ansgara do niej sprawiła, że Gerulf zdecydował się spróbować z nią dogadać. Po jakimś czasie faktycznie mu sie to udało, ale wciąż byli jedynie zwykłymi znajomymi, których relacja nie wychodziła wiele powyżej powitania, krótkie dialogi i rzadkie prośby o pomoc.

  Aczkolwiek jakoś ta ich długa znajomość wpłynęła na Gerulfa i ostatecznie on sam również zaczął widzieć coś w tych słabych kobietach, a także zaczął jako tako doceniać istnienie wieśniaków i chłopów. Choć początkowo miał o to sporo sporów z Ansgarem.

  Poznali sie wiele lat temu na bakiecie ojca Ansgara w stolicy. Było to pierwsze spotkanie władców tych dwóch państw, a dla Gerulfa także pierwszy tak ważny bankiet. Dlatego wtedy starał się jeszcze bardziej upodobnić do ojca i możliwie nie oddalać od niego. Miał wtedy 12 lat. Na miejscu natychmiastowo przywitał ich król - Dalibor. Z wielkim szacunkiem zaprosił ich do środka, a służba wskazała im ich pokoje, a następnie drogę do jadalni.

  Gerulf zawzięcie słuchał rozmów ojca i w głowie starał się zapisać możliwie jak najwięcej szczegółów - od używanych słów, aż nawet po zwykłe akcentowanie odpowiednich części wyrazów. Był tak skupiony na Daliborze, że nawet nie zauważył braku drugiego księcia.

  Jakiś czas po rozpoczęciu posiłku drzwi do jadalni otworzyły sie i przeszedł przez nie brązowowłosy brunet o oczach w kolorze czekolady. Zasiadajac do stołu, usmiechał sie jak gdyby właśnie był w trakcie czytania jednej z komedii, a nie jak na tak poważnym spotkaniu. Jego ojciec spojrzał na niego poważnie i choć nie skomentował tego szkaradnego spóźnienia to jednak w jego oczach było widać wielki gniew. Brunet, jak gdyby tego nie zauważył, chwycił w dłoń widelec i zaczął konsumować posiłek.

   Gerulfa zaskoczył zupełny brak manier Ansgara. Musiał przyznać, że spodziewał się czegoś więcej po tak wysoko postawionej osobie - nawet jeśli ta była zaledwie nastolatkiem. Sam nie zamierzał brać z niego przykładu i obiecał sobie w myślach, że nigdy nie postąpi w tak niekulturalny sposób jak jego rówieśnik.

   W końcu Dalibor podniósł rękę do ust i odchrząknął w kierunku syna. Ten spojrzał na niego i dopiero po dłuższej chwili rozszerzył oczy i natychmiastowo stał od stołu z ustami wypchanymi jedzeniem. Minęła chwila niezręcznej ciszy, gdy próbował jak najszybciej przegryźć i przełknąć jedzenie, kiedy wreszcie mu się to udało zaczął mówić:

  -Wybaczcie mi mój wielki brak manier. Niech za moje złe zachowanie spotka mnie wielka kara tu i w niebie. Teraz jednak chciałbym was powitać z pełną radością i jeszcze raz złożyć wam me przeprosiny. Zwę się Ansgar Ranger, syn Dalibora, książę Leuni. Witam was, Królu Eliosie i Szanowny Gerulfie w naszym królestwie i domu. Mam nadzieję, że nasze dzisiejsze spotkanie pozwoli nam dalej trwać w tej dobrej i prawej przyjaźni naszych królestw. - Ukłonił się, po czym zasiadł do stołu. Jego wypowiedź brzmiała czysto i szczerze, choć tak naprawdę była przez lata wyuczoną formułką, którą zmieniał zależnie od sytuacji. Mógł ją ćwiczyć za każdym razem, kiedy się gdzieś spóźniał lub robił coś czego nie powinien, a to zdarzało się... cóż... dość często.

   W trakcie tej przemowy Gerulf naprawdę pierwszy raz zobaczył w nim księcia. (W sumie nie było to wielkim wyczynem, biorąc pod uwagę, że znali sie od zaledwie godziny). Można powiedzieć, że zapaliło to w nim jakiś minimalny promyk nadziei. Ale ten płomyk płonął w sumie tylko przez jakieś 30 sekund, dopóki Ansgar nie powrócił do swojego posiłku. Cały jego książęcy urok zniknął, a on znowu stał się... sobą.

   Po zakończonym posiłku królowie ruszyli do prywatnej komnaty. Gerulf usilnie błagał ojca o to, by pozwolił mu dołączyć, jednak nie udało mu się i z tego powodu musiał pozostać sam na sam z Ansgarem. A więc tak zaczęła się ich długa przyjaźń albo w sumie nienawiść, bo Gerulf naprawdę nie spodziewał się niczego innego...

...

To nazwisko Ranger podsunęła mi przyjaciółka i nie chciałam go dawać, ale przyznajcie, że brzmi genialnie

,,Will Ranger" <3

Zwiadowcy - Jestem NieśmiertelnyWhere stories live. Discover now